sobota, 25 czerwca 2016

POBAW SIĘ W SWOIM POKOJU CZYLI TELEWIZJA KŁAMIE


Nadziwić się Matka nie może swej ogólnej subordynacji życiowej – zupełnie jakby to ktoś inny za Matkę jej własne dzieci chował i ta tylko teraz mlaskała z niesmakiem nad chowu tego efektami.
Bo drogi są dwie – albo Matka źle, tudzież nieuważnie (jak to Matka) dzieci chowa, albo telewizja kłamie…. W zasadzie Matka bez większych oporów gotowa jest pójść w te drugą właśnie stronę, i to wcale a wcale z powodu zmian geopolitycznych, jakich jesteśmy – nolens-volens – świadkami, ale z racji własnych, krótkich i mało intensywnych, przemyśleń.
Na trop, że telewizja kłamie, i to kłamie bałamutnie wpadła Matka już całkiem dawno, za rządów władzy poprzedniej (żeby nie było), a może i drewniej, bo miły ten fakt nastąpił wraz z pojawieniem się kultowych seriali rodzimej produkcji, typu „Klan”, „Mi jak Miłość”, czy innych poruszających luźno wątki okołodziecięce.
A wątki około dziecięce wyglądają jak następuje:
Dziewczynka 2-letnia (tak, tak, kochani, to żadna pomyłka, dwuletnia i ani dnia dłużej!) stoi nieśmiało w kąciku obszernego salonu, w nienagannej sukieneczce w odważny kolorystyczny design – w końcu rzecz dzieje się w Warszawie, to zobowiązuje – i takiejże fryzurze, bo dziewczynka, jak na każdą dwulatkę przystało, obdarzona jest burzą włosów spiętych w zgrabne koszyczki ukoronowane symetrycznym upięciem kokard.
Dziewczynka zgrabnie wkomponowuje się w ciąg skandynawskiej meblościanki, pełniąc zapewne w wyobraźni szalonego scenarzysty rolę czegoś w rodzaju żywej – acz nieruchomej – rzeźby, czy może lampki, bo kto wie, czy symetryczne kokardy za chwilę nie rozbłysną mocą żarówek ledowych i to dopiero będzie szał.
Dziecko stoi więc nieruchome, acz ładnie i estetycznie, gdy grono dorosłych wykonuje ważne czynności okołodorosłe – a to ratują świat, a to sąsiadów, a to wpadają w czeluść problemów życiowych.  
I pewnie o to wpadanie chodzi, gdy troskliwa mama zwraca się do Zosi, Ani, Antoniny (Lenka – no way) głosem zatroskanym i dostojnym:
Idź kochanie do swojego pokoju, pobaw się.
I co się dzieje, i co się dzieje pytam, gotowa na zwroty akcji znane z własnego podwórka?
 Zosia, Ania, Antonina, zabiera swój design na sukince i ledowe kokardy, bez słowa oddalając się w kierunku, gdzie pewnie znajduje się ich pokoju.
Porysuj sobie – zachęca matka głosem ginącym w czeluściach salonu.
Naprawdę! Porysuj sobie! W swoim pokoju! Dwulatka! Idzie i rysuje (chyba)!
Znacie? Praktykujecie? Wychodzi? Ksawery, Stefanek, Piotr w koszulkach i muszkach z drewna idą i rysują, czytają, lepią garnki z gliny? I to się dzieje naprawdę?
Aaaaaaaa….
Jasina, koń stary, dobijający dekady swego hałaśliwego życia nudzi się w swoim pokoju. Nudzi się. Oplątany wokół rodziców jak dziki, nieprzycinany bluszcz, domaga się:
- wspólnej gry w warcaby,
- wspólnego odbijania piłki,
- wspólnego wyjścia na rower,
- wspólnego odrabiania lekcji,
- ba – wspólnego oglądania bajek nawet.
Niechlujny jest przy tym mocno, wymięty, i – wstyd się przyznać – momentami przepocony.
Stasina, koń nieco młodszy, bawić się sam, w swoim pokoju – a gdzie tam!
Zwisa na matce jak małpiątko na starej szympansicy i ani myśli rozwijać zainteresowania w swoim pokoju, którego zresztą nie posiada, więc tu może tkwi problem - a może nie.
Stasino, polep garnki u Jasia – zachęca Matka bezskutecznie, stając się – na własne życzenie – przedmiotem drwin dziecięcych.
Jasiu, przeczytaj ostatnie wyniki meczów w gazecie, wszak pasjonujesz się piłką nożną – namawia Matka. Wiadomo z jakim skutkiem. I tak, panie tego, mija dzień niejeden.
Choć ostatnio wpadła Matka na koncept, że może tu chodzi o ten design i ledowe gadżety, może to one mają tu jakieś magiczne znaczenie i stymulują do samodzielnych zabaw w swoim pokoju nieme, ale jakże estetyczne dwulatki.
Chyba że rację mają ci, którzy krzyczą, że telewizja kłamie, już sama Matka nie wie... ;).