Sala wypełniona
była szczelnie, głównie maluchami. Chociaż okazuje się, że słowo „maluch” zmienia swoje znaczenie w czasoprzestrzeni dość szybko, w zależności
od tego, do czego go w tej czasoprzestrzeni porównać.
A więc w
pierwszej kolejności: wzrost i wiek. Sala wypełniona była – na oko – maluchami,
ot, 110 cm wzrostu, w porywach nawet in +,
4-5 lat, narybek w okolicach gabarytów Stasiny.
I choć na
scenie radośnie prezentowały się „Dzieci z Bullerbyn” , które lekturą
obowiązkową są bodajże dopiero w II klasie podstawówki o ile pamięć
zwodnicza Matki nie myli, dzieci w tym wieku było niewiele, czyli jak na lekarstwo.
Niewątpliwie górował wśród Jaś, który nie tylko sięgał, gdzie wzrok nie sięga,
ale i należycie łamał, czego rozum nie złamie.
W każdym razie
towarzystwo dookoła było zdecydowanie niższe, zdecydowanie głośniejsze i zdecydowanie bardziej żądne wrażeń i krwi, niż nasz nobliwy Starszak.
Spektakl trwał
w najlepsze, a Ana i Lisa wyśpiewywały znany od pokoleń motyw „Kawałek kiełbasy
dobrze obsuszonej”, na co rzeczowy
Stasina zażądał kanapki, i to już i teraz, gotów nawet wtargnąć na scenę w
nagłym przypływie głodu, by wyrwać ją (czytaj: kiełbasę) niezbyt głodnym jednak bohaterkom, skoro - jak słusznie wydedukował - wciąż o niej zapominały.
Uspokoił się przy kolejnym wątku opowieści scenicznej, obyło się więc na szczęście bez skandalu.
Uspokoił się przy kolejnym wątku opowieści scenicznej, obyło się więc na szczęście bez skandalu.
Jaś oglądał z
należytą powagą i w skupieniu, posykując co jakiś czas na brata. Stasina wydawał się nieco bardziej krytyczny
wobec prezentowanych treści.
Łłłłe, to dla dziewczyn – oznajmił pod koniec pierwszego aktu na fali dopiero co odkrytej identyfikacji z gatunkiem męskim.
Łłłłe, to dla dziewczyn – oznajmił pod koniec pierwszego aktu na fali dopiero co odkrytej identyfikacji z gatunkiem męskim.
Ale przecież są
też chłopcy… - staje Matka w obronie dzieła i jego twórcy, odsądzanego od czci
i wiary przez wybredną publikę.
Phi, co to za
chłopcy… - brnie Stasina dalej, nie kryjąc się wcale z wysokimi wymaganiami
stawianymi gatunkowi męskiemu.
Skąd mu się to
wzięło, u licha? Wiem, wiem, odchodzimy
od gender w przestrzeni publicznej, ale
że tak nagle, i tak na „hurra”, z czwartku na piątek? Matka nie nadąża.
Cicho Stasiek. To lektura szkolna. Wszystko się zgadza – poucza starszy brat z
wysokości doświadczenia szkolnego.
Świetnie grają
– mlaszcze ze znawstwem. Nie wiem, czemu akurat mlaszcze, może efekt uboczny po
kawałku kiełbasy dobrze obsuszonej.
Nie świetnie – nie zgadza się Staś, który z
Jasiem nie zgadza się ostatnimi co do zasady.
Nie zgadza się
– dodaje dla podkreślenia efektu.
Nuuudyyy –
popiera niechęć Jasia urocza dziewczynka z rzędu przed nami, wyposażona w dwie obłędnie różowe kokardy,
skutecznie przesłaniające Stasinie widoczność, przez co ten ląduje szybko na
kolanach matczynych.
Nudy,
słyszałaś, nudy! – cieszy się Stasina z tego niespodziewanego wsparcia.
Dzieciaki.
Następnym razem go nie bierzemy – denerwuje się Jaś.
Z radosnej
przepychanki słownej wyrywa nas nagły zwrot akcji, bowiem na scenie powiało
grozą. Oto czarny charakter spektaklu, miejscowy
szewc, jednostka zła i mało przyjemna ożywia Stasinę, znanego fana filmów
akcji.
Zafrapowany
unosi się na kolanach Matki i nawet teatralnie zasłania oczy, kiedy rzeczony
szewc pokrzykuje na bullerbynowskie dzieci.
Dzieje się… -
szepcze konfidencjonalnie Staś, tak że słyszy
go połowa publiki.
Działo się
rzeczywiście, jednak poziom stresu okazał się na tyle krótkotrwały,
że Staś z żelaza szybko uznał go za niewystarczający i w pewnej chwili
wyszeptał do kamiennego Jasia:
Wkurza mnie
ten szewc…
Tradycyjnie
jednak nie spotkał się ze zrozumieniem ze strony brata.
Nie zmieniło to
faktu, że szewc wkurzał Stasia coraz mocniej. I nie tylko jego, okazuje
się.
Bo kiedy nieszczęsny aktor próbował wystraszyć nieszczęsne maluchy nieomal na śmierć, wspinając się na wyżyny grozy i strachu, co w praktyce oznaczało gromkie pokrzykiwanie do wpatrzonej weń publiki:
Bo kiedy nieszczęsny aktor próbował wystraszyć nieszczęsne maluchy nieomal na śmierć, wspinając się na wyżyny grozy i strachu, co w praktyce oznaczało gromkie pokrzykiwanie do wpatrzonej weń publiki:
Cisza ma być!
Jasne? Ktoś coś powiedział? Co? Co? - poirytowane widać tymi groźbami różowe kokardy z wcześniejszego rzędu odkrzyknęły gromko:
Jajco!!!!! – wprowadzając szewca w autentyczną
konsternacje, dzieci z Bullerbyn zaś w stan niepohamowanej radości.
Dobrze mu
powiedziała... – wysapał z zadowoleniem Staś tradycyjnym już i charakterystycznym
dla siebie szeptem, który usłyszało pół sali.
Kokardy
odwróciły się ku nam, machając zalotnie wachlarzem rzęs:
Dzięki… -
wyszeptał słodki głosik.
Oczy widowni
zwróciły się ku nam, dalibóg za chwilę
oświetliłby nas reflektor punktowy i dostalibyśmy owacje na stojąco.
Na szczęście
akt dobiegł końca i kurtyna opadła ze wstydem.
Zaznaczam
jeszcze, że Jasiowi sztuka podobała się do ostatniej minuty.
Matce też ;).
Matce też ;).
www.kinonh.pl
Dawno Was tu nie było!!! :)))))))
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Oj, dawno. Postaramy się wrócić. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że jesteście. Miła niespodzianka.
OdpowiedzUsuńAż wyobraziłam sobie te kokardy i rzęsy :) Staś od młodego wie, jak zdobyć niewieście serce :)
Staś jest bardzo operatywny w temacie kokard ;)
UsuńJakbym byla z Wami :) Fajnie, ze sie odezwalas :)
OdpowiedzUsuńPostaram się bywać częściej. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńMelduję że to lektura klasy III. Świeżo przeczytana przez naszego trzecioklasistę :).
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ta pamięć zwodnicza :). Pozdrawiam :)
Usuńnuuudyy, popieram wytrawnego recenzenta ;) żaden z moich synów nie zapałał miłością do "Dzieci z Bullerbyn" - a musimy to czytać?! sama przysypiałam kiedy usiłując przyspieszyć trawienie lektury czytałam im na głos. zdecydowanie woleli "Bajki robotów" Lema czemu się nie dziwię :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń"Bajki robotów" - musimy wypróbować :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDługo Cię nie było, a sztuka z przygodami, ale z pewnością pięknie było
OdpowiedzUsuńPięknie, ale i niebezpiecznie momentami ;). Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńoj tak trudna ksiażka dla dzieci też ją męczyłam...
OdpowiedzUsuńTrudno się z nią identyfikować, choć na pewno jest urocza :)
UsuńCiezkimi krytykami sa Twoi chlopcy... Szczegolnie Stasina... :) Ale panienki w kokardkach nikt nie przebije! :D
OdpowiedzUsuńPanienki trudno przebić :). Pozdrawiam :)
UsuńAleż wybredna widownia. Ale już Brzechwa stwierdził, że dla dzieci pisze się jak dla dorosłych, tylko lepiej. Dzieciaki są szczerecdo bólu i odkryją każdy fałsz.
OdpowiedzUsuńTo prawda, trudny i szczery odbiorca :)
UsuńDzieciaki potrafią wyjaśnić dorosłym wszystko bardzo poprawnie, nie owiają w bawełnę ;).
OdpowiedzUsuńSzczerość, którą gdzieś sie po drodze gubi... Może na szczęście?;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń