wtorek, 1 grudnia 2015

SPEKTAKL, CZYLI Z ŻYCIA RECENZENTA


Sala wypełniona była szczelnie, głównie maluchami. Chociaż okazuje się, że słowo „maluch”  zmienia swoje znaczenie  w czasoprzestrzeni dość szybko, w zależności od tego, do czego go w tej czasoprzestrzeni porównać.
A więc w pierwszej kolejności: wzrost i wiek. Sala wypełniona była – na oko – maluchami, ot, 110 cm wzrostu, w porywach nawet in +,  4-5 lat, narybek w okolicach gabarytów Stasiny.
I choć na scenie radośnie prezentowały się „Dzieci z Bullerbyn” , które lekturą obowiązkową są bodajże dopiero w II klasie podstawówki o ile pamięć zwodnicza Matki nie myli, dzieci w tym wieku było niewiele, czyli jak na lekarstwo. Niewątpliwie górował wśród Jaś, który nie tylko sięgał, gdzie wzrok nie sięga, ale i należycie łamał, czego rozum nie złamie.
W każdym razie towarzystwo dookoła było zdecydowanie niższe, zdecydowanie głośniejsze i  zdecydowanie bardziej żądne wrażeń i krwi, niż nasz nobliwy Starszak.
Spektakl trwał w najlepsze, a Ana i Lisa wyśpiewywały znany od pokoleń motyw „Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej”,  na co rzeczowy Stasina zażądał kanapki, i to już i teraz, gotów nawet wtargnąć na scenę w nagłym przypływie głodu, by wyrwać ją (czytaj: kiełbasę) niezbyt głodnym jednak bohaterkom, skoro - jak słusznie wydedukował - wciąż o niej zapominały.
Uspokoił się przy kolejnym wątku opowieści scenicznej, obyło się więc na szczęście bez skandalu.
Jaś oglądał z należytą powagą i w skupieniu, posykując co jakiś czas na brata. Stasina wydawał się nieco bardziej krytyczny wobec prezentowanych treści.
