Nadziwić się
Matka nie może swej ogólnej subordynacji życiowej – zupełnie jakby to ktoś inny
za Matkę jej własne dzieci chował i ta tylko teraz mlaskała z niesmakiem nad
chowu tego efektami.
Bo drogi są dwie – albo Matka źle, tudzież nieuważnie (jak to Matka) dzieci chowa, albo telewizja kłamie…. W zasadzie Matka bez większych oporów gotowa jest pójść w te drugą właśnie stronę, i to wcale a wcale z powodu zmian geopolitycznych, jakich jesteśmy – nolens-volens – świadkami, ale z racji własnych, krótkich i mało intensywnych, przemyśleń.
Bo drogi są dwie – albo Matka źle, tudzież nieuważnie (jak to Matka) dzieci chowa, albo telewizja kłamie…. W zasadzie Matka bez większych oporów gotowa jest pójść w te drugą właśnie stronę, i to wcale a wcale z powodu zmian geopolitycznych, jakich jesteśmy – nolens-volens – świadkami, ale z racji własnych, krótkich i mało intensywnych, przemyśleń.
Na trop, że
telewizja kłamie, i to kłamie bałamutnie wpadła Matka już całkiem dawno, za
rządów władzy poprzedniej (żeby nie było), a może i drewniej, bo miły ten fakt
nastąpił wraz z pojawieniem się kultowych seriali rodzimej produkcji, typu „Klan”,
„Mi jak Miłość”, czy innych poruszających luźno wątki okołodziecięce.
A wątki około dziecięce
wyglądają jak następuje:
Dziewczynka
2-letnia
(tak, tak, kochani, to żadna pomyłka, dwuletnia i ani dnia dłużej!)
stoi
nieśmiało w kąciku obszernego salonu, w nienagannej sukieneczce w
odważny
kolorystyczny design – w końcu rzecz dzieje się w Warszawie, to
zobowiązuje – i takiejże fryzurze, bo dziewczynka, jak na każdą dwulatkę
przystało, obdarzona
jest burzą włosów spiętych w zgrabne koszyczki
ukoronowane symetrycznym upięciem kokard.
Dziewczynka
zgrabnie wkomponowuje się w ciąg skandynawskiej meblościanki, pełniąc zapewne
w wyobraźni szalonego scenarzysty rolę czegoś w rodzaju żywej – acz nieruchomej
– rzeźby, czy może lampki, bo kto wie, czy symetryczne kokardy za chwilę nie
rozbłysną mocą żarówek ledowych i to dopiero będzie szał.
Dziecko stoi
więc nieruchome, acz ładnie i estetycznie, gdy grono dorosłych wykonuje ważne
czynności okołodorosłe – a to ratują świat, a to sąsiadów,
a to wpadają w czeluść problemów życiowych.
I pewnie o to wpadanie chodzi, gdy troskliwa mama zwraca się do Zosi, Ani, Antoniny (Lenka – no way) głosem zatroskanym i dostojnym:
I pewnie o to wpadanie chodzi, gdy troskliwa mama zwraca się do Zosi, Ani, Antoniny (Lenka – no way) głosem zatroskanym i dostojnym:
Idź kochanie do
swojego pokoju, pobaw się.
I co się
dzieje, i co się dzieje pytam, gotowa na zwroty akcji znane z własnego podwórka?
Zosia, Ania, Antonina, zabiera swój design na sukince i
ledowe kokardy, bez słowa oddalając się w kierunku, gdzie pewnie znajduje się
ich pokoju.
Porysuj sobie –
zachęca matka głosem ginącym w czeluściach salonu.
Naprawdę!
Porysuj sobie! W swoim pokoju! Dwulatka! Idzie i rysuje (chyba)!
Znacie?
Praktykujecie? Wychodzi? Ksawery, Stefanek, Piotr w koszulkach i muszkach z
drewna idą i rysują, czytają, lepią garnki z gliny? I to się dzieje naprawdę?
Aaaaaaaa….
Jasina, koń
stary, dobijający dekady swego hałaśliwego życia nudzi się w swoim pokoju.
Nudzi się. Oplątany wokół rodziców jak dziki, nieprzycinany bluszcz, domaga się:
- wspólnej gry
w warcaby,
- wspólnego
odbijania piłki,
- wspólnego
wyjścia na rower,
- wspólnego
odrabiania lekcji,
- ba –
wspólnego oglądania bajek nawet.
