Czy ja już pisałam, że Jaś jest zapalonym piłkarzem?
Jeśli nie, to już prostuję: Jaś jest zapalonym piłkarzem.
Zapalonym, i to jeszcze jak!
Oczywiście zapalenie Jasia w temacie piłkarskim odbywa się kosztem jego nie-młodych-już rodziców.
Jakie to koszty, zapytasz? O, przeróżnej natury, że o kilku jego elementach tylko wspomnę: karty Ligi Mistrzów zbierane już 3. sezon (przypomnę, ze paczka kosztuje prawie 5 zeta, o zestawach specjalnych nie wspomnę), karty okazjonalne wystawiane na allegro (cudowna karta z Messim nabyta w całkowitym zaćmieniu umysłowym rodziców pod wpływem szczerych łez dziecięcych jasiowych za 40 zeta plus koszty przesyłki), szeroki wachlarz tekstylny: zestawy strojów piłkarskich typu „w poprzek przez świat” (Lewandowski, Neymar, Kaka, Honda), koszulki klubowe (Legia, Barca, PSG – co tam w tej szafie obok siebie nie wisi!), zestaw obuwia godny szanującej się szafiarki (korki, turfy, halówki) plus liczna galanteria (getry, rękawice piłkarskie, ochraniacze) oraz artykuły okolicznościowe, luźno związane z tematem (kubki, gazetki, plakaty, długopisy, zeszyty, bidony).
Jeśli nie, to już prostuję: Jaś jest zapalonym piłkarzem.
Zapalonym, i to jeszcze jak!
Oczywiście zapalenie Jasia w temacie piłkarskim odbywa się kosztem jego nie-młodych-już rodziców.
Jakie to koszty, zapytasz? O, przeróżnej natury, że o kilku jego elementach tylko wspomnę: karty Ligi Mistrzów zbierane już 3. sezon (przypomnę, ze paczka kosztuje prawie 5 zeta, o zestawach specjalnych nie wspomnę), karty okazjonalne wystawiane na allegro (cudowna karta z Messim nabyta w całkowitym zaćmieniu umysłowym rodziców pod wpływem szczerych łez dziecięcych jasiowych za 40 zeta plus koszty przesyłki), szeroki wachlarz tekstylny: zestawy strojów piłkarskich typu „w poprzek przez świat” (Lewandowski, Neymar, Kaka, Honda), koszulki klubowe (Legia, Barca, PSG – co tam w tej szafie obok siebie nie wisi!), zestaw obuwia godny szanującej się szafiarki (korki, turfy, halówki) plus liczna galanteria (getry, rękawice piłkarskie, ochraniacze) oraz artykuły okolicznościowe, luźno związane z tematem (kubki, gazetki, plakaty, długopisy, zeszyty, bidony).
Istnieje również aspekt nie mniej kłopotliwy w postaci tzw.
logistyki rodzicielskiej. Treningi (3 razy w tygodniu), sparingi – co sobota,
czasem – o zgrozo – co sobota i niedziela, zebrania, konsultacje, oooooo!
A żeby nie było, sparingi to wyjazd na cały dzień, np. do Skierniewic, do Radomia, do Łomianek – a tam 5 godzinny turniej, żegnaj więc, żegnaj odpoczynku weekendowy, którego wyczekiwaliśmy jak kania dżdżu już od wczesnych poniedziałkowych godzin porannych.
A żeby nie było, sparingi to wyjazd na cały dzień, np. do Skierniewic, do Radomia, do Łomianek – a tam 5 godzinny turniej, żegnaj więc, żegnaj odpoczynku weekendowy, którego wyczekiwaliśmy jak kania dżdżu już od wczesnych poniedziałkowych godzin porannych.
No więc, co zrobić, co poradzić – pasja to pasja, dziecko to
dziecko, nie ma co narzekać, tylko cieszyć się, bo dobrze, ze dziecko ma pasję.
