Łup, łup – zakołatało, wcale nie
nieśmiało, nowe do drzwi.
Łup, łup – nieco głośniej.
Kto to? – zapytał zaciekawiony
Staś, bo chociaż nowe zagląda do nas i to wcale nie rzadko, to z zasady pukało
ciszej i mniej natarczywie.
Otworzysz? – dopytuje
konspiracyjnym szeptem Jaś, nauczony już doświadczenie życiowym, że w pewnych
sytuacjach lepiej nie otwierać.
Ale co to dla Matki takie „łup,
łup”, Matka, świata ciekawa i nowych ludzi, owszem otworzy, tym bardziej, że
przez tzw. wizjer wypatrzyła zniekształconą może co nieco, ale znajomą postać
sąsiada zamieszkującego poniżej. Słowem: sami swoi.
Otworzyła Matka z miłym wyrazem
twarzy, ba - zalążkami uśmiechu nawet na obliczu. Za jej plecami – niczym
pisklęta spod skrzydeł – zakłębiły się zaciekawione dzieci w liczbie sztuk 2,
obie płci męskiej.
Oni! – krzyknął zamiast „dzień dobry” sąsiad, wskazując palcem
wskazującym w czeluść uchylonych drzwi. Kurczęta płci męskiej, sztuk 2
podskoczyły nerwowo, chowając się przezornie za plecy matczyne.
Oni? – zastygła Matka z pytaniem
na ustach.
Oni! Tupią i krzyczą! A mnie boli
serce! – krzyczał sąsiad u progu.
Krzyczycie i tupiecie? – zapytała
odruchowo Matka dzieci swe z naganą w głosie.
Nieeeee – odpowiedzieli chórem
chłopcy, głosem drążącym i nieco niepewnym.
No słyszy pan, to nie oni –
chciała Matka szybko sprawę wyjaśnić i
drzwi zamykać, ale sąsiad nie z tych, co to się łatwo i byle argumentem
dadzą wyprosić.
Moment! Jak nie oni! – wbił
oskarżycielski palec i wzrok w plecy Matki, dziurawiąc je niemal na wylot.
I popłynął:
Jak nie oni! A kto?!!! Święty turecki?!!! Krzyczą, biegają, walą w sufit!!! Co oni mają na nogach, trepy???!!! Już mi ściany popękały od tego walenia!!! Telewizja wyje, nawet okna nie mogę otworzyć, bo wszystko słychać!!! Pralka hałasuje co drugi dzień! Przecież to wszystko niesie w pionie! Kto tyle pierze?!!! I tak przez cały boży dzień, cały boży dzień – od rana do nocy! A mnie głowa boli, serce boli! Kto za te ściany zapłaci? Za ten hałas? Wodę spuszczają hektolitrami! Już mi nie raz ubikacje zalali! Kto za to zapłaci, pytam????!!! I te płacze w nocy! Te kroki, w nocy to dopiero słychać! – sąsiad z każdym wykrzyczanym słowem unosił się coraz bardziej, zmieniał kolory niczym sygnalizacja świetlna, wspierał się przy tym mocną gestyulacją - to wznosząc ręce do góry, to grożąc palcem, to łapiąc się pod boki i sapiąc groźnie.
I popłynął:
Jak nie oni! A kto?!!! Święty turecki?!!! Krzyczą, biegają, walą w sufit!!! Co oni mają na nogach, trepy???!!! Już mi ściany popękały od tego walenia!!! Telewizja wyje, nawet okna nie mogę otworzyć, bo wszystko słychać!!! Pralka hałasuje co drugi dzień! Przecież to wszystko niesie w pionie! Kto tyle pierze?!!! I tak przez cały boży dzień, cały boży dzień – od rana do nocy! A mnie głowa boli, serce boli! Kto za te ściany zapłaci? Za ten hałas? Wodę spuszczają hektolitrami! Już mi nie raz ubikacje zalali! Kto za to zapłaci, pytam????!!! I te płacze w nocy! Te kroki, w nocy to dopiero słychać! – sąsiad z każdym wykrzyczanym słowem unosił się coraz bardziej, zmieniał kolory niczym sygnalizacja świetlna, wspierał się przy tym mocną gestyulacją - to wznosząc ręce do góry, to grożąc palcem, to łapiąc się pod boki i sapiąc groźnie.
