Wreszcie - nareszcie spadł u nas śnieg! Pierwszy śnieg tej
zimy. Ludzie małej wiary tracili już nadzieję na jego opad, ale nie Matka. I
proszę – wiara jednak czyni cuda. Jest, spadł, leży biały i srogi.
Dziś więc mroźne słowo o zimie. Czy raczej zimowej Matce.
W erze przed dziecięcej Matka Wasza za zimą nie przepadała, bo wiadomo – zimno, mokro i ciemno...
Jeśli chodzi o zimę Matka najchętniej zapadła by w sen zimowy razem ze stadem niedźwiedzi i obudziła się na wiosnę. Najlepiej późną. Matka zimą siedziała więc w domu, pod kocem i w dwóch swetrach i czapce uszatce parzyła sobie herbatę za herbatę, pokrzykując raźno na dzieci. Tak to Matka zimę kochała.
Do niedawna.
Oto bowiem stała się w domu Matki rzecz nieunikniona, wpędzająca Matkę w stan głębokiego niepokoju – otóż Jasina zaczął na złość Matce dorastać. A jak zaczął dorastać, rozwinęła mu się u niego - do dziś nie wiadomo zupełnie po kim i skąd - miłość ku sportom różnorakim, w tym również i tym zimowym… I to nie była miłość czysto teoretyczna, co to, to nie. Jaś pokochał sporty zimowe miłością białą i głęboką, a co najgorsze, praktyczną do bólu.
No i Matka wyjścia nie miała, co było zrobić – Matka zachowała się jak skończona materialistka i porzuciła szczerą miłość do kapci na rzecz miłości z rozsądku, czyli nieodwzajemnionego, acz gorącego jak kubek z herbatą uczucia do… zimy!
I tak nie straszny stał się Matce mróz, czy częściej plucha, nie straszny wiatr, śnieg i krótkie dni.
Co to oznacza w praktyce? To znaczy, że już pod koniec listopada rozpoczynamy rodzinne szaleństwo łyżwiarskie. Co sobota stawiamy się w składzie 3-osobowym rodziny najbliższej (4 składnik jest za mały, zostaje z babcią, ale do czasu zapewne, do czasu…) i różnorodnych przydatków (kuzynek, koleżanek, koleżeństwa jasiowego etc.) na gładkiej tafli pod ośnieżonym dachem i – hajda!
Wasza dzielna Matka pomyka na łyżwach figurowych (żeby tylko były dostępne w wypożyczalni, żeby tylko były dostępne w wypożyczalni…), odpychając się dzielnie od ząbków, bądź pokracznie na boki. Kroku dotrzymuje jej mąż w paletku (chyba jednak trzeba będzie zainwestować w kurtkę zimową dla niego, w tym płaszczu wygląda jak pracownik skarbówki na wagarach) i dzielny Jasio w kasku (skojarzenie z Jankiem i Szarikem nasuwa się tu samo).
Świetnie sobie radzi Matka na tych figurówkach, uwierzcie na słowo. Z gracją się rozpędza, z nieco mniejsza hamuje, odkryła u siebie też ostatnio zadziwiającą umiejętność jazdy na … jednej nodze. Wygląda prawie jak jaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca. Dalibóg, jeszcze 2-3 tygodnie, a wykona axla i rittbergera. Nie żartuję – nie ma wszak rzeczy niemożliwych dla Matki, która podobno dla dzieci zrobi wszystko.
Nieco większy problem natury zimowej stwarza mi natomiast brak w wypożyczalni ukochanych figurówek matczynych. Hokejówki bowiem nie posiadają ząbków i ostrze łyżwy (czy to ma jakąś fachową nazwę?) jest cieńsze. Ale i z tym dzielna Matka sobie poradziła, choć początki były dramatyczne. Teraz w umiarkowanym tempie jest w stanie przejechać na tym sprzęcie – ho, ho – dobrą godzinę i Czerkawski może tylko za nią śnieg zbierać.
Ale, ale, nie myślcie sobie, że tu kończą się ambicje zimowe Jasia, a w tym matczyne. O, nie, nie – kolejna miłość w fazie wczesnego flirtu to… narty! Narty na Górze Kamieńsk smakują - podobno -najlepiej. Na pewno demonowi sportu w postaci Jasiny. Matka smakoszem specjalnym nie jest, więc zjada co dają i nie marudzi. W myśl tej karkołomnej zasady nie straszny jej tłum dzieciaków na oślej łączce, która stanowi naturalny teren popisów narciarskich Matki, nie straszny jej brak profesjonalnego stroju – bo wiadomo, nie matura, lecz chęć szczera…itd.
Na tej niwie zimowej jednak Matka nie odnotowała do tej pory tak spektakularnych sukcesów, jak w przypadku łyżwiarstwa. Tu jeszcze Matka raczkuje, ale da radę, przyrzekam. Na razie rozgryza stronę, że tak powiem, metodologiczną skrętów na nartach. Jest ona dla Matki szalenie nielogiczna, zawsze skręca ona w inną stronę niż zamierzała, więc albo coś z techniką skrętu jest nie tak, albo Matka mam nogi krzywe, albo sama już nie wie co.