I cieszymy się z mężem – naprawdę – cieszymy się, jesteśmy szczęśliwi, nawet w tych Skierniewicach i Łomiankach szczęście nas nie opuszcza.
I cieszymy się z mężem – naprawdę – cieszymy się, jesteśmy szczęśliwi, nawet w tych Skierniewicach i Łomiankach szczęście nas nie opuszcza.
Bo pasja to nie tylko wydatki (materialne, czasowe,
energetyczne), ale i zyski nie małe, szczególnie w tych
komputerowo-smartfonowych czasach. I duch się buduje w młodym człowieku, i
kręgosłup moralny i…
No właśnie, kręgosłup moralny, przystańmy tu na chwilę w pogoni naszej opowieści.
Kręgosłup i budujące go autorytety.
Bo ad rem: o autorytecie chcę tu dziś opowiedzieć.
Dokładniej: o autorytecie piłkarskim Jasia, który spadł na nas dość niespodziewanie, a przez to całkiem mocno, wprowadzając w nasz świat pewien chaos i zakłopotanie.
No właśnie, kręgosłup moralny, przystańmy tu na chwilę w pogoni naszej opowieści.
Kręgosłup i budujące go autorytety.
Bo ad rem: o autorytecie chcę tu dziś opowiedzieć.
Dokładniej: o autorytecie piłkarskim Jasia, który spadł na nas dość niespodziewanie, a przez to całkiem mocno, wprowadzając w nasz świat pewien chaos i zakłopotanie.
A była to środa. Jasiek wpada jak torpeda po treningu.
Mamo, mamo, na przyszłym treningu zagra z nami reprezentant Polski, prawdziwy reprezentant Polski, będzie nam pokazywał różne sztuczki, Ale fajnie, ale fajnie – podskakuje na jednej nodze, zupełnie jakby nie biegał przed godzina bez przerwy w te i nazad za piłką.
Ach, ta jasina radość bezcenna!
No i ten reprezentant, matko jedyna! U nas, reprezentant, kto, kto na Boga?
Kiedy Jasio ochłoną, wziął szybki prysznic (tak, tak, kochani, piłkarze, nawet małoletni, biorą tylko szybkie prysznice) i zasiadł rumiany jak pączek między nami, emocjonując się dalej:
To będzie reprezentant. To znaczy były reprezentant. Teraz jest działaczem (kim, kim??? Czy w ustach mojego dziecka o to pojawił się podstawowy zwrot ze słownika pojęć piłkarskich? No ni chybił – tak!).
Nazywa się Krzysztof Męczyński – relacjonował dalej Jasio.
Męczyński, Męczyński? Nie znam, pierwsze słyszę, Męczyński na pewno?
Może Citko, albo Żuławski? Takie nazwiska tłuczą się po maminej głowie jako przedstawiciele reprezentacji z lat poprzednich? A może nie…? W każdym razie żaden Męczyński w zakamarkach zawodnej maminej pamięci nie kołacze się absolutnie.
Tłucze, nie tłucze, faktem stało się jednak, że pan Męczyński zadomowił się na tyle mocno w świadomości jasinej, że towarzyszył nam cały wieczór, zjadł z nami kolację, ba, w radosnym trójkącie odrobiliśmy nawet lekcje z polskiego i matematyki.
Mamo, mamo, na przyszłym treningu zagra z nami reprezentant Polski, prawdziwy reprezentant Polski, będzie nam pokazywał różne sztuczki, Ale fajnie, ale fajnie – podskakuje na jednej nodze, zupełnie jakby nie biegał przed godzina bez przerwy w te i nazad za piłką.
Ach, ta jasina radość bezcenna!
No i ten reprezentant, matko jedyna! U nas, reprezentant, kto, kto na Boga?