Chłopcy szybko zrozumieli, że
wszystkie te zarzuty karalne jednak ich się tyczą i spłoszeni skryli się w
pokoju.
Momencik, proszę pana… -
próbowała Matka wbicie swoje trzy grosze w słowotok nagromadzonych od
niewiadomo jak długiego czasu żali sąsiedzkich. Bez skutku jednak.
Momencik?!!! Momencik?!!! –
pieklił się dzielny staruszek coraz mocniej.
Żaden momencik! Niech pani
przyjdzie do mnie, zamienimy się, zobaczy pani, w jakim żyje stresie!!!
Matka na takie dictum wyraźnie
się ożywiła, ba, ucieszyła nawet, chętna na zamianę nawet w tej chwili. Byle
bez dzieci, oczywiście. Propozycja sąsiada nie była chyba jednak poważna, bo zamiast zainicjować radosny proces
przeprowadzki, fuknął w głąb matczynego mieszkania:
Sodoma i gomora! Ja tego tak nie
zostawię!
Po czym oddalił się pospiesznie
na piętro 7, sapiąc i wymownie trzymając się za serce.
No i co tu dużo mówić – jak
powiedział, tak zrobił.
Na każde głośniejsze stąpnięcie stóp
dziecięcych – łup, łup w kaloryfer.
Na każdy płacz i wybuch radości
chłopięcej – pac, pac, w rury kuchenne.
Chłopcy nabawili się nerwicy,
słowo daję. Nie dość, że zaczęli chodzić na paluszkach, dodatkowo jeszcze
dobrowolnie zzuli obuwie domowe w postaci kapci z gumową podeszwą, która
wydawała radosny odgłos plasknięcia, a na który to sąsiad ochoczo uderzał w kaloryfer, a
chłopcy z krzykiem przerażenia chowali się za zasłony, kotary, czy inne sprzęta
domowe z okrzykiem przerażenia:
Sąsiaaaad!
No nie daj Bóg, niech no tylko
ktoś niezapowiedziany zastukał do drzwi, od listonosza po nieświadomych członków
rodziny – reakcja była podobna.
Słowem – psychoza zamieszkała w naszych skromnych progach, psychoza, której na imię: sąsiad.
Słowem – psychoza zamieszkała w naszych skromnych progach, psychoza, której na imię: sąsiad.
Do tego doszedł element dręczenia
psychicznego: żona sąsiada przestała odpowiadać na nasze powitania, a dorosłe
potomstwo tegoż pogardliwie odwracało się do nas plecami podczas
niespodziewanych spotkań w windzie….
Po gestach czysto symbolicznych i
tzw. wojnie podjazdowej przyszedł również czas konfrontację bezpośrednią. I tak
pewnego miłego dnia rozległo się miłe pukanie do drzwi, a nieświadoma
zbliżającego się nieszczęścia Matka otworzyła podwoje. Dzieci profilaktycznie
schowały się za zasłony. Mądre dzieci, mądrzejsze od Matki.
W progu stała sąsiadka, żona
sąsiada:
Państwo hałasują. Notorycznie. Tak nie może
być. Mąż źle się czuje, to go denerwuje.
Za plecami Matka usłyszała szmer
za zasłoną i nerwowe:
Cicho, cicho, to sąsiad przyszedł…
Państwa dzieci są niewychowane… -
ciągnęła niezłomna kobieta o włosie siwym i pomarszczonej twarzy.
Bez słowa nałożyła Matka
kamizelkę kuloodproną. Bez słowa wzuła na głowę hełm i pomalowała twarz w barwy wojenne. Bez słowa chwyciła
Matka to, co miała pod ręką, w tym przypadku obuwie dziecięce na grubej gumie.
Bez słowa również wycelowała w sąsiadkę. Ta zaniemówiła w pół słowa.
Następnie użyła również Matka
słów powszechnie uznanych za obraźliwe, by po krótkim czasie przejść do gróźb
karalnych, serii obraźliwych epitetów oraz listy kategorycznych żądań.
W epilogu zamachnęła się nieszczęsna
obuwiem dziecięcym na gumowej podeszwie, celowo chybiąc, gdyż Matka charakteryzuje
się dobrym sercem. Jak to Matka.
Sąsiadka uciekła. Z krzykiem.
I cisza, Kochani, błoooooga
cisza. Nawet rury milczą, o kaloryferze nie wspominając. I dzieci jakby
spokojniejsze, i ciapcie na nogach.