W każdym razie w czasie którejś z naszych wypraw licząc na skręt w lewo, niespodziewanie dla wszystkich na oślej łące obecnych, ale najbardziej jednak dla samej Matki, skręciła ona w prawo, wdzięcznie wjeżdżając w siatkę maskującą, oddzielająca początkujących pogromców stoków od całej reszty głąbiej wtajemniczonych.
Nie odmawia sobie jednak Matka pewnego talentu i na tym polu – idealnie bowiem narty jej wjechały w oczka siatki, unieruchamiając ją na dłuższy moment, niczem muchę w nici przędnej pająków (zwanej potocznie pajęczyną), ku ogólnej wesołości początkujących narciarzy na rzeczonej łące, a jasinej w szczególności. Turlała się wdzięczna dziecina po stoku ze śmiechu, omal nart nie pogubiła. Małżonek (już w zakupionej kurtce zimowej koloru zgaszonej czerwieni – hit wyprzedaży zimowych), zanim zauważył Matkę w sieci uwięzioną, zanim odstawił Jasia w bezpiecznie miejsce, zanim uspokoił jego histeryczny chichot, zanim zjechał (z gracją nieomal równą matczynej) z górki niedużej - ale jednak górki - i dotarł do nieszczęśliwie uwięzionej połowicy, oooo, minęło dobre 10 minut.
Jak Matka w tym czasie się czuła – nie pytajcie... Odpowiedź może być tylko jedna: jak bałwan na nartach.
Jeśli chodzi o Stasia natomiast, ten wcale nie jest jeszcze poza tematem zimowym: za sprawą babci Krysi – podejrzewa podejrzliwa Matka – zaczął przebąkiwać coś ostatnio o saneczkach i zjazdach „z duzej gólki”, że zacytuję Mistrza. A że Stasina jest bardzo dosłowny i uparty, więc pełna jest Matka jak najgorszych przeczuć zimowych i już rozczytuje się w podręcznikach dla początkujących bobslejowców…;).
W erze przed dziecięcej Matka Wasza za zimą nie przepadała, bo wiadomo – zimno, mokro i ciemno...
Jeśli chodzi o zimę Matka najchętniej zapadła by w sen zimowy razem ze stadem niedźwiedzi i obudziła się na wiosnę. Najlepiej późną. Matka zimą siedziała więc w domu, pod kocem i w dwóch swetrach i czapce uszatce parzyła sobie herbatę za herbatę, pokrzykując raźno na dzieci. Tak to Matka zimę kochała.
Do niedawna.
Oto bowiem stała się w domu Matki rzecz nieunikniona, wpędzająca Matkę w stan głębokiego niepokoju – otóż Jasina zaczął na złość Matce dorastać. A jak zaczął dorastać, rozwinęła mu się u niego - do dziś nie wiadomo zupełnie po kim i skąd - miłość ku sportom różnorakim, w tym również i tym zimowym… I to nie była miłość czysto teoretyczna, co to, to nie. Jaś pokochał sporty zimowe miłością białą i głęboką, a co najgorsze, praktyczną do bólu.
No i Matka wyjścia nie miała, co było zrobić – Matka zachowała się jak skończona materialistka i porzuciła szczerą miłość do kapci na rzecz miłości z rozsądku, czyli nieodwzajemnionego, acz gorącego jak kubek z herbatą uczucia do… zimy!
I tak nie straszny stał się Matce mróz, czy częściej plucha, nie straszny wiatr, śnieg i krótkie dni.
Co to oznacza w praktyce? To znaczy, że już pod koniec listopada rozpoczynamy rodzinne szaleństwo łyżwiarskie. Co sobota stawiamy się w składzie 3-osobowym rodziny najbliższej (4 składnik jest za mały, zostaje z babcią, ale do czasu zapewne, do czasu…) i różnorodnych przydatków (kuzynek, koleżanek, koleżeństwa jasiowego etc.) na gładkiej tafli pod ośnieżonym dachem i – hajda!
Wasza dzielna Matka pomyka na łyżwach figurowych (żeby tylko były dostępne w wypożyczalni, żeby tylko były dostępne w wypożyczalni…), odpychając się dzielnie od ząbków, bądź pokracznie na boki. Kroku dotrzymuje jej mąż w paletku (chyba jednak trzeba będzie zainwestować w kurtkę zimową dla niego, w tym płaszczu wygląda jak pracownik skarbówki na wagarach) i dzielny Jasio w kasku (skojarzenie z Jankiem i Szarikem nasuwa się tu samo).