Kiedy Jasio ochłoną, wziął szybki prysznic (tak, tak, kochani, piłkarze, nawet małoletni, biorą tylko szybkie prysznice) i zasiadł rumiany jak pączek między nami, emocjonując się dalej:
To będzie reprezentant. To znaczy były reprezentant. Teraz jest działaczem (kim, kim??? Czy w ustach mojego dziecka o to pojawił się podstawowy zwrot ze słownika pojęć piłkarskich? No ni chybił – tak!).
Nazywa się Krzysztof Męczyński – relacjonował dalej Jasio.
Męczyński, Męczyński? Nie znam, pierwsze słyszę, Męczyński na pewno?
Może Citko, albo Żuławski? Takie nazwiska tłuczą się po maminej głowie jako przedstawiciele reprezentacji z lat poprzednich? A może nie…? W każdym razie żaden Męczyński w zakamarkach zawodnej maminej pamięci nie kołacze się absolutnie.
Tłucze, nie tłucze, faktem stało się jednak, że pan Męczyński zadomowił się na tyle mocno w świadomości jasinej, że towarzyszył nam cały wieczór, zjadł z nami kolację, ba, w radosnym trójkącie odrobiliśmy nawet lekcje z polskiego i matematyki.
Nie, nie, nie to że mi to przeszkadzało. Absolutnie, a nawet wręcz przeciwnie.
Autorytet sportowy na miarę reprezentanta Polski był jak najbardziej pożądany
dla rozwoju młodego chłopca z powodów oczywistych, więc pewnie, jak
najbardziej, zapraszamy, wszystkie ręce na pokład!
Ale że mama jest osobą dociekliwą, by nie powiedzieć po
prostu – ciekawską, zanurzyła się w nieprzebrane fale domowego wi-fi, płynąc
wdzięczną żabką na spotkanie z tajemniczym jednak co nieco panem Męczyńskim. No
i doszło do spotkania, niestety, oko w oko, czy raczej oko-tekst.
I co moje drogie matki, co ja w tych falach nieprzebranych znalazłam? Otóż znalazłam prawdziwą twarz pana Męczyńskiego, oooo, daleką od tej hagiografii spisanej w naszej wyobraźni (z wydatną pomocą Jasia) pismem równym i pewnym.
Twarz pana Męczyńskiego okazała się twarzą po przejściach i to po jakich!
Zacznijmy od korekty.
Pan Męczyński to wdzięczna forma jasina niejakiego Krzysztofa Merczyńskiego.
Pan Krzysztof Merczyński, jednodniowy heros wyobraźni jasinej, potencjalny kandydat na wzór wychowawczy, sportowy i wszelaki inny.
I rzeczywiście, tu Jaś się nie pomylił, spotkał pana Krzysztofa w życiu epizodyczny co prawda moment reprezentowania Polski w piłkarskiej drużynie narodowej (może zresztą na ławce rezerwowych?), ale jednak fakt to fakt.
No bo niby tak, niby wszystko się zgadza, niby wychowanek KS Drevex, w którym spędził większość piłkarskiej kariery.
Wszystko ładnie-pięknie, w Ilidze zadebiutował jako zawodnik Siarki Zagłębie, w której spędził rundę wiosenną sezonu 2000-2002. A nawet – o proszę - wywalczył z nią awans do ekstraklasy i dotarł do finału Pucharu Polski.
W 2004 został nawet zawodnikiem holenderskiego SV Bund, w którym występował zdobywając w tym czasie nie byle co, bo Puchar Holandii!
No matko, matko jedyna – no jaki zbieg okoliczności, że los nam taki skarb podsuwa na tacy, na talerzu i w ogóle wpycha w ramiona, tylko brać.
Wróćmy jednak do lektury, której Jaś się dopomina: po powrocie do Polski ponownie reprezentował barwy…
I już miałam porzucić tę pasjonującą lekturę, uspokojona i zaspokojona w ciekawości macierzyńskiej. A tu masz, talerz okazała się dziurawy, miska bez dna, a taca deską do trumny. Bo oto dwa ostatnie zdania, na które matka niepotrzebnie wzrok dociekliwy spuściła, brzmiały jak następuje - trzymamy się foteli, klawiatury, myszki i bezprzewodowego Wi-Fi - w październiku 2010 roku został oskarżony o ustawienie meczu RKS Koszalin!
A w grudniu 2012 został – no, nie, nie wierzę - zdyskwalifikowany za korupcję przez Komisję Dyscyplinarną PZPN!!!!
Tu zapada kłopotliwe milczenie.
No nie, nie, nie, to nie może się tak skończyć. Wobec takich kosztów przeróżnej natury, wyrzeczeń weekendowych w Siedlcach, wydawaniu ostatniego wdowiego grosza na paczkę kart Ligi Mistrzów i wycieraniu łez dziecięcych po kolejnej przegranej reprezentacji Polski pan Męczyński taki numer nam wycina????
I co moje drogie matki, co ja w tych falach nieprzebranych znalazłam? Otóż znalazłam prawdziwą twarz pana Męczyńskiego, oooo, daleką od tej hagiografii spisanej w naszej wyobraźni (z wydatną pomocą Jasia) pismem równym i pewnym.
Twarz pana Męczyńskiego okazała się twarzą po przejściach i to po jakich!
Zacznijmy od korekty.
Pan Męczyński to wdzięczna forma jasina niejakiego Krzysztofa Merczyńskiego.
Pan Krzysztof Merczyński, jednodniowy heros wyobraźni jasinej, potencjalny kandydat na wzór wychowawczy, sportowy i wszelaki inny.
I rzeczywiście, tu Jaś się nie pomylił, spotkał pana Krzysztofa w życiu epizodyczny co prawda moment reprezentowania Polski w piłkarskiej drużynie narodowej (może zresztą na ławce rezerwowych?), ale jednak fakt to fakt.
No bo niby tak, niby wszystko się zgadza, niby wychowanek KS Drevex, w którym spędził większość piłkarskiej kariery.
Wszystko ładnie-pięknie, w Ilidze zadebiutował jako zawodnik Siarki Zagłębie, w której spędził rundę wiosenną sezonu 2000-2002. A nawet – o proszę - wywalczył z nią awans do ekstraklasy i dotarł do finału Pucharu Polski.
W 2004 został nawet zawodnikiem holenderskiego SV Bund, w którym występował zdobywając w tym czasie nie byle co, bo Puchar Holandii!
No matko, matko jedyna – no jaki zbieg okoliczności, że los nam taki skarb podsuwa na tacy, na talerzu i w ogóle wpycha w ramiona, tylko brać.
Wróćmy jednak do lektury, której Jaś się dopomina: po powrocie do Polski ponownie reprezentował barwy…
I już miałam porzucić tę pasjonującą lekturę, uspokojona i zaspokojona w ciekawości macierzyńskiej. A tu masz, talerz okazała się dziurawy, miska bez dna, a taca deską do trumny. Bo oto dwa ostatnie zdania, na które matka niepotrzebnie wzrok dociekliwy spuściła, brzmiały jak następuje - trzymamy się foteli, klawiatury, myszki i bezprzewodowego Wi-Fi - w październiku 2010 roku został oskarżony o ustawienie meczu RKS Koszalin!
A w grudniu 2012 został – no, nie, nie wierzę - zdyskwalifikowany za korupcję przez Komisję Dyscyplinarną PZPN!!!!
Tu zapada kłopotliwe milczenie.
No nie, nie, nie, to nie może się tak skończyć. Wobec takich kosztów przeróżnej natury, wyrzeczeń weekendowych w Siedlcach, wydawaniu ostatniego wdowiego grosza na paczkę kart Ligi Mistrzów i wycieraniu łez dziecięcych po kolejnej przegranej reprezentacji Polski pan Męczyński taki numer nam wycina????
Oczywiście nie doczytałam Jasiowi dwóch ostatnich zdań (i
oczywiście nie z powodów wymienionych powyżej), pozostawiając go w bezpiecznej
krainie Męczyńskiego Krzysztofa, króla wślizgu i fantastycznego driblingu
(czymkolwiek by to nie było). Facet – było, nie było – nie istnieje.
Swawolna fantazja matczyna spakowała mu walizki i wysłała na kontrakt do Tureckiej Republiki Cypru Północnego, gdzie przebywać ma dożywotnio, jako sprawdzony i uznany napastnik (???), a gdzie piłka nożna od ponad pół wieku nieprzerwanie tkwi w głębokim kryzysie (wiem z Internetu).
Cóż, właściwy człowiek na właściwym miejscu ;).
Swawolna fantazja matczyna spakowała mu walizki i wysłała na kontrakt do Tureckiej Republiki Cypru Północnego, gdzie przebywać ma dożywotnio, jako sprawdzony i uznany napastnik (???), a gdzie piłka nożna od ponad pół wieku nieprzerwanie tkwi w głębokim kryzysie (wiem z Internetu).
Cóż, właściwy człowiek na właściwym miejscu ;).
P.S. Nazwy klubów, pozycji
zajmowanych na boisku, czy trików piłkarskich są przypadkowe i pochodzą
wyłącznie z wyobraźni matczynej, która ni w ząb nie jest ich w stanie spamiętać,
co więcej, w ogóle się nawet nie stara.
A tymczasem rozgromiliśmy Gruzję 4:0 i tego się trzymajmy :).
A tymczasem rozgromiliśmy Gruzję 4:0 i tego się trzymajmy :).
To super, że Twój syn ma pasję! I fajnie, że go z mężem wspieracie. Dobrze chłopak trafił :-).
OdpowiedzUsuńCo poradzić, przy chłopakach nie ma wyjścia ;). Ja to już nawet wiem kiedy był spalony, a kiedy Jasiek zasypia po pierwszej połowie meczu, drugą oglądam za niego i opowiadam na drugi dzień. Matka Królów po prostu...;))))). Pozdrawiam Cię ciepło, dziękuję za wizyty i przemiłe słowa:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że syn ma pasję. Mój akurat piłką się nie interesuje, podobnie jak mąż ;) Już ja nawet bardziej, choć tylko te naprawdę istotne mecze oglądam, jak gra reprezentacja
OdpowiedzUsuńMy nie interesowaliśmy się sportem zupełnie, nie wiem, skąd syn przyniósł tą miłość do piłki. Żaden mecz nas nie interesował, a teraz proszę, już czekamy na czerwiec 2015 i planujemy wyjazd na mecz Polska-Gruzja na Narodowym. Mały ma na nas wieeelki wpływ :)))). Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, ze będziesz do mnie zaglądać często. Zapraszam :)))))
UsuńPasja to sprawa fantastyczna. A jeszcze fantastyczniejsze jest wspieranie przez rodziców pod każdym względem. Chwała Wam wielka za to, niestety wielu rodziców potrafi dzieciom skrzydła podcinać. Młody Ma wiele wiele szczęścia. Tak trzymaj :-))
OdpowiedzUsuńW dzieciach fantastyczne jest to, że potrafią się cieszyć naprawdę z rzeczy małych. Że dla niech reprezentant Polski to prawie jak bóg. Nieważne czy aktywnie grał, czy siedział na ławce a już na pewno nie ważne co robił poza boiskiem, ważne jest to że to jest REPREZENTANT POLSKI :))) Naprawdę czasem żal, że w dorosłych to często mija.
Pozdrowienia dla Was :-))
Dziękuję za te ciepłe słowa, oj, urosłam z 10 cm :)))). Ale masz rację, rodzic musi dopingować dziecko i wspierać je, choć czasami (szczególnie w weekendy) nie bardzo się chce;). Ale mus to mus, a nawet przyjemność:). Pozdrawiam Cię ciepło i zapraszam do "zaglądania"
UsuńCiekawa historia z panem M. takie osoby nie powinny byc raczej zapraszane jako autorytet dla młodych chłopców.. A hobby ma Syn super trzeba miec jakąś pasje w życiu :-)
OdpowiedzUsuńTeż się zdziwiłam, ale widocznie bardzo kocha piłkę i nie może bez niej żyć ;)))). Pasja jasiowa to nasze wybawienie od komputera i innych nowoczesnych używek, więc jak najbardziej. Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz i zapraszam częściej :))))
UsuńWpadam z rewizytą! U mnie sportowe są córeczki, syn to artysta lub intelektualista, zależnie od nastroju :) A ja chciałabym, żeby czasem pobiegał za piłką. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj i zostań na dłużej:). Nie ma tu reguły, drugi synek zapowiada się na muzyka, ewentualnie piosenkarza. Ale ma 3 lata, tak wiec wszystko przed nami :))). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńSport to dobra sprawa. Moja córa jak na razie tylko rowerek :)
OdpowiedzUsuńJak córcia, to może Jej nożną nie pójdzie. A że dobra sprawa, to się zgadza. Rośnie nam kadra, nie ma co :))))). Pozdrawiam Cię ciepło, dzięki za komentarz i odwiedziny. I zaglądaj, zaglądaj koniecznie :)
UsuńBoszzz.... wspólczuję! Jak dobrze, że nasz lokalny autorytet piłkarski nazywa się Krychowiak , jest młody, strzela bramki w reprezentacji i... jeszcze nie zdążył nabroić ;)
OdpowiedzUsuńFajny ten Wasz autorytet :)))). Choć my do "naszego"podchodzimy trochę ze śmiechem - wiadomo, jak jest... ;). Fajnie, że zajrzałaś do mnie - mam nadzieję, że nie ostatni raz :). Pozdrawiam :)))))
OdpowiedzUsuńPosiadanie pasji przez dziecko - bezcenne ;)
OdpowiedzUsuńI jak to dobrze, że piłkarskim autorytetem Jasia stał się K. Męczyński. Bo co by to było, gdyby trafiło na K. Merczyńskiego? Wstyd i dyshonor ;)
Chociaż, po namyśle, stwierdzam, że to wcale nie śmieszne..
Pozdrawiam ;)
Tak to jest ze "światem działaczy", choć czasem funkcjonują niebezpiecznie za blisko... ;). Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i komentarz. Mam nadzieję, ze zostaniesz na dłużej :). Pozdrawiam ciepło :)))
UsuńSuper! ja również zamierzam wpierać synka jak tylko podrośnie, dziecko,ktore ma pasje - to dziecko szczesliwe, zawsze lepiej pograć w piłkę niż cały dzien spedzić na głupotach, Rozwijanie pasji to rozwijanie inteligencji dziecka ;)
OdpowiedzUsuńPiłka jest fajna dla chłopców, jeśli lubią ten sport. Uczy dyscypliny, gry w zespole, odnalezienia się w grupie - tak wiec polecam, mimo wszystko ;))))). Dziękuję za komentarz i zapraszam do częstych odwiedzin :)
UsuńAch ile razy się człowiek jeszcze rozczaruje :P Jak nie narkotyki to pijactwo to korupcja. Ideały są, ale lepiej się w ich temat nie zagłębiać! :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że syn ma pasję to piękne :)
Dobrze, kiedy nad wszystkim czuwa super-matka;))))))). No ale to prawda, jakie życie jest - każdy wie, chociaż ciągle mnie jakoś te wszystkie wieści zaskakują.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i komentarz, jesteś niezawodna :)))). Pozdrawiam serdecznie :)
Och Pietruszka też jest zapalonym piłkarzem. Na szczęście na razie wystarcza mu zbieranie kart Ekstraklasy (tańsze są ;)). No i trenuje w ramach świetlicy więc logistyka prostsza :D.
OdpowiedzUsuńP.S. Dziękujemy za zaproszenie :)
Jasiek też zaczynał skromnie i niewinnie, a tu teraz niemal zgrupowania kadry narodowej kilka razy w tygodniu :))))))))))). Choć pasja bardzo pożyteczna, cieszymy się "że się rusza" ;). Bardzo się cieszę, że zajrzałaś - zapraszam jak najczęściej. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńpóźno już, więc powiem tylko - ojejku... i jeszcze ojejku dla tych weekendów... ubawiłam się, choć panem reprezentantem nie za bardzo.
OdpowiedzUsuńDzięki Matko za odwiedziny, nawet późne :). Fajnie, że się uśmiechnęłaś na koniec dnia - o to właśnie mi chodzi :)))). Pozdrawiam ciepło, zaglądaj do mnie koniecznie :)
OdpowiedzUsuńNapisalas chyba o nas? ;)
OdpowiedzUsuńNasz Mlody zaczynal przygode z pilka nozna w wieku 5 lat- w przedszkolu.
Teraz ma 15 i nadal gra- nie napisze ile Ja km przejechalawm wozac go na treningi, sparingiki, zawody i turnieje :)
Mecze w zimnie, w cieple- w soboty , niedziele- samo zycie.
Ciasta na zgrupowania, grillowanie na zjazdach itp.
ale......po fakcie nadal uwazam, ze warto- rozwoj fizyczny, kontakty kolezenskie, rozwoj emocjonalny,
Wiec nic- tylko d....pke spiac i " gol"!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Matko, 15 lat - to jeszcze tyle tych wyjazdów przed nami ;)))))))?!
OdpowiedzUsuńU nas też się zaczęło w wieku 5 lat i wciąż się nasila :).
Ale spięci jesteśmy i nie marudzimy za bardzo, bo efekty - sama wiesz, że fajne :).
Pozdrawiam Ciebie i Twojego piłkarza. Mam nadzieję, ze będziesz tu zaglądać często. Dobrego dnia :)
:)
Usuńpostaram sie :)
mieć pasję, co coś wspaniałego. Mam nadziję, że mój synek też ją znajdzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie
alexanderkowo.blogspot.com
Kochana jeszcze mam pytanie: można Cię jakoś polubić na facebooku? Chciałabym być na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na naszego fanpage: https://www.facebook.com/alexanderkowo?fref=ts mam Będzie nam miło
Coś mi nie idzie z tym fb, ale coś tam zainstalowałam.
OdpowiedzUsuńPostaram się prowadzić fb na bieżąco, ale nie wiem czy mi się uda :).
Pozdrawiam serdecznie:))))
Piękne jest posiadanie pasji oraz jej pielęgnowanie. Jasiek jest szczęściarzem, że ma takich rodziców. Mój Starszy ma 3,5 roku, jak na razie nie przepada za nożną. Do innych sportów też nie zauważyłam smykałki..lubi rower, bieganie, tańce. Może z czasem gdzieś bardziej się rozwinie :)
OdpowiedzUsuńKochana, wszystko przed Tobą - mój stał się fanem w wieku 5 lat, wcześniej w ogóle piłka go nie interesowała. My w temacie sportu jesteśmy tzw. nogi, dopiero podciągnęliśmy się przy nim. Pozdrawiam :))))))
OdpowiedzUsuńHahaha ! :D Fajna ta Stasiowa historia ! :) oby tylko zrezygnował z chęci bycia dziewczynką. Pozdrawiam ! :)
OdpowiedzUsuńJuż jesteśmy na etapie helikoptera, tak wiec "ma się ku lepszemu" :)))). Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie :))))
OdpowiedzUsuń