Czasem nie ma wyjścia. Czasem
trzeba rzucić butem. Szczególnie w czas wojny;).
źródło: filmykino.pl
To skoro tak im przeszkadza to po co mieszkają w bloku? To oczywiście, że zawsze ma się kogoś nad sobą. Ja bym im pokazała :/ rozumiem, że starsi ludzie chcą mieć spokój ale da się załatwić to grzecznie, kulturalnie.
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Te "nasze" starsze osoby lubią, kiedy coś się dzieje. Szukają rozrywek :)
UsuńTak to właśnie jest mieszkać w bloku. Niestety ściany jak z kartony, sąsiadom wszystko przeszkadza. Szczerze współczuje. Najgorzej, że stresują dzieci. Dobrze zrobiłaś. Ja postraszyłabym jeszcze wiatrowka :-)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem będzie wiatrówka. Chociaż mam nadzieję, że uspokoili się już na stałe. Domek mi się marzy, domek... :))))
UsuńOpanowanie Matki może mieć swoją granicę, ja pod ręką zawsze trzymam baba jagę;) no cóż teraz trzeba w domu jak mysz pod miotą bo strach się bać tupnąć, zaśmiać czy kichać;) ja mam straż przyboczną sztuk 1 panna wiekowa, pies szczeka, ja na weselu a tu sms że głowa boli, że proszę go uciszyć bo spać o 19 się nie da...od tej pory nie ma dzień dobry i barwy wojenne, jestem w swoim mieszkaniu, krzywdy nikomu nie robię i nie chce się czuć jak w umieralni bo ma być cicho gdy cisza nocna jest od 22. Można grzeczniej i bardziej kulturalniej ale to świadczy o wychowaniu sąsiada i jego rodziny. Wole latające sufity i słyszeć śmiech dzieci nic cisza....... wielka cisza.........
OdpowiedzUsuńMieszkanie m wieżowcu ma swoje prawa. Jeśli sąsiedzi przez tyle lat ich nie przyswoili - widocznie odporni są na wiedzę ;). Na razie spokój, mam nadzieję, że tak zostanie. Pozdrawiam ciepło :)))
UsuńBoże, ale ludzie lubią innym życie utrudniać. Ja miałam takich sąsiadów co przychodzili ze skargą, że im śmierdzi jak obiad gotuję :-p. Teraz na szczęście mieszkam w domku, bez sąsiadów, a Młody może się drzeć bezstresowo :-).
OdpowiedzUsuńW domku... Zazdroszczę, jak nie wiem co :))). Pozdrawiam :)
UsuńJak dobrze mieć sąsiada.... ;) Twoi powinni mieszkać w moim mieszkaniu- jeszcze miesiąc temu miałam nad głowa alkoholika kłócącego się z żoną o każdej porze dnia i nocy oraz ich dziecko grające w piłkę na moim suficie właśnie dokładnie w tym czasie, gdy ja zasypiałam...
OdpowiedzUsuńNajgorzej jak ludzie własnego życia nie mają w musza żyć cudzym :(
No właśnie - trafili na zbyt grzecznych lokatorów. Inni już dawno zrobili by z nimi porządek - i to nie za pomocą kapcia ;). Pozdrawiam ciepło
UsuńSąsiedzi, odwieczny problem. Sama mam takich nad sobą z biegającym wnukiem. Mocny jest, nawet potrafi mój żyrandol wprawić w ruch. Zwróciłam uwagę 2 razy bardzo kulturalnie i z uśmiechem na twarzy. Efekt - sąsiadka przestała odpowiadać na moje grzecznościowe "dzień dobry", a ja dalej słucham co jakiś czas wzmożony tupot :)
OdpowiedzUsuńGrunt, to znaleźć płaszczyznę porozumienia. W blokach skazani jesteśmy na towarzystwo :). Pozdrawiam :)
UsuńMatko co Wy za sąsiadów macie?? Masakra. Ja całe życie mieszkam w bloku i też mam bardzo energicznego trzylatka, który do niedawna nie przesypiał całej nocy i budził się po 2 razy z płaczem w środku nocy, ale jeszcze nigdy nikt nie zwrócił mi uwagi. Mało tego kiedyś sama w rozmowie z sąsiadką z góry wspomniałam, że pewnie ich Syn mój budzi w nocy i że mi przykro, na co sąsiadka odpowiedziała z uśmiechem, że "mały jest i ma prawo, jakby nie płakał to byśmy nie wiedzieli, że dziecko mamy" ;) Szczęka mi opadła. A inną sąsiadkę, gdy zapytałam czy nie przeszkadzają im hałasy to powiedziała, ze ona nic nie słyszy, żadnych hałasów, więc git :)
OdpowiedzUsuńNam się taki egzemplarz trafił po raz pierwszy, a tez długa przeszłość blokowa za nami :). Chociaż Matka przyciąga takie różne dziwa, więc może tak miało być...? W każdym razie - pod podłogą cicho.... Pozdrawiam :)))
UsuńNawet mój mąż popłakał się ze śmiechu jak przeczytał Twój post:-)
OdpowiedzUsuńOj jakbym i ja czasem z chęcią tym kapciem rzuciła!!
Pozdrawiam ciepło
Czasem nie ma wyjścia, czasem trzeba rzucić ;). Pozdrawiania dla Was :)))
UsuńJa od zawsze mieszkam w domku, więc nie wiem jak to jest w bloku, ale zapewniam, że sąsiadów miałam równie marudnych i czepialskich!
OdpowiedzUsuńTeraz mieszkam na wsi i mam po prostu boskich! Lubimy się i żadne z nas nie może powiedzieć na siebie złego słowa.
Co innego sąsiedzi mojej Mamy, którzy w dzieciństwie psuli mi nerwy i zdrowie.
Mieszkając w rodzinnym domu wyznawałam zasadę:
"powiedzą ci sąsiedzi co masz wyznać na spowiedzi!"
Ściskam! :))
Szczęściarze z Was. Ja od zawsze mieszkam w wieżowcu, ale taki egzemplarz sąsiadów trafił mi się po raz pierwszy... Matka za życia pójdzie do nieba chyba ;). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńMoja pralka pierze codziennie... to by dopiero było, gdybym w bloku mieszkała ;) A tak poważnie, to niestety na niektórych innej rady nie ma. Możesz chodzić na palcach, możesz się kryć po kątach, nie pomaga. Trzeba czasem rzucic butem, bo inne argumenty nie docierają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Masz rację, czasem nadmiar kultury szkodzi. Na pewno w takim zbiorowisku jak wieżowiec.... Domek mi się marzy, mały, biały domek.... Pozdrawiam :)
UsuńZaproś nas do siebie to zrobimy sąsiadom sodome i gomore :p
OdpowiedzUsuńCO TO ZA LUDZIE? Jak chce spokój to może zamieszkać:
a) w domku
b) w domu starców
c) na cmentarzu
Mieszka w bloku, niech nie marudzi. Cisza nocna bodajże obowiązuje od 22, a do tej godziny sorry Gregory....
To samo Matka powiedziała sąsiadce :))))).
UsuńJak im tak źle się mieszka w bloku, to niech sobie chatkę w lesie postawią.... Cisza, śpiew ptaków i ryk jeleni...
OdpowiedzUsuńSama bym rzuciła butem, albo ... nie. Ja bym sprawę oddała w ręce męża :) Mój H by się szybko rozprawił :)
Oczywiście brawa dla Ciebie, że obeszło się bez "ofiar" :P
Wyjątkowo trudny egzemplarz trafi nam się na sąsiadów. Niestety, blok, o wieżowcu nie wspominając, ma swoje prawa.... W naszym i tak jest w miarę cicho. No ale - jak się chce uderzyć psa, kij zawsze się znajdzie ;). Pozdrawiam :))))
UsuńWspółczuję... i poraz kolejny doceniam, że mieszkam w domku:)
OdpowiedzUsuńOj, nam się baaardzo marzy domek :)))
UsuńStrasznie Wam współczuję. Życzę by się odmieniło.
OdpowiedzUsuńJuż jest lepiej. Chociaż udajemy, że się nie znamy ;). Ach, domek, domek na prerii... :)))))
UsuńTeż mam takich sąsiadów co to uprzykrzali nam życie, jak ja byłam dzieckiem i przyjeżdżałam do babci. Potem, gdy zamieszkałam tu sama też im wszystko przeszkadzało... Na szczęście teraz, gdy sama mam dzieci im już bliżej setki i słuch nie ten więc jakoś nie narzekają;)
OdpowiedzUsuńTeraz jest spokojnie. Okazuje się, że czasem tupnięcie noga to jedyna metoda ;). Co prawda ignorują nas nadal - ale nie można mieć wszystkiego ;). Pozdrawiam :)))
UsuńBardzo mądrze ich potraktowałaś mamusiu:}}. Cholerka żyjemy w jakimś skupisku i trzeba się odrobinkę dostosować a nie robić swój własny folwark.