Świetnie sobie radzi Matka na tych figurówkach, uwierzcie na słowo. Z gracją się rozpędza, z nieco mniejsza hamuje, odkryła u siebie też ostatnio zadziwiającą umiejętność jazdy na … jednej nodze. Wygląda prawie jak jaskółka siostra burzy, żałoba fruwająca. Dalibóg, jeszcze 2-3 tygodnie, a wykona axla i rittbergera. Nie żartuję – nie ma wszak rzeczy niemożliwych dla Matki, która podobno dla dzieci zrobi wszystko.
Nieco większy problem natury zimowej stwarza mi natomiast brak w wypożyczalni ukochanych figurówek matczynych. Hokejówki bowiem nie posiadają ząbków i ostrze łyżwy (czy to ma jakąś fachową nazwę?) jest cieńsze. Ale i z tym dzielna Matka sobie poradziła, choć początki były dramatyczne. Teraz w umiarkowanym tempie jest w stanie przejechać na tym sprzęcie – ho, ho – dobrą godzinę i Czerkawski może tylko za nią śnieg zbierać.
Ale, ale, nie myślcie sobie, że tu kończą się ambicje zimowe Jasia, a w tym matczyne. O, nie, nie – kolejna miłość w fazie wczesnego flirtu to… narty! Narty na Górze Kamieńsk smakują - podobno -najlepiej. Na pewno demonowi sportu w postaci Jasiny. Matka smakoszem specjalnym nie jest, więc zjada co dają i nie marudzi. W myśl tej karkołomnej zasady nie straszny jej tłum dzieciaków na oślej łączce, która stanowi naturalny teren popisów narciarskich Matki, nie straszny jej brak profesjonalnego stroju – bo wiadomo, nie matura, lecz chęć szczera…itd.
Na tej niwie zimowej jednak Matka nie odnotowała do tej pory tak spektakularnych sukcesów, jak w przypadku łyżwiarstwa. Tu jeszcze Matka raczkuje, ale da radę, przyrzekam. Na razie rozgryza stronę, że tak powiem, metodologiczną skrętów na nartach. Jest ona dla Matki szalenie nielogiczna, zawsze skręca ona w inną stronę niż zamierzała, więc albo coś z techniką skrętu jest nie tak, albo Matka mam nogi krzywe, albo sama już nie wie co.
W każdym razie w czasie którejś z naszych wypraw licząc na skręt w lewo, niespodziewanie dla wszystkich na oślej łące obecnych, ale najbardziej jednak dla samej Matki, skręciła ona w prawo, wdzięcznie wjeżdżając w siatkę maskującą, oddzielająca początkujących pogromców stoków od całej reszty głąbiej wtajemniczonych.
Nie odmawia sobie jednak Matka pewnego talentu i na tym polu – idealnie bowiem narty jej wjechały w oczka siatki, unieruchamiając ją na dłuższy moment, niczem muchę w nici przędnej pająków (zwanej potocznie pajęczyną), ku ogólnej wesołości początkujących narciarzy na rzeczonej łące, a jasinej w szczególności. Turlała się wdzięczna dziecina po stoku ze śmiechu, omal nart nie pogubiła. Małżonek (już w zakupionej kurtce zimowej koloru zgaszonej czerwieni – hit wyprzedaży zimowych), zanim zauważył Matkę w sieci uwięzioną, zanim odstawił Jasia w bezpiecznie miejsce, zanim uspokoił jego histeryczny chichot, zanim zjechał (z gracją nieomal równą matczynej) z górki niedużej - ale jednak górki - i dotarł do nieszczęśliwie uwięzionej połowicy, oooo, minęło dobre 10 minut.
Jak Matka w tym czasie się czuła – nie pytajcie... Odpowiedź może być tylko jedna: jak bałwan na nartach.
Jeśli chodzi o Stasia natomiast, ten wcale nie jest jeszcze poza tematem zimowym: za sprawą babci Krysi – podejrzewa podejrzliwa Matka – zaczął przebąkiwać coś ostatnio o saneczkach i zjazdach „z duzej gólki”, że zacytuję Mistrza. A że Stasina jest bardzo dosłowny i uparty, więc pełna jest Matka jak najgorszych przeczuć zimowych i już rozczytuje się w podręcznikach dla początkujących bobslejowców…;).
A to dzieło babci Krysi na balkonie.
Ulepiła dla wnuków z okazji pierwszego opadu śniegu...
Ulepiła dla wnuków z okazji pierwszego opadu śniegu...
:) oczyma wyobraźni widzę Cię Matko idealnie wkomponowaną w oczka siatki;))
OdpowiedzUsuńDo nart mam awersję a łyżwy lubię:))
Pozdrawiam z bezśniegowej krainy
A piękny był to widok, piękny... ;)
UsuńŁyżwy lubię bardzo, narty jakoś mi nie służą, ale Matka łatwo się nie poddaje i broni nie składa;). Pozdrawiam z krainy lekko topniejącego śniegu, ale w nocy mróz, więc może wytrzyma do weekendu... :)
Bałwanek piękny, cytrusowy, choć troszkę malizną trąci :) A sporty wszelkie, w tym zimowe dają mnóstwo radości. Nie martw się Matko, jeszcze się będziesz z tego śmiać :)
OdpowiedzUsuńBałwanku ulepił babcia Krysia w szale radości z opadu śniegu. Taka u niej fantazja ułańska...:). Sporty zimowe to radość, tym bardziej, ze śnieg nas nie rozpieszcza, więc to takie aporty ekskluzywne trochę ;). Pozdrawiam ciepło, tfu, zimowo :)
Usuńu nas też biało :D!
