Dzieci są różne. Podobno. I rodzeństwa są różne – ho, ho –
jak różne nawet!
To dwie, trzy, cztery strony świata. W naszym przypadku dwie strony.
Widać to nawet nocą, kiedy zakradam się po cichu do dużego pokoju, gdzie na naszym łóżku, kiedyś zapewne małżeńskim, śpią chłopcy (my czasowo śpimy na łóżku piętrowym, kupionym specjalnie po to, by chłopcy nie okupowali łóżka naszego, no ale, jak to zwykle bywa – my sobie, życie sobie).
Widać to nawet nocą, kiedy zakradam się po cichu do dużego pokoju, gdzie na naszym łóżku, kiedyś zapewne małżeńskim, śpią chłopcy (my czasowo śpimy na łóżku piętrowym, kupionym specjalnie po to, by chłopcy nie okupowali łóżka naszego, no ale, jak to zwykle bywa – my sobie, życie sobie).
Jasiek, długi, szczupły chłopczyk o ciemnych włoskach i
brązowych oczkach śpi rozkopany w najlepsze z rękoma wyciągniętymi do góry. Rozkopany
był - podejrzewam - już w brzuchu matczynym i tak mu zostało do dziś. Ręce do
góry podniósł natomiast chyba jednak po porodzie… Ale też mu tak zostało do
dziś. Spróbujcie go przykryć – wyczuje wasz ruch siódmym zmysłem i natychmiast
wyprostuje nogi a z kołdry utworzy się fantastycznie symetryczny wigwam, który
wysportowany Jasiek odrzuci zdecydowanym kopnięciem na podłogę.
Stasinek, pulchny 3-latek, blond cherubinek błękitnooki, śpi
przykry po szyję z łapkami wyciągniemy wzdłuż tułowia, jak żołnierz na warcie. Spał
tak też w brzuchu mamy, na bank! Spróbujcie go odkryć, w śnie najgłębszym
opatuli się kołdrami jak kokonem. Kiedy nad ranem wyleci z niego motyl-Stasinek
specjalnie się nawet nie zdziwię…
Obserwuję przez chwilę moich budrysów, którzy wyczuwają chyba w jakiś magiczny sposób moją obecność, bo – w całkowicie zgodzie ze swoją naturą każdy – Jasinek zaczyna pojękiwać, Stasinek wtóruje mu tubalnym chichotem.
Obserwuję przez chwilę moich budrysów, którzy wyczuwają chyba w jakiś magiczny sposób moją obecność, bo – w całkowicie zgodzie ze swoją naturą każdy – Jasinek zaczyna pojękiwać, Stasinek wtóruje mu tubalnym chichotem.
Pozostawmy w objęciach Orfeusza ten sprzeczny duet, tym bardziej, że północ za pasem i Orfeusz niebawem oddali się w siną dal.
Rankiem rześki Staś wbiega do pokoju chłopców, czasowo
naszej sypialni:
Mama psytulić – wskakuje jak mała piłka na półprzytomną matkę,
która zajęła dziś, czy raczej wczoraj łóżko dolne.
Za nim jak cień sunie Jasiek. Smętny Jasiek - żeby nie było
wątpliwości, dlaczego akurat sunie.
Głowa mnie boli – mówi grobowym głosem.
I brzuch… - dodaje po chwili namysłu.
Głowa mnie boli – mówi grobowym głosem.
I brzuch… - dodaje po chwili namysłu.
Opada na łóżku obok matki jak długi, blady cień.
Stasina w tym czasie podskakuje energicznie na jednej nodze,
już na podłodze, nie na matce na szczęście.
Jajo zjem, jajo – deklaruje swoje upodobania kulinarne w
temacie śniadaniowym
A ty Jasiu, chcesz jajko na śniadanie? – pyta matka z
nadzieją płonną.
Bleee, nie chcę. Chcę nutellę – krzywi się Starszak.
I jogurt? – dopytuje matka, nieustępliwa w kwestiach nabiału.
Nie, nie, tylko nie jogurt. I kakao też mi nie proponuj – z grymasem na twarzy odrzuca Jaś kolejne propozycje kulinarne bogate w wapń.
A ja chcem. Chcem kakałko i płatki śniegu. Na mleku – z ochotą natomiast deklaruje Stasina.
Matka-kuchnia przyjąwszy zamówienia wydaje je, w postaci nieco zmodyfikowanej, swej klienteli. Jeden klient był zadowolony, nawet dał napiwek w postaci szerokiego, jajecznego uśmiechu. Drugi marudził i szukał kożucha na jogurcie. Nie znalazł, na szczęście.
I jogurt? – dopytuje matka, nieustępliwa w kwestiach nabiału.
Nie, nie, tylko nie jogurt. I kakao też mi nie proponuj – z grymasem na twarzy odrzuca Jaś kolejne propozycje kulinarne bogate w wapń.
A ja chcem. Chcem kakałko i płatki śniegu. Na mleku – z ochotą natomiast deklaruje Stasina.
Matka-kuchnia przyjąwszy zamówienia wydaje je, w postaci nieco zmodyfikowanej, swej klienteli. Jeden klient był zadowolony, nawet dał napiwek w postaci szerokiego, jajecznego uśmiechu. Drugi marudził i szukał kożucha na jogurcie. Nie znalazł, na szczęście.
Po bojach śniadaniowych chłopcy w pełnym rynsztunku szykują
się do zajęć szkolno-przedszkolnych. Tu są zgodni jak opozycja sejmowa. Czyli
nie do końca. Obaj oczywiście nie chcą iść w świat edukacji, ale metody obrali zupełnie
różne.
Nie idę – mówi Jasiek i siada twardo na łóżku z obrażoną miną, co oznacza chyba, że naprawdę nie pójdzie. Emocje ma w kieszeniach, na podorędziu i nie zawaha się ich użyć. Choć na ogół bywa odwrotnie, to one używają Jaśka.
Nie idziemy jutro do psedskolka – wtóruje mu – pogubiony w czasoprzestrzeni Staś – dziecko praktyczne i zadaniowe. Zgodnie ze swą naturą nie siada i nie obraża się, lecz przystępuje do czynu: porzuca jedzenie jajka i uzbrojony w plastikową łyżeczkę ucieka do pokoju, a że metraż nieduży i daleko uciec matce nie może, w desperacji ostatecznej więc ściąga rajtuzki do kolan i z żarem neofity w oczach wykrzykuje:
Nie mogem iść, nie mogem iśc. Jestem nieubrany!!!!
I spróbuj go tu ubrać, człowiecze, spróbuj tylko. Na razie podnosi ostrzegawczo plastikową
Nie idę – mówi Jasiek i siada twardo na łóżku z obrażoną miną, co oznacza chyba, że naprawdę nie pójdzie. Emocje ma w kieszeniach, na podorędziu i nie zawaha się ich użyć. Choć na ogół bywa odwrotnie, to one używają Jaśka.
Nie idziemy jutro do psedskolka – wtóruje mu – pogubiony w czasoprzestrzeni Staś – dziecko praktyczne i zadaniowe. Zgodnie ze swą naturą nie siada i nie obraża się, lecz przystępuje do czynu: porzuca jedzenie jajka i uzbrojony w plastikową łyżeczkę ucieka do pokoju, a że metraż nieduży i daleko uciec matce nie może, w desperacji ostatecznej więc ściąga rajtuzki do kolan i z żarem neofity w oczach wykrzykuje:
Nie mogem iść, nie mogem iśc. Jestem nieubrany!!!!
I spróbuj go tu ubrać, człowiecze, spróbuj tylko. Na razie podnosi ostrzegawczo plastikową
łyżeczkę ku górze:
Bendem ksycała – ostrzega lojalnie, choć wcale nie jest dziewczynką.
Następnie, zgodnie z zapowiedzią, krzyczy i leje łzy sążniste.
Bendem ksycała – ostrzega lojalnie, choć wcale nie jest dziewczynką.
Następnie, zgodnie z zapowiedzią, krzyczy i leje łzy sążniste.
Przejęty ich ilością, tudzież natężeniem krzyku Stasiowego
(wzmacnianym energicznym uderzaniem sąsiada z dołu w kaloryfer), Jasiek rzuca
się na ratunek bratu.
Nie płacz, nie płacz – mówi czule i próbuje objąć małego z całym współczuciem i miłością, które wprost wysypują mu się z kieszonek.
Stasiek buczy jeszcze moment, po czym wygrzebuje się z objęć braterskim ze niecierpliwieniem.
Zostaw, nie płace przecież – uspakaja Jaśka.
Nie płacz, nie płacz – mówi czule i próbuje objąć małego z całym współczuciem i miłością, które wprost wysypują mu się z kieszonek.
Stasiek buczy jeszcze moment, po czym wygrzebuje się z objęć braterskim ze niecierpliwieniem.
Zostaw, nie płace przecież – uspakaja Jaśka.
Biedny Jasiek obrywa jeszcze przy tym lekko plastikową
łyżeczką po głowie, a matka – wykorzystując ogólne zamieszanie – podciąga
wreszcie nieszczęsne rajtki ku górze.
A, weźmy też takie
wieczory – chłopcy bawią się.
A mają czym, szczególnie Młodszy. W spadku po Jasinie, godnym następcy Kuzaja, Hołka, Czachora i Małysza w wersji zmotoryzowanej ma on do dyspozycji całe góry samochodów dziecięcych, ba, żeby samochodów tylko – torów, kolejek, traktorków, kombajnów nawet plastikowych, owocu krótkiej miłości Jasia do pojazdów wiejskich. I nie bawi się żadnym z nich, żadnym! Na próżno brat mu podsuwa rozwiązania wszelakie, montuje garaże i zjeżdżalnie, zaskakując swą pomysłowością pogubioną motoryzacyjnie matkę. Żadnej struny to w sercu Stasiowym nie porusza.
Uwielbia natomiast Staś pasjami bębnić na mini-organach, przekleństwie Jaśka, którego matka w tęsknocie ogólno artystycznej zapisała niegdyś do ogniska muzycznego, przekupując go niemoralnie gazetkami o piłce nożnej, aby raczył rozwijać swe talenta w tym kierunku. Dał radę rozwijać trzy miesiące, trzy piękne miesiące… Później pianinko nakazał spalić na trawniku przed blokiem, czego matka, która podobno dla dzieci zrobi wszystko, jednak nie wykonała – i dobrze, bo teraz jest jak znalazł dla Stasia, czemu z kolei Jaś nadziwić się może.
A mają czym, szczególnie Młodszy. W spadku po Jasinie, godnym następcy Kuzaja, Hołka, Czachora i Małysza w wersji zmotoryzowanej ma on do dyspozycji całe góry samochodów dziecięcych, ba, żeby samochodów tylko – torów, kolejek, traktorków, kombajnów nawet plastikowych, owocu krótkiej miłości Jasia do pojazdów wiejskich. I nie bawi się żadnym z nich, żadnym! Na próżno brat mu podsuwa rozwiązania wszelakie, montuje garaże i zjeżdżalnie, zaskakując swą pomysłowością pogubioną motoryzacyjnie matkę. Żadnej struny to w sercu Stasiowym nie porusza.
Uwielbia natomiast Staś pasjami bębnić na mini-organach, przekleństwie Jaśka, którego matka w tęsknocie ogólno artystycznej zapisała niegdyś do ogniska muzycznego, przekupując go niemoralnie gazetkami o piłce nożnej, aby raczył rozwijać swe talenta w tym kierunku. Dał radę rozwijać trzy miesiące, trzy piękne miesiące… Później pianinko nakazał spalić na trawniku przed blokiem, czego matka, która podobno dla dzieci zrobi wszystko, jednak nie wykonała – i dobrze, bo teraz jest jak znalazł dla Stasia, czemu z kolei Jaś nadziwić się może.
Nie graj – mówi Jasio z wyrzutem – głowa mnie boli…
Gram, gram – mówi twardo Staś, któremu nie zdarza się
narzekać na stan zdrowia.
Ba, w wysokiej malignie nawet się nie skarży, uprzedzając lojalnie, np. przy takiej jelitówce:
Bendem wymiotowała.
A po wszystkim rozwiewa wątpliwości co do ciągu dalszego:
Skończyłam.
Ba, w wysokiej malignie nawet się nie skarży, uprzedzając lojalnie, np. przy takiej jelitówce:
Bendem wymiotowała.
A po wszystkim rozwiewa wątpliwości co do ciągu dalszego:
Skończyłam.
Dzieci są różne. Podobno. I rodzeństwa są różne – ho, ho –
jak różne nawet!
To dwie, trzy, cztery strony świata. W naszym przypadku dwie strony.
Na szczęście jednak jednego świata.
Bo weźmy np. wczorajszy wieczór, kiedy Stasiek zabrał bratu pilota do telewizora. Biegł za szybko na nasze możliwości terytorialne i zderzył się boleśnie ze ścianą. Oj, musiało go boleć, bo cicho płakał. A że widok to rzadki taki płaczący z bólu Staś, rzucił się cała rodzina ratować i całować.
Mały Cezar powstrzymał nas jednak ruchem dłoni:
Nie wsycy – wychlipał - Tylko Jaś.
I tak Jaś-Medicus podmuchał, pocałował i przytulił. Obejmował mocno Staśka, Stasiek obejmował mocno Jaśka, a wszystkie różnice topniały w braterskim uścisku jak śnieg na przednówku.
A my w przedpokoju chlipaliśmy ze wzruszenia jak bobry. Po zderzeniu ze ścianą…;).
To dwie, trzy, cztery strony świata. W naszym przypadku dwie strony.
Na szczęście jednak jednego świata.
Bo weźmy np. wczorajszy wieczór, kiedy Stasiek zabrał bratu pilota do telewizora. Biegł za szybko na nasze możliwości terytorialne i zderzył się boleśnie ze ścianą. Oj, musiało go boleć, bo cicho płakał. A że widok to rzadki taki płaczący z bólu Staś, rzucił się cała rodzina ratować i całować.
Mały Cezar powstrzymał nas jednak ruchem dłoni:
Nie wsycy – wychlipał - Tylko Jaś.
I tak Jaś-Medicus podmuchał, pocałował i przytulił. Obejmował mocno Staśka, Stasiek obejmował mocno Jaśka, a wszystkie różnice topniały w braterskim uścisku jak śnieg na przednówku.
A my w przedpokoju chlipaliśmy ze wzruszenia jak bobry. Po zderzeniu ze ścianą…;).
Źródło: J'aime le francais
Fajnie, że różni, będą się uzupełniać i uczyć od siebie nawzajem. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak właśnie będzie. Choć czas pokaże... Pozdrawiam serdecznie :)))
Usuń:)) znam te różnice i wspólne mianowniki oj znam, mimo że z maty zawsze cieniutko przędłam:))
OdpowiedzUsuńOby tylko mianowników było więcej, niż różnic (jeśli tu czegoś matematycznie nie mieszam...;) ). Oby tej miłości wystarczyło na całe życie. Pozdrawiam ciepło i dziękuję za wpis :)
UsuńRodzeństwo zazwyczaj się bardzo różni. Mam dwie siostry i wszystkie jesteśmy totalnie inne :)
OdpowiedzUsuńNie przestaje mnie to zadziwiać, ten sam ojciec, ta sama matka... Chyba, że jakieś geny przeszłych pokoleń zabierają głos, pewnie tak. Młodszy np. najbardziej podobny jest chyba do mojej teściowej :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCudne są te różnice- boki czasem można z nich zrywać:) A ja usiałam się do łez jak zwykle.Pięknie piszesz:)
OdpowiedzUsuńDzięki, Kochana, za miłe słowa :). Różnice podobno budują mocniej niż podobieństwa - oby tak było. Dziękuję, że zaglądasz do nas :). Pozdrawiam, miłego dnia :)
UsuńNie trzeba dziękować= pełen relaks u Ciebie i humor na cały dzień:)
UsuńMiło słyszeć (czytać) :)
UsuńŁobuzy - najważniejsze, że są za sobą :) oby tak było zawsze!
OdpowiedzUsuńOby, oby - bo w życiu tak różnie bywa... Na razie są cudowni, tyle czerpią od siebie. Oby zawsze :). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)))
UsuńDla każdego coś innego ;-) Ja na razie nie mam wyboru, znoszę mój mały wulkan energii. Ciekawe jakie będzie kiedyś drugie...
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa:). Tym bardziej, że drugie dziecko to podwójna logistyka i niemałe wydatki. Opieka była jednak łatwiejsza, niż przy pierwszym - pewnie doświadczenie robi swoje ;). Pozdrawiam Was serdecznie, miłego dnia :)
UsuńZdecydowanie! Niebo i ziemia! Ależ Oni są różni :)
OdpowiedzUsuńMnie też się tak widuję, chociaż rodzina jest tu podzielona - część mówi, że bardzo podobni, część, że zupełni różni... Oby mieli w sobie oparcie w przyszłości... Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia :)
UsuńTego zawsze warto życzyć.
UsuńNiech się w przyszłości wzajemnie wspierają :)
Oby, oby tak było... :)
UsuńFajnie są różnice, nigdy nie jest nudno :-)
OdpowiedzUsuńA co do spania moje maluchy śpią podobnie... tylko z sypialni nie daliśmy się wykopać... Misiek praktycznie co noc przychodzi do nas, wciska się w środek i... nie da się przykryć. Przez co musieliśmy ubrać drugą kołdrę bo zawsze ktoś marzł.. Mała śpi w łóżeczku grzecznie i nie trzeba się martwić że się odkryje..bo też lubi po czubek noska :-)
My trwaliśmy dzielenie w naszej sypialni, póki Mały nie wyrósł z łóżeczka i zaczęły się wędrówki i płacze. Ale dojrzewamy już do myśli, żeby jednak przenieść ich do pokoju dziecinnego. Może się uda...;). Pozdrawiam, dzięki, że "zaglądasz" do nas :)
Usuńhahaha :D zakończenie mnie rozwaliło :D widać, brat jest najważniejszy :)
OdpowiedzUsuńNa razie tak, zobaczymy, co będzie dalej. Teraz korzystają bardzo z tego, że mają rodzeństwo, uczą się wiedzy tajemnej, jak żyć z drugim człowiekiem i nie zwariować...;). Pozdrawiam, dziękuję za komentarz :)
UsuńOch nasze dzieci też są takie różne ...
OdpowiedzUsuńChyba często, jeśli nie zawsze tak właśnie jest. Choć dziwi nas to wciąż i wciąż ;). Pozdrawiam, miłego dnia dla Was :)
UsuńChyba nie ma dwóch takich samych :)) U mnie, jesteśmy trzy siostry. Każda, diametralnie inna :))
OdpowiedzUsuńU mnie brat - każde z innego świata ;). I mali też różni - może chociaż jakaś podstawa im zostanie ta sama w życiu... Się zobaczy :). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńTeż mam brata starszego i zdecydowanie się podpisuję, że jesteśmy różni u nas to zdecydowanie cztery strony świata.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy odezwie się ktoś, kto napisze, że nie różni się ze swoim rodzeństwem wcale... Na razie wszyscy potwierdzają moją teorię :). Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia :)))
UsuńJako mama dwóch synów zgadzam się w 100%. Uśmiałam się, ale i też wzruszyłam. Braterska miłość jest nie do opisania, też się z nią spotykam na co dzień :)
OdpowiedzUsuńOj, jest nie do opisania :). Dzieci wychowane w rodzeństwem są na ogół zupełnie inne od jedynaków, to potencjał na całe życie, bez względu na to, jak te stosunki braterskie będą się układać "w dorosłości" Pozdrawiam, miłego dnia :)))
UsuńWiesz co...moja Hanka ma tak jak Twój Jasiek- jeśli chodzi o przykrywanie kołdrą... :)
OdpowiedzUsuńCzytając Twój post, szczerzyłam zęby jak głupia do laptopa, a mąż się pytał tylko, co tak zacieszam :D
A to się cieszę, że radość czerpiesz z tego czytania - o to chodzi :))). Mamy mają podobne doświadczenia, okazuje się. To dobrze, wiedzieć że się nie jest samemu ze swoim światem :). Pozdrawiam, dzięki, że do nas zaglądasz. Miłego dnia :)))
UsuńOni dla siebie nawzajem w sumie powinni być całe życie podporą. Pięknie zaczynają - nie ma jak brat... (pisze "powinni" w znaczeniu. że to takie natiralne; to że nie zawsze wychodzi to juz zupełnie inna kwestia).
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, w życiu dorosłym może być różnie, szczególnie kiedy każdy założy swoją rodzinę.. Ale wiem też, że to, czego nauczą się teraz od siebie, to będzie procentować w przyszłości. W każdym razie mam taką nadzieję, że coś tam w nich zostanie ;). Na razie jest pięknie w rodzeństwie - tak, jak powinno być. Pozdrawiam ciepło, miłego dnia :)
Usuńoj tak, rodzeństwo jest różne. czasami aż dziwne, że z jednej fabryki wyszło :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, choć podobno wiele pokoleń z tej fabryki potrafi się w takim dziecku odezwać ;). Mam nadzieję, że te różnice pięknie będą ich łączyć na długie lata. Pozdrawiam, miłego dnia :)
UsuńRóżnią się diametralnie, jednak jest wspaniałe to, że są jeszcze tacy mali a braterska miłość i wsparcie jest w nich tak silne. :)
OdpowiedzUsuńSą mali, więc i miłość i jej okazywanie jej łatwiejsze. Mam nadzieję, że zbudujemy w nich więzi, które przekroczą dzieciństwo. Wiem, że to trudno, ale kto powiedział, że w życiu jest łatwo...;). Pozdrawiam serdecznie, dzięki, że jesteś z nami :))))
OdpowiedzUsuńU nas to już w ogóle przepaść...chłopak i dziewczynka...
OdpowiedzUsuńale za to potrafią się świetnie bawić...czasami , hihi
No właśnie, płeć ich łączy, między chłopcem i dziewczynką chyba jest trudniej. Choć i tu pewnie nie ma reguły. Pozdrawiam ciepło, dzięki za wpis :)
UsuńUśmiałam się i wzruszyłam :)))
OdpowiedzUsuńJa też się wzruszam, śmieje, ale też denerwuję często... Takie życie! Pozdrawiam ciepło :)
UsuńRóżnice u dzieci zachwycają mnie najbardziej. Czasami mam ochotę wyć do księżyca z bezsilności ponieważ dwa aniołki potrafią dać nieźle do wiwatu swoimi charakterkami ale właśnie ta różnorodność jest najpiękniejsza. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, ja też wyję, jak często jeszcze. Wczoraj na przykład... Ale wiem, że to etap, w sumie krótki a później będę tęskniła za ich dzieciństwem... Pozdrawiam serdecznie, dziękuję, że do nas zaglądasz :)
UsuńRodzeństwo to coś wyjątkowego... I chociaż nam nasze jakby nie "do końca wyszło" to jednak nie wyobrażam sobie jak to jest być jedynakiem i nie chciałabym aby moje dziecko było. A różne to już są ciąże - co ze zdziwieniem odkryłam.
OdpowiedzUsuńMnie też się wydaje, że rodzeństwo to kapitał na całe życie, jakby się później między nimi nie układało... Pozdrawiam i trzymam kciuki za Was :)
UsuńPiękne to co opisałas na końcu :-) Oby oni tak zawsze razem i w dalszym życiu mogli na siebie liczyć.
OdpowiedzUsuńTo prawda z tym rodzeństwem- nie znam takiego, które nie różniłoby sie od siebie.. Tak już chyba musi być, żeby nie było nudno ;-)
To prawda, i ja różnię się z bratem, i moi chłopcy się różnią... Grunt, to pamiętać o sobie i kochać się - mam nadzieję, że tego w życiu nie zgubią ;). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńBendem ksycała rozwaliło mnie na łopatki :D
OdpowiedzUsuńO, to bardzo konkretny chłopiec, zawsze mówi, o co mu chodzi. Brat jest bardziej tajemniczy... :). Pozdrawiam ciepło, dziękuję za wpis :)
UsuńRóżni a jednak podobni ;). Ważne, że dbają o siebie i się kochają!
OdpowiedzUsuńI oby tak im zostało na dorosłe życie. Bardzo się wspierają, tęsknią za sobą - to ich skarb na całe życie. Pozdrawiam, dzięki, że zaglądasz do nas :)
Usuńhehe sąd ja to znam też nie raz miałam takie sytuacje też mam dwóch chłopaków i są tacy rózni
OdpowiedzUsuńNo to witaj w klubie :). Super, że tyle z Was ma podobne doświadczenia, zawsze człowiekowi raźniej w tym życiu :). Pozdrawiam, dzięki za odwiedziny :)
UsuńMiędzy moimi dzieciakami jest prawie dokładnie 1,5 roku ;-)
OdpowiedzUsuńa całkiem dwa różne egzemplarze ;-) fakt chłopiec i dziewczynka ale całkiem dwa różne charaktery :-)) Owszem czasem jest burzliwie i ... głośno ale .... kochają się nad życie i patrzą za sobą stale... Gdy jednego nie ma dłużej ... drugie tęskni i pyta gdzie to pierwsze .... Faaaajnie jest mieć rodzeństwo :-))
Pewnie, że fajnie, w człowieku buduje się taka uwaga na drugiego ;). Ciekawa jestem, jakby u nas funkcjonował zestaw z dziewczynką...? Pewniwe też byłoby wesoło :). Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz :))))
OdpowiedzUsuńU nas, moze przez niewielka roznice wieku, ale nie widze wiekszej rozbieznosci w temperamentach. Nawet pomimo, ze to dziewczynka i chlopiec. Jedne co udalo mi sie zauwazyc, to inne potrzeby bliskosci. W stosunku do siebie, bo do nas - rodzicow, lgna tak samo. Ale Niko, kiedy mu zle, przewroci sie, albo uderzy, czesto zamiast do mamy czy taty, idzie do swojej "Bibi", a ta chetnie go przytula. Ale kiedy, dla odmiany, to Bi ryczy, pelen wspolczucia Niko czesto podchodzi i probuje ja przytulic, a ona go odpycha. Mlodszy zawsze wydaje sie byc wtedy zdezorientowany i strasznie mi go zal, ale Starsza juz tak ma, ze kiedy histeryzuje, da sie przytulic i uspokoic tylko rodzicom...
OdpowiedzUsuńU nas rzeczywiście różnica większa, to już trochę dwa różne światy. Choć sama nie wiem, czy to starszy dyktuje warunki w tym "związku", czy raczej odwrotnie ;). Obaj są bardzo uczuciowi, wręcz nadwrażliwi, trudno powiedzieć, żeby któryś z nich był tu taką "opoką" - może po prostu są za mali. Pewnie będzie się to wszystko z czasem zmieniało... Zobaczymy :). Pozdrawiam ciepło :)
Usuńbywam, czytam, nie mam kiedy pisać. nadrobię, obiecuję! dziękuję za odwiedziny:-)
OdpowiedzUsuńCiesze się bardzo :). Zapraszam w wolnej chwili - jesteś zawsze mile widziana :))))
Usuńmoja mama zwykła mawiać '' od jednej matki nie równe dziatki''
OdpowiedzUsuńMama ma rację w 100% :). Pozdrawiam ciepło
UsuńŁooo! ale się pośmiałam. Wzruszenie też było. Ja - jako niania jednego rodzeństwa, też dostrzegam trochę różnic między dzieciakami. Ale mniej więcej porównując że np w wieku 9mcy Lila była taka, a mający 9 mcy Timi jest taki ;) na razie jeszcze młodszy za mały na porównania, ale za parę lat .. kto wie? pewnie będę pisać podobnie jak Ty.
OdpowiedzUsuńJaka jest różnica wieku między chłopcami?
Pozdrawiam,
www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Spora - 5 i pół roku. Też porównuję ich rozwój, wydaje mi się że Starszy w wieku Młodszego robił to czy tamto, był bardziej lub mniej rozwinięty... Ale może już mam sklerozę i nie wszystko pamiętam ;). Młodszego traktujemy trochę jak dzidziusia, a to już poważny chłop ;)! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNaśmiałam się i chichotałam czytając Twój tekst. Masz niesamowite poczucie humoru a opowiadasz o prawdziwych codziennych sprawach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie : )
Takie czarowanie codzienności... Uważam, że nie ma nic ważniejszego w naszym życiu niż codzienność, trochę z rozmysłem nadaję jej walor niecodzienności i wyjątkowości. Bo taka przecież jest :). Pozdrawiam ciepło, dzięki, że zajrzałaś :))))
OdpowiedzUsuńU nas to samo trzy małe istotki i trzy różne światy!