OdpowiedzUsuńBiedne chłopaki, bać się oddychać we własnym mieszkaniu.
Wiesz co nad nami mieszka para która baardzo głośno okazuje sobie sympatię kila razy dziennie. Nie mam nic przeciwko miłości krążącej wokół ale mam problem jak to wytłumaczyć moim dziewczynom. Któregoś dnia moja starsza przychodzi do mnie z tekstem że pani u góry chyba rodzi bo tak krzyczy;}}}}.
I tej wersji się trzymamy, bo głupio w tak delikatnej sprawie zaczynać aferę;}}}}
No nieźle :). W sumie - sąsiadów się nie wybiera i mogą zaskoczyć :))). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńO Matko!!! Jakże ja to dobrze znam z autopsji!!! Kiedyś usłyszałam od sąsiadki z korytarza, że mój potomek, wtedy niespełna roczny, za głośno krzyczy. A gdy ona darła mordę, gdy mi to obwieszczała, na moją uwagę, żeby była nieco ciszej, bo mi dziecko obudzi, powiedziała, że korytarz jest częścią wspólną;/ PARANOJA. A swoją drogą,masz przecudowny styl pisania, aż banan pojawia się na twarzy:)
OdpowiedzUsuńZapraszam http://granatowetrampki.blogspot.com/
W takich sytuacjach każdy "okopuje się " na swoich pozycjach i żaden kompromis nie jest możliwy. Tez mieszkam w wieżowcu, i ktoś mądrze , albo i nie stwierdzi, że jeśli chcę mieć ciszę, to niech sobie dom wybuduję. Nie wybuduje bo na to nie mam, ale wiem że stosunki sąsiedzkie można układać "po dobroci". Dzieci są dziećmi, bawią się i biegają, ale może można położyć na podłodze grubą wykładzinę. Albo dzieci obuć w kapcie na grubym filcowym spodzie, albo poprosić, aby nie bawiły się w odbijanie piłki o podłogę. Naprawdę można wiele rzeczy ustalić z sąsiadami, wiedzą oczywiście, że nie zadowoli to strony w całości. Dzieci w nocy płaczą a w dzień skaczą - kiedyś wyrosną :) Potem będą słuchać muzyki na cały regulator, a kiedyś będą stare z bólami głowy i marzeniem o świętym spokoju...
OdpowiedzUsuńWierzę w moc porozumień, niekoniecznie sierpniowych.
P.S. Nad nami mieszka starsze małżeństwo. Oboje chodzą w drewniakach. Wstają o 5-tej rano i walą w podłogę jak młotkiem. Tłumaczyłam, że ja nie muszę wstawać o tej porze, ale przez nich spać nie mogę. Prosiłam , miło grzecznie... Nic nie pomagało,,, bo "drewniaki proszę Pani zalecił nam lekarz, to bardzo zdrowe obuwie, dobre na stopy - lepiej pracują i na kręgosłup też pomaga". Poza tym włączają pralkę o 5 tej rano - łomot bo wirując skacze im po łazience.
W naszym przypadku porozumienie nie jest możliwe - nie mam kontr argumentów - oni mieszkają na górze, ja na dole :( Od wielu już lat też wstaję o 5tej, nie mam czasu, żeby przez godzinę przewracać się z boku na bok...
O matko! Gdy mieszkałam w Poznaniu tez miałam nad sobą rodzinę z małym dzieckiem. Owszem - bywało głośno, ale na litość boską w bloku tonormalne! Poza tym dziecko to dziecko. Bawić się musi. A gdzie? W piwnicy by sąsiadów nie irytować?
OdpowiedzUsuńAle mi ciśnienie podniósł ten Twój sąsiad.
U nas sąsiad młodszy- przyszedł tylko raz- na co entuzjastycznie odrzekłam,że jak dzieci nauczą się fruwać będzie cisza w ciągu dnia- później próbował z mężem-a kolejny z klatki obok zapytał czy mamy kręgielnię - na co odpowiedziałam,ze bilard i piłkarzyki też i na tym się koń czy rozmowa - zapytałam jedynie czy remont też może robić po cichu. Ściany mają uszy i tyle :)) \
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze zrobiłaś. Należało się babie wrednej. Jeszcze żeby dzieci i rodziny nie miała to może choć trochę by ją to tłumaczyło. W takich momentach bardzo się cieszę, że my mieszkamy w domu jednorodzinnym i mamy święty spokój.
OdpowiedzUsuńKocham takich wstrętnych sąsiadów. Dzieci, dzieci, dzieci - nie mogą być dziećmi? Przecież nie będą na palcach chodzić i siedzieć wiecznie przed TV. Tak trudno ludziom zrozumieć? Sami nie mieli dzieci? Szok w trampkach na tym świecie.
OdpowiedzUsuńO rany to ja Wam takich sąsiadów współczuję, dzieci bedzie stresował, kurcze jak ja nie lubię takich ludzi, świetnie to opisałaś uśmiałam się ale patrząc na to z innej strony to dosc poważna sprawa, czasem nie moge zrozumiec ludzi...
OdpowiedzUsuńTobie pewnie nie do śmiechu ale ja się uśmiałam.
OdpowiedzUsuńNo cóż, zapomniał wół jak cielęciem był. Dobrze sobie poradziłaś.
Olaboga! Matko! W starusinkę kapciuchem rzucać? :D No pięknie, tej pralki ja bym już nigdy z ruchu nie powstrzymywała :D
OdpowiedzUsuńPozazdrościć sąsiadów... zastanawiam się, jak mają swoje piętro udekorowane? Którzy to są, Ci z galerii obrazków czy mieszkający w DŻUNGLA? :D
Odkad moje dzieci ciut większe ( he, he) są sąsiedzi jakoś się wyluzowali. Choć teraz myślę,że może ci nasi są u Was...:)
OdpowiedzUsuńLudziska, a ci dziadkowie to jacys nowi na klatce? Ale nawet jak nowi w Waszej, to raczej przez wiekszosc zycia w blokach pomieszkiwali, wiec czas bylo przywyknac...
OdpowiedzUsuńCzytajac podobne historie ciesze sie, ze my w domku mieszkamy. Ulubiona zabawa moich Potworkow jest bieg w te i z powrotem po korytarzu. Potrafia tak 30-40 min. Poza tym ciagle wrzeszcza, piszcza, rycza... Jako niemowleta budzili sie po kilka razy w nocy... Ciekawe co by Twoi sasiedzi zrobili gdyby wprowadzila im sie nad glowy taka rodzinka jak moja? :p
Ciekawe co sobie myśli mój sąsiad z dołu, ale skoro się jeszcze nie ujawnił (wcześniej mieszkała tam sąsiadka utrzymująca, że dzikie wrzaski i tupanie od 6 rano w sobotę jej nie przeszkadzają) to chyba nie jest tak źle :)
OdpowiedzUsuńNo to ładnie ;) Ja podziwiam naszych sąsiadów - nigdy nie skarżyli się na hałas a był taki czas gdy synek (miał jakieś 1,5-2 lat) budził się kilka razy w tygodniu w środku nocy i wrzeszczał nawet 30 minut jakby go ze skóry obdzierano. Nie wspomnę o jeździe na rowerku po mieszkaniu i innych hałasach ;)
OdpowiedzUsuńNasi chłopcy na prawdę są niezbyt głośni. No, może te ciapcie, śmiechy - no ale trudno wyciszać sobie ściany.... Sąsiedzi sa baardzo konfliktowi, nie tylko my tego doświadczamy, niestety. Pozdrawiam :))))
UsuńPękam ze śmiechu! :-))) Ja tez mieszkam w bloku i niestety poznałam juz jego uroki
OdpowiedzUsuńNiestety, sąsiadów w bloku się nie wybiera.... Pozdrawiam :)))
UsuńDzięki Bogu moimi sąsiadami z dołu są rodzice, potrafią dużo znieść :) Dziewczynki wystawiły też parę razy na próbę sąsiadów mieszkających w domach obok, ale do tej pory nikt się nie skarżył i nie wezwał opieki społecznej :)
OdpowiedzUsuńU nas taki egzemplarz w karierze blokowej trafił się po raz pierwszy. Na razie spokój zapanował, może już na dłużej... Oby! Pozdrawiam :)
UsuńCzasem trzeba użyć mocniejszych argumentów. Choćby i kapcia :)
OdpowiedzUsuńTakie to uroki mieszkania w bloku. My pod też mamy niezłych sąsiadów. Nie dość, że bardzo głośni, to urządzili sobie palarnię na półpiętrze. Swoich dzieci nie trują, ale cudze to inna sprawa. Smród był niesamowity, bo po co otwierać okno, a za popielniczkę robił parapet. Jak pojawił się Synek zwróciłam uwagę. Na razie jest dobrze, ale pewnie do czasu. Bo sąsiad potrafi. Ale nie dajmy się.
My przerabialiśmy sąsiadów palących w maleńkiej windzie. A że mieszkamy dość wysoko podróż w takiej "wędzarni" to był koszmar... Niestety - wieżowiec. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSąsiedzi...ich nie zrozumiesz ;/
OdpowiedzUsuńNiestety, życie w wieżowcu to trudna sprawa ;). Pozdrawiam ciepło :)))
Usuńjak mieszkałam w bloku to nikt nie miał pretensji że chłopaki hałasują co za szczęście teraz mieszkam w domku jednorodzinnym a tu już hulaj duszo sąsiadów nie ma :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę domu :). U nas taki egzemplarz sąsiadów trafił się po raz pierwszy, a chłopcy na prawdę nie są szczególnie głośni. Pozdrawiam :)
UsuńO rany...! Ale Ci się sąsiedzi trafili, nie ma co. Zawsze możesz wezwać policję i zgłosić złośliwe niepokojenie, które jest wykroczeniem. Przejdzie się do nich patrol interwencyjny, to od razu się uspokoją ;)
OdpowiedzUsuńNa razie rzucanie kapci opłaciło się - spokój pod podłogą. Oby tak dalej :)
UsuńCzy Twoich sąsiadów ktoś odwiedza? Czy oni mają własne dzieci? Czy żyją tylko we dwójkę? Mają wnuki? Może dzieci ich nie odwiedzają? Może im się nudzi? Może nie mają na to pomysłu? Ludzie czasem sami nie wiedzą, że szukają kontaktu z pretekstu. Jakiegokolwiek. Nie muszę mieć racji, nie znam kontekstu. Czasem uprzykrzający życie starszy człowiek ostatkiem sił chce w ten sposób ochronić swoje własne poczucie, że jeszcze coś znaczy, że jeszcze ktoś się z nim liczy. Nie tędy droga, ale wprost przyznanie się samemu sobie, że są inni, młodsi, że życie bujne nad nami albo obok... No, może nie być łatwe. I człowiek się miota. Z bezsilności może płynąć frustracja, z niej agresja. Nie wiem, czy tak jest z Twoimi sąsiadami. A Ty wiesz? Agresywnych zachowań sąsiada nic nie usprawiedliwia, ale gdyby przyjrzeć się ich podłożu, to może udałoby się trochę zmienić to podłoże, żeby wyrosło na nim coś lepszego. Bo ja wiem... Może starsi państwo grają w szachy? W warcaby? W chińczyka? Może potrafią czytać dzieciom? Może kawa? Może herbata? Ciastko? Może miałabyś godzinę albo dwie spokoju? Może da się to jeszcze odwrócić na Twoją korzyść? Z satysfakcją dla wszystkich zainteresowanych. Warto próbować. Na wojnę zawsze można iść w ostateczności. Serdeczności, Królowo!
OdpowiedzUsuńSąsiedzi skonfliktowani są z dużą częścią mieszkańców wieżowca, chyba taki sposób wyrażania emocji po prostu jest zgodny z ich naturą. Mają dorosłe dzieci. Znam tylko syna, również nie odpowiada na 'dzień dobry". A ponieważ zapanował pod podłogą względny spokój to i nerwy Matki się uspokoiły. I niech tak zostanie :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńAmen. Spokój najważniejszy :))) Niektórzy po prostu tacy już są i nic się nie poradzi, szkoda nerwów.
UsuńFiu fiu. Niezły "słodziak" Ci się trafił w roli sąsiada.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice tez mieli kiedyś takiego wesołka pod podłogą , któremu przeszkadzało że trzy letnia dziewczynka czyli ja w czasach młodości zbyt głośno chodziłam w filcowych papuciach. Dopiero po fest awanturze którą zrobił ojciec uroczemu sąsiadowi , gościu się uspokoił i wtedy już mogłam biegać w mamy szpilkach po mieszkaniu i zażaleń nie miał żadnych .
Ale taki sąsiad to zmora :(.
Życzę spokoju i cierpliwości.
Oczywiście, że zmora. Tym bardziej, że takich "słodziaków" nie jesteś w stanie przekonać do swych racji, taka napięta atmosfera sprawia im po prostu frajdę i wypełnia czas. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńJa wiem, że powinnam coś madrego ci tu napisać, i w ogóle, i pocieszyć, ale Ty tak barwnie piszesz, że no naprawdę, nie wiem co napisać. Tylko tyle - pisz dalej kobieto! Książkę powinnaś wydać! Magia tu u Ciebie!
OdpowiedzUsuńA co do sąsiada - odsyłam do książki Musierowicz "Kwiat kalafiora" - może tędy droga?
pozdrawiam
Kasia
Czytałam - ale ja kiepsko gotuję, że o pieczeniu nie wspomnę ;). Na razie spokój, oby tak zostało.... Pozdrawiam i dziękuję za te wszystkie piękne komplementy :)
UsuńO rajciu... Czy to przypadkiem nie mój ojciec u Was był? Jemu całe życie coś, a nie przepraszam, nie coś- wszystko przeszkadza. I też tak walił. I wodę lał z balkonu żeby sąsiadom dokuczyć :(
OdpowiedzUsuńChociaż... Im jestem starsza, tym bardziej zaczynam Go (trochę) rozumieć... Moja sąsiadka ma dwa psy- mieszkamy drzwi w drzwi, a dzieli te drzwi może 2metry, i te psy tak ujadają jak wychodzą, a sąsiadka jeszcze głośniej niż one, kiedy próbuje je uspokoić- i w tym ja, usypiająca Lilkę... No bywa irytująco. Ale niech no tylko ja sobie psa kupię :)
Nie, to na pewno nie Twój Tata :). My naprawdę jesteśmy spokojną, ugodową rodziną, dzieci może są głośne, ale w bardzo rozsądnych granicach - pilnujemy tego. Poza tym większość dnia jednak nie ma nas w domu... Trzeba umieć żyć w zbiorowisku-blokowisku, w którym słychać nawet wodę spuszczaną u sąsiada za ścianą. Ciszy absolutnej nigdy tam nie będzie... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńOj współczuję i to bardzo. Sama nigdy w bloku nie mieszkałam, ale czepiać się do kogoś, że pranie robi codziennie, albo z ubikacji korzysta...
OdpowiedzUsuńNo litości...
Dziękuję za wsparcie :)
UsuńJak ja się cieszę, że mieszkam na parterze! Moje dzieci lubią biegać np w okół jakiejś zabawki. Oczywiście krzycząc lub piszcząc. Młodszy upodobał sobie ostatnio krzyczenie: "Uoeaaauoeaaa". Stopniowo, coraz głośniej. Czasem jak mijam sąsiada to mówi, że w piwnicy nas słuchać. Może myśli, że ja też tak ganiam? :D
OdpowiedzUsuńOch rany z tymi "sąsiadami".... My raz wyciągaliśmy dzieciakom gile aspiratorem, darły się w niebogłosy (bo nie lubią), nie zdążyliśmy skończyć jak przyleciała sąsiadka i wepchnęła się aż po korytarz aby sprawdzić co się dzieje... Aż strach kiedy się kłócą i piszczą ;)
OdpowiedzUsuńNiech Bóg błogosławi moich sąsiadów ...w rury nie stukają i czasem nawet jedno jajko pożyczą.
OdpowiedzUsuńWspółczuję...straszne!
Współczuję sąsiadów.
OdpowiedzUsuńMojej mamy brat w bloku takich samych tylko,że tamci skargi piszą i opiekę nasyłają. eh.
Pozdrawiam
O jejku jejku! Tosz sąsiedzi chyba nigdy własnych dzieci małych nie mieli! Masakra! Jak mieszkaliśmy kiedyś w bloku z małymi dziećmi, to jakoś nikt nam sie nie skarżył - a ja też niejedno przez ściany słyszałam i się nie skarżyłam, nawet jak jednej sąsiadki łóżko często waliło w naszą ścianę i te jęki i stęki w ciągu dnia słychać było! Się nie skarżyłam, bo każdemu wolnoć Tomku w swoim domku! A co! Jednak teraz doceniam jak mieszkam w swoim domku - a sąsiadów mam spoko - ale za płotem :)
OdpowiedzUsuń