OdpowiedzUsuńo to widzę wyczynowo powitaliście zimę :D
ściskam mocno :)
U nas tak wyczynowo już od jakiegoś czasu - zdążyłam się przyzwyczaić ;). Pozdrawiam zimowo :)
UsuńWspaniały bałwan!! :) Aktywność, w tym zimowa to świetna sprawa :))
OdpowiedzUsuńBałwan by babcia Krysia :). Na przywitanie zimy ;). Mamy nadzieję, że ten śnieg trochę jednak poleży i będziemy się mogli wykazać. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńOch! łyżwy jak ja uwielbiam ten sport, rodzinnie jeździmy zawsze sobota, niedziela. Narty no cóż, jeździłam jak byłam nastolatką, dziewczyny moje próbowały ale nie ta pasja. Wolą duże górki i z górki na pazurki. Najwspanialszy czas to taki że świetnie się bawicie! i tak trzymajcie;)a bałwan jak strażnik zimy;)
OdpowiedzUsuńBałwan wita zimę :). Ja ze sportów zimowych zdecydowanie wolę łyżwy, ale jak trzeba, to i narty założę - co zrobić... ;). Pozdrawiam zimowo :)
UsuńCzego matka nie zrobi dla dziecka :)
OdpowiedzUsuńFajny wpis, jak zawsze ubawiłam się czytając go :)
przy okazji... przypomniały mi się moje początki na łyżwach i aż wszystkie kości mnie zabolały :D
No właśnie, gdy nie dzieci, matka nosa z domu by nie wyściubiła pewnie... Tak więc posiadanie dzieci jest bardzo zdrowe :). Mnie wszystko boli, kiedy pomyślę o moich wyczynach narciarskich... Pozdrawiam serdecznie :)
Usuńłyżwy powiadasz?? ja się boję.....ja tylko na rolkach jako nastolatka duuużo popylałam :) narty to dla mnie kosmos :( ale czego matka nie zrobi dla dziecka prawda? nawet jesli ma wyglądac jak bałwan :) Wszystkie mamy piszą o sniegu, albo nad naszą Wielkopolską parasol przeciwśniegowy mamy albo czytam mamy , które mieszkają w innej niz ja a tej samej co pozostałe częsci naszego kraju :)
OdpowiedzUsuńNo i jak tam śnieg u Was? Dotarł? U nas wciąż biało i pada od rana... Mój mąż nauczył się jeździć na łyżwach przed rokiem, nawet specjalnie się nie wywracał, tak wiec dla chcącego... :). Narty wciąż są dla mnie zagadką ale walczę dzielnie :). Powodzenia w zmaganiach ze sportami zimowymi :). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńTo musiał być widok!
OdpowiedzUsuńU nas ze sportów zimowych łyżwy (a jakże, był czas, że w wresji 1+2 pomykałam czasem z dwójką w dzieńpowszedni rankiem po pustym lodowisku!) i zwariowane rodzinne sanki na baaaardzo dużych górkach w lesie. Tylko jakoś śniegu nie ma...
U nas wciąż jest, a nawet pada od rana... Łyżwy lubimy bardzo, sanki też, narty - to już miłość trudniejsza, ale pracujemy nad nią ;). Pozdrawiam zimowo :)
UsuńRewelacja :) Ze mną dzieciaki mają przerabane, na studiach złamałam rękę na rolkach i od tamtej pory twardo stąpam po ziemi nie zakładając niczego co nie daje mi stabilizacji ( nawet buty na obcasie noszę wybitnie rzadko) :) Tym bardziej podziwiam cię Matko za poświęcenie bo naprawdę jest godne uznania.
OdpowiedzUsuńMatka zawsze trochę szalona była, tylko zapomniała. No to jej dzieci przypomniały... Szalejemy, kiedy tylko mamy okazję, tylko z tą okazją krucho, bo czas goni jak szalony. Pozdrawiam zimowo :)
UsuńGóra Kamieńsk mi się przewinęła z jakich okolic jesteś ?