OdpowiedzUsuńTo musi być dopiero doświadczenie! Po cichu marzy mi się taka trzecia istotka, ciekawe, jaki byłby to charakter...:). Pozdrawiam :)
UsuńCudowna opowieść!
OdpowiedzUsuńU nas podobnie- różne jak ogień i woda. Choć mają też wspólne mianowniki, niestety te, które mnie irytują strasznie- obydwie są wybuchowe, niecierpliwe, i głośno się drą :) I nie mam bladego pojęcia po kim One tak mają :)
A nasi jak się drą, nie do opisania! Szczególnie wieczorem się nakręcają, kiedy matka pada na twarz i przy okazji traci reszty nerwów... Poza tym są oczywiście kochani i bardzo różni :), Pozdrawiam ciepło, dzięki, że zaglądasz :)
OdpowiedzUsuńfajnie się czytało, widać ogromną różnicę między chłopcami :)
OdpowiedzUsuńmoje panny tak samo, młodsza wrzaskliwa i ranny ptaszek ptaszek, starsza spała by do południa a i tak nie wyspana będzie :D
swoją drogą, jak mogliście oddać swoje łóżko dzieciom a sami spać na piętrowym? ja bym tego nie zniosła :D
To prawda, różnią się zasadniczo, choć mam nadzieję, że jednak podstawa ich łączy wspólna :). Z tymi łóżkiem to trochę nasze lenistwo - ponieważ chłopcy budzą się w okolicach 1 w nocy, wtedy kiedy idziemy spać i domagają się naszej obecności, dla święto spokoju uprawiamy różne "trójkąty", żeby się wyspać. Ale pracujemy nad tym, żeby noce wróciły do normy lokalizacyjnej ;). Pozdrawiam, dzięki za odwiedziny :)
OdpowiedzUsuńOgień i woda. Cudownie czyta się takie historie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :). Tak, ogień i woda - oby tylko wsparcie też było :). Pozdrawiam, dziękuję za wizytę i zapraszam ponownie :)
OdpowiedzUsuńOj te dzieciaki dają popalić, ale zadna z nas nie wyobraza juz sobie bez nich zycia :-)
OdpowiedzUsuńMasz rację - te wszystkie wydarzenia nadają naszemu życiu sens. Głęboki i radosny :). Pozdrawiam, dzięki za odwiedziny :))))
UsuńZakochałam się w Twoim rodzeństwie! Zakochałam się w Twojej Matko pisaninie ;)
OdpowiedzUsuńBędę tu bywać i przebywać :) Tylko mam żal i pretensje!!!!
Dlaczego tak późno dostałam zaproszenie?
Dziękuje droga Matko za te komplementa :). Serce rośnie, jak się je czyta :). Mam nadzieję, że zadomowisz się u mnie, zapraszam. Refleks mam dobry, ale trochę spóźniony - stąd to późne zaproszenie. Ale lepiej późno niż wcale ;). Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOj znam to z autopsji... też mam dwóch synków, a każdy inny jak dzień i noc :-) ale dzięki temu życie jest ciekawsze! ;-) no i nie ma czasu na nudę! Pozdrawiam! :-)
OdpowiedzUsuńI tak się fajnie uzupełniają - tam gdzie jednemu brakuje cierpliwości, działa drugi, tam gdzie drugiemu brakuje odwagi, działa pierwszy... Fajnie mieć synków (ale o tym już w następnym poście - zapraszam do lektury :) ). Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńwpis przecudny. jak oni się kochają, ale masz z nimi kolorowo:) bendem wymiotowała, hahaha :D
OdpowiedzUsuńNo, no - Staś ma charakterek, że hej! Niby Młodszy, a potrafi zawalczyć o swoje jak lew. Po babci, nie powiem której....;). Fajni są obaj, uzupełniają się. Pozdrawiam jeszcze raz :)))))
OdpowiedzUsuń