Niechlujny jest
przy tym mocno, wymięty, i – wstyd się przyznać – momentami przepocony.
Stasina, koń nieco
młodszy, bawić się sam, w swoim pokoju – a gdzie tam!
Zwisa na matce
jak małpiątko na starej szympansicy i ani myśli rozwijać zainteresowania w
swoim pokoju, którego zresztą nie posiada, więc tu może tkwi problem - a może nie.
Stasino, polep
garnki u Jasia – zachęca Matka bezskutecznie, stając się – na własne życzenie –
przedmiotem drwin dziecięcych.
Jasiu, przeczytaj ostatnie wyniki meczów w gazecie, wszak pasjonujesz się piłką nożną – namawia Matka.
Wiadomo z jakim skutkiem. I tak, panie tego, mija dzień niejeden.
Choć ostatnio wpadła
Matka na koncept, że może tu chodzi o ten design i ledowe gadżety, może to one
mają tu jakieś magiczne znaczenie i stymulują do samodzielnych zabaw w swoim
pokoju nieme, ale jakże estetyczne dwulatki.
Chyba że rację
mają ci, którzy krzyczą, że telewizja kłamie, już sama Matka nie wie... ;).
Bo wiesz,kazde dziecko jest inne... moja najmłodsza reagowała jak to serialowe dziecko, ale starsze niekoniecznie!
OdpowiedzUsuńU nas nie ma szans na serialowe zachowanie, więc zazdroszczę :). I pozdrawiam upalne, ufffff... ;)
UsuńPewnie, że o design to chodzi :D
OdpowiedzUsuńMoże właśnie o to... ;). Pozdrawiam cieplutko :))))
UsuńŻeby tak dziecko wyuczyć jak w serialu aby się słuchało to połowa sukcesu by była. Choć zaprzecze teraz sama sobie czasami bywa, że moja córka się słucha i wykonuje moje polecenia, ale jak napisałam czasami. Bo musi mieć humor i chęci na samotną zabawę w pokoju.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W zasadzie moi też "czasami", ale to bardzo krótkie "czasami"... ;). Raczej ciągnie ich do stada :). Pozdrawiam cieplutko :)
Usuńzacznę od tego, że moje 2 letnie dziecko raczej nie staje w progu, tylko na pełnym gazie wbiega tak szybko, że zatrzymuje się na oknie tarasowym :P resztę sobie dopowiedz :P Chyba czas zmienić design w domu :P
OdpowiedzUsuńŻeby to jeszcze coś dało... ;). Moje dzieci miały to samo nieserialowe zachowanie. Pozdrawiam :)
UsuńCóż...moja waleczna trójka w różnym wieku robi dokładnie to samo - ilekroć zwrócę się "posiedź choć 2 minuty w pokoju, ja umyję podłogę", nijak nie może usiedzieć w wyznaczonej strefie. Ale fakt - może to o ten design i ledowe kokardy chodzi. Nie wiem. Spróbuję ;)
OdpowiedzUsuńPróbować można, ale efekt pewnie będzie niewielki (wiem po sobie)... ;). Pozdrawiam :)
UsuńTo chyba o design chodzi
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę :)))))
UsuńTez mnie to zawsze zabija. A dziewieciolatki w serialach sa wyrozumiale, pomocne i rownie potulne. Nie pyskuja, nie smieca i zawsze pomagaja. No i ciuchy wprost z butiku nawet do rysowania....
OdpowiedzUsuńSamo życie :). Pozdrawiam :)
UsuńHaha, moje Potwory na niesmiale haslo: "A moze pobawicie sie w swoim pokoju?", wolaja chorem: "Ale musisz isc ze mna, bo ja sie sam(a) boje!". I nie przyjmuja do wiadomosci, ze nie o to mi chodzilo... "D
OdpowiedzUsuńU nas baaardzo podobnie :). Pozdrawiam :)
UsuńMoja to nawet nie ma swojego pokoju. To znaczy śpi razem z babcią (chyba że akurat babci nie ma). I też wszystko razem oraz "co telaz lobimy", bo to przedszkolak jeszcze. Na szczęście "porysuj sobie" jeszcze czasem działa. :)
OdpowiedzUsuń