OdpowiedzUsuńJa kocham zimę i zawszę ją kochałam ale tylko taką ze śniegiem, uwielbiam jazdę na łyżwa, kiedyś na nartach, ale od 8 lat tylko snowboard zamiast nart. Miłością do deski zaraziłam męża i pewnie we dwójkę zarazimy nasze dzieciaczki :)
Mieszkamy niedaleko Łodzi. Deska? To już wyższa szkoła jazdy :). My walczymy uparcie z nartami - może kiedyś zwyciężymy ;)? Pozdrawiam ciepło :)
UsuńBałwan fantastyczny, u nas też biało i po południu biegniemy wykorzystać sytuację ;-)
OdpowiedzUsuńBałwan babciny - bardzo mnie wzruszył :). Pozdrawiam zimowo :)
UsuńHaha żeby się nie okazało, że mieszkamy niedaleko siebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe - świat jest przecież globalną wioską ;). Pozdrawiam zimowo :)
UsuńNo matka! Zmiana o 180 stopni, mówię Ci! Mówisz łyżwiarstwo figurowe i bobsleje? to ja może jednak poproszę o Twój autograf? Kto wie, może za rok będziesz juz gwiazdą :-D
OdpowiedzUsuńOj, nie wyjdę raczej z ligi amatorskiej dla matek-niemłodych, niestety ;). Ale dobre i to :). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńNo jakbyś jednak zmieniła zdanie, czy coś, to ja jednak będę pamiętać o tym autografie :-D
UsuńDam znać - będzie osobny post informacyjny, bo Matka próżną jest dość istotą ;). A u nas znowu sypie od rana! Pozdrawiam :)
UsuńA u nas zimy jak nie było tak nie ma, ale wyjątkowo wcale jej nie chcę w tym roku. A Ty jesteś Mamuśka, że ho ho!
OdpowiedzUsuńU nas śniegu już mniej, a to co leży na ziemi topnieje szybko i obawiam się, że nie dotrwa do weekendu ;(. Ale kto Matce dogodzi...;)? Pozdrawiam, jeszcze zimowo :)
UsuńU nas niestety śniegu brak, a szkoda, bo trochę zimy by się przydało i Junior by się ucieszył.. No cóż może w lutym, oby nie w marcu!
OdpowiedzUsuńU nas już jakby mniej, a to co zostało - topnieje w zastraszającym tempie. Niestety ;(. Ale jeszcze nie składamy broni, tzn. łyżew i nart, do piwnicy. Pozdrawiam :)
UsuńZa łyżwy dziękuję,narty poproszę :-)czekamy az nasze dziecko wskoczy na wyższy poziom wskoczy i z sanek pojedziemy na narty :-)
OdpowiedzUsuńA, to u nas odwrotnie - łyżwy jakoś nam zgrabniej wychodzą, niż narty. Ale ćwiczymy, ćwiczymy... :). Może kiedyś nawet deskę opanujemy, kto wie ? Pozdrawiam ciepło :)
UsuńWow! gratuluje takiego aktywnego wypoczynku! Super, ja niestety nie umie i na dodatek boje sie o moje cztery litery ;)
OdpowiedzUsuńJa też się boję - ale przy dzieciach trzymam fason ;). Do czego to człowiek jest zdolny, kiedy rodzina patrzy... Pozdrawiam :)
UsuńW jakimż regionie Matko mieszkasz że Ci śniegu na bałwanka starczyło?
OdpowiedzUsuńU mnie nawet śnieżki nie zrobisz!
Polska centralna. Ale bałwanek w wersji mini - z tego co babcia uzbierała na balkonie. Chociaż gdyby wyszła na trawnik - bałwan mógłby powstać naprawdę spory. Pozdrawiam zimowo :)
UsuńJak kocham sport... tak z nartami, łyżwami mi nie po drodze. A jak mi syn podrośnie i powie, że na narty chce... to co? Będę musiała się nauczyć... chyba ;)
OdpowiedzUsuńNie będzie wyjścia - z kogo ma brać przykład, jeśli nie z Matki ;). A może się okaże, że pokochasz sporty zimowe miłością głęboką i siłą Cie będą z lodowiska zdejmować, kto wie? Pozdrawiam :)
UsuńDziecko wiele zmienia, a na pewno nas matki i nasze poglądy na wiele spraw.
OdpowiedzUsuńW naszym przypadku dzieci zmieniły wszystko - wyznaczają kierunek naszemu życiu, a my podążamy za nimi, wzdychając, że jeszcze przyjdzie czas, kiedy będziemy mogli wyjść do kina w weekend, nie analizując rozpaczliwie, kto się nimi zajmie ;). Pozdrawiam :)
UsuńSkąd ja to znam. Tym bardziej, że do najbliższego kina mamy 60 km. ;)
UsuńMy mamy blisko, tylko dziadkowie nam chorują ostatnio i nie ma komu dzieci "podrzucić" ;)
UsuńNe znoszę zimy! No nie cierpię wręcz. Las mam blisko, jakąś gawrę mogę sobie zrobić :) Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńPs. Babcia ma fantazję- bałwanek jak się patrzy!
Moja koleżanka, widząc śnieg, mówi z obrzydzeniem: Białe ścierwo, ie znoszę... Ja też tak miałam, ale mi przeszło - zobaczymy na jak długo :). Las, powiadasz? Super sprawa :)! Pozdrawiam zimowo, hej!
UsuńA u nas śniegu brak. :(
OdpowiedzUsuńU nas topnieje, niestety. Choć wczoraj podał cały dzień, więc nie tracę nadziei, że wróci... Pozdrawiam ciepło :)
UsuńOjej to cudownie, że dzieci tak mogą zmotywować matkę, że jeździ na łyżwach i na nartach i nie zaoada w zimowy sen;) Tymczasem zimy także nie lubię. Nie lubię się grubo ubierać, marznąć etc..:( Serdecznie pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńZima to nie jest nasza ulubiona pora roku, ale próbujemy znaleźć jej uroki - i to się udaje. Choć te warstwy ubrań, brrr.... Pozdrawiam :)
UsuńCzłowiek z miłości do dzieci nauczy się niezłych sportowych wygibasów, nie ważne są w tym momencie bolesne czy komiczne upadki :}}}. Wszystko dla naszych szkrabów. Moja rodzinka od zawsze śmiała się ze mnie że dla mnie pupa jest bardzo ważna ponieważ od kiedy zaczęłam chodzić i w wieku dorosłym bałam się upadku. Lodowa powierzchnia to był niezły dramat dla mnie, a teraz łyżwy- proszę bardzo- jest propozycja - pędzę z dziewczynami. Jednak miłość mamusiowa do dzieci zmienia spojrzenie na różne sytuacje :}}}
OdpowiedzUsuńMiłość mamusiowa to najlepszy środek dopingujący - okazuje się. I nie wykrywalny... ;). Poza tym, tyle rzeczy na tym świecie odkryć możemy przy dzieciach i dzięki dzieciom, że warto podejmować ryzyko. Pozdrawiam zimowo :))))
UsuńCzyli jest jednak dla mnie nadziej...
OdpowiedzUsuńPowiadasz ,że ktoś taki jak ja ( czyli średnio usportowiona jednostka) będzie musiał nadążyć za Potomkiem...taka kolej rzeczy?
Chwilowo swoje myśli skupiam wokół wieży linowej , zlokalizowanej na najbliższym placu zabaw ;)
Nadzieja jest, jak najbardziej. Oby chęci nie zabrakło :). My mamy za sobą etap zabawek na placu zabaw, zjeżdżania wspólnego z maluchami na zjeżdżalniach przy MacDonaldzie - o mało Matka nie utknęła w nich na wieki-wieków. tak więc - dla chcącego nic trudnego... ;). Pozdrawiam zimowo :)
Usuńhahah bałwanek genialny ;)
OdpowiedzUsuńPomysł, wykonanie - babcia Krystyna. zaskoczyła nas, prawdę mówiąc ;). Pozdrawiam :)
UsuńMatka, jeszcze na olimpiadę pojedziecie! Hartujcie duchy sportowe, to i ciało zahartujecie, za co Matka będzie wdzięczna Jasinie w okolicach sezonu bikini :D Chyba, że będziesz serfować w piance...
OdpowiedzUsuńW piance? Broń Boże! Matka swe wątpliwe wdzięki wystawia na słońce w kostiumie dwuczęściowym. Mmmmm, plaża, rozmarzyłam się trochę... Na razie zima i narty :). Pozdrawiam ciepło :
UsuńBałwan cud malina :)
OdpowiedzUsuńPost tak dobry,że ze śmiechu mało z krzesła nie spadłam. :)
Będę zaglądać częściej :)
Pozdrawiam
Trzymam za słowo i zapraszam. Bałwan rzeczywiście robi furorę... Może babcia zajmie się rękodziełem, kto wie, do czego ją wnuki natchnął ;)? Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńPo nitce do kłębka, czyli od siebie do Ciebie. Zadziwiające, właśnie sobie pisałam post o naszym rodzinnym łyżwiarstwie i narciarstwie (tzn. ledwo zaczęłam i na pewno dziś nie skończę - o ile kiedyś w ogóle skończę ;-)), a tu komentarz od Ciebie u mnie pod ostatnim wpisem (nie wiem, kiedy na wszystkie odezwę się choć słowem...). No i tak przyszłam z rewizytą. I czytam o tych łyżwach i uśmiecham się pod nosem. Jakaż telepatia! Póki co, witam się. Pozwól też, że się "rozejrzę", a z tego co pobieżnie czuję, również się tu przykleję.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i zapraszam do pozostania z nami na dłużej i obserwacji bloga:). Temat zimowy króluje ostatnio na blogach - a że Matki podobne doświadczenia mają, to i wpisy podobne. Zresztą - kto jak kto, ale Matka Matkę zrozumie najlepiej. Pozdrawiam zimowo :)
UsuńSport to zdrowie. Tylko się cieszyć, ze syn woli sport od telewizji. A bałwanek genialny!
OdpowiedzUsuńPenie, że się cieszę. Zauważam też, że coraz chętniej sięga po książki. Matka go dopinguje i służy przykładem - jak to Matka :). Bałwanek należy do gatunku bałwanków-mikrusów ;). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńZdecydowanie bysmy sie dogadaly ;) Zima dwa swetry, herbata za herbata i cieply kocyk... Chociaz zimowe spacery tez lubie- byleby krotkie i pod odpowiednia iloscia cieplych warstw na sobie ;)
OdpowiedzUsuńOj, to, to - herbatka, kocyk. Ale na razie - służba, nie drużba, narty w dłoń, sanki w dłoń, i hajda - na łonie natury ;). A jak dzieci już wyrosną z naszego towarzystwa - wrócę na łono kocyka z przyjemnością ;). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMatko Królów - Ty koniecznie musisz snowboard zacząć uprawiać czy jak go tam zwą. Wówczas wbicie w siatkę nie grozi ( chyba) . Popatrz czegóż my nie uczynimy dla dzieci swych nawet zimę pokochamy miłością wielka. Boki zrywam u Ciebie a jaka dawka humoru.Pozdrawiamy serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMatka się snowbordem w siatkę nie wbije??? No taki brak wiary w zdolności Matki... :))). Wbije się, wbije, dla chcącej Matki - nic trudnego. Zapraszam do odwiedzin, ciesze się, że znajdujesz tu coś dla siebie :). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńJa opanowałam snowboard, bo ileż można siedzieć i czekać na stoku, co prawda w kawiarni :), ale...nudno. Wzięłam się i nauczyłam, a co tam :)
OdpowiedzUsuńJest fajnie, nawet super fajnie, choć za synem i jego umiejętnościami nie nadążam i wybieram trasy.... łatwe trasy...
Gratuluję i jestem pełna podziwu :). Ja wciąż "rozgryzam" narty. Syn "rozgryzł" je w 5 sekund, ja walczę 2 rok, ale się nie poddaję :). I gdzie tu sprawiedliwość....? Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńDzielna Matka z Ciebie, fajnie że dzieciaki mają z Ciebie pożytek :), ja też przewiduję naukę snowboardu w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńBałwanek uroczy!
Trzymam kciuki:). Trzeba korzystać z każdej pory roku, każda ma coś fajnego do zaoferowania :). Pozdrawiam zimowo i zapraszam do "zaglądania" do nas :)
UsuńO nie! Śnieg to mój największy wróg! Nie podzielam pasji.. :D
OdpowiedzUsuńNie Tylko Twój :). Ja też do niedawna reagowałam alergią na zimę - no ale szkoda życia, tym bardziej, że ta zima potrafi u nas trwać i trwać.... :). Pozdrawiam ciepło :0
UsuńBałwanek cudaśny, u nas od soboty ferie, wiec tez mamy zamiar postawić pierwsze kroczki na nartach :-)
OdpowiedzUsuńU nas też od soboty :). Jeśli dopisze śnieg, tez nie mamy zamiaru go zmarnować - chociażby ze względu na dzieci :). Bałwanek ulepiony ręką babci :). Pozdrawiam :)
UsuńWidok Matki, w tej sprytnej pajęczynie, musiał być naprawdę cudowny :D
OdpowiedzUsuńJa też kocham tą zimę z kocem i herbatą, z książką i kakao, i jedynym, co sen mi spędza z powiek, to świadomość że śnieg pojawia się i znika, a m siedzimy miesiąc już w domu, próbując smarki i kaszle do ładu doprowadzić. Wolała bym jednak ten śnieg, i to białe szaleństwo, przynajmniej noce miała bym przespane ...
U nas też przeziębienia - Młodszy nie chodzi już od tygodnia do przedszkola. Zaczynają się u nas właśnie ferie i będzie miał 3 tygodnie przerwy - oj, powrót będzie z płaczem... A zima jest i będzie - trzeba jakoś dzieciom czas organizować, choć najchętniej zostałabym w domu z herbatką i pod kocem... :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńAle suuuuper! To fajnie, że dziecko ma takie zamiłowanie do sportu! :)
OdpowiedzUsuńOchhh jak ja bym pojeździła na łyżwach... z roku na rok sobie powtarzałam, że muszę je przywieźć z domu i na słowach się tylko kończyło, a teraz to wiadomo, pomarzyć póki co mogę... Ale nic stracone! ;)
Pewnie, że nic straconego! Nasze dzieci rzeczywiście są bardzo sportowe, nie wiadomo po kim w zasadzie...;). Pozdrawiam serdecznie, zapraszam do częstych odwiedzin :))))))
UsuńU mnie śniegu niestety nie ma, a moje dziecko nad tym strasznie boleje, bo bałwana chciał ulepić, a tu nie ma z czego :(
OdpowiedzUsuńU nas niestety topnieje w zastraszającym tempie, ale prognozy mówią, że sypnie w przyszłym tygodniu. Już się cieszymy :). Pozdrawiam serdecznie i śniegu życzę :)
UsuńHihihi, moge sobie wyobrazic Ciebie w "pajeczej sieci"! ;) Sama kiedys za bardzo sie rozpedzilam i przewrocilam tak, ze narty wraz ze stopami w butach przlecialy pod siatka. Troche mi zajelo, zeby sie z tamtad wygrzebac, a maz pekal ze smiechu. :)
OdpowiedzUsuńAle i tak radze sobie znacznie lepiej na nartach niz lyzwach, chociaz lubie i jedno i drugie. Ja wlasnie nie znosze tych zabkow w figurowkach, wiecznie sie o nie potykam. Chcialam kiedys sprobowac hokejowek, ale mnie zniechecilas. :)
W tym roku obiecalam sobie solennie, ze zaczne zabierac Bi na lyzwy. Jak narazie udalo sie raz, a potem ciagle cos wypadalo. Ale wkrotce bede miala idealna motywacje w postaci obecnosci tesciow. ;) Na narty chcialabym zabrac Bi wraz z mezem, bo nie mam sily trzymac przed soba trzylatka i jednoczesnie sterowac. Ale zobaczymy co z tego wyjdzie, bo M. jest coraz trudniejszy do wyrwania z domowych pieleszy. :)
My zabraliśmy Starszaka na narty i łyżwy, kiedy miał 5 lat. Wcześniej nie był zupełnie zainteresowany i kończyło się płaczem. Ale teraz to król zimy po prostu. Życzę udanych zabaw zimowych i zapraszam do zaglądania do nas - jak najczęstszego :) Pozdrawiam Was cieplutko :))))
OdpowiedzUsuńDzieci, ich wyobraźnia i pomysły nigdy mi się nie znudzą. Poważnie! Cóż! Ja kocham tą śnieżną zimę, jak już wiesz, a w dodatku kiedy jest mroźna to już w ogóle:) W tym roku może tego śniegu za często u mnie nie było, ale jeśli łaskawie się pojawił to... w pięknej ilości:) Szło czym nacieszyć oko. Ale w zimie kocham swetry, duże, ogromne, grube skarpety, gorącą herbatę i koc i książkę... To jeszcze bardziej uświadamia mi, że zima jest piękna!
OdpowiedzUsuńTak piękna jak wasz bałwanek:)
Najważniejsze, to w każdej porze roku znaleźć coś dla siebie, coś co cieszy i daje chęć do życia :). I zima na sportowa, i zima z książką pod kocem - każda ma swój urok, który tylko o tej porze roku jesteśmy w stanie docenić :). Pozdrawiam ciepło i dziękuję za dobre słowo o bałwanku babcinym :). Zapraszam do zaglądania do nas :)
UsuńJak ja marze o dużym, porządnym bałwanie :) Zrobiliśmy małego z ciasta na pizze bo śniegu jak nie było tak nie ma..
OdpowiedzUsuńBałwan z ciasta? Super pomysł:)!!!! Nasz też jakoś szczególnie rosły nie był, no ale ze sniegu.... Tymczasem po zimie nie został u nas nawet ślad, za to słońce przygrzewa. Ale nie tracę wiary - prognozy podają jej powrót w połowie przyszłego tygodnia. Może bałwan jeszcze będzie 😊. Pozdrawiam cieplutko, zapraszam do odwiedzania nas 😊
OdpowiedzUsuńpłoza, ostrze łyżwy nazywa się płoza. moje figurówki mają spiłowane ząbki, bowiem właśnie na takich bezząbkowych nauczyłam się jeżdzić i nówki musiały iść pod kamień szlifierski, żebym w ogóle mogła je użytkować. na hokejówkach nie umiem, one mają płozy z dwóch stron zaokrąglone i zdaje się, że to jest największa przeszkoda - nie umiem w nich utrzymać równowagi. pozdrawiam serdecznie i będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńTrzymam za słowo :). Widzę, że temacie łyżwiarstwa nie jesteś amatorem. Domyślam się też, że w związku z powyższym zima zimowa cieszy Cię tak , jak nas. Życzę poskromienia hokejówek jeszcze w tym roku - Tobie i sobie :). Pozdrawiam serdecznie :))))
OdpowiedzUsuńwiesz, ja na nartach, tak jak Ty, pełna gibkość i wdzięk :D A Starszej miłość to jest, więc szusuje jak szalona, parskając smiechem ze mnie. Bo ja oślej łączce to nawet wyciągiem nie wjeżdżam, lecz wdrapuje się w tych deskach do połowy górki i powolutku "Zasuwam" na dół :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, za późno się człowiek za naukę zabrał... Ale najważniejsze, to się nie poddawać - przecież damy radę! Pozdrawiam :)
UsuńTwoje historie są wspaniałe. Czytam z frajdą i zapaloną chęcią niczym petarda i wybucham jak ona śmiechem i zachwytem. CUDOWNA JESTEŚ. Tak dobrze się bawię, gdy czytam "Przygody Mikołajka" Szkoda, że istatnio nie mam w zanadrzu więcej regularnego czasu :*
OdpowiedzUsuńO matko, dziękuję za takie piękne słowa. Rumienię się cała ze szczęścia :). Zaglądaj do nas, kiedy tylko znajdziesz czas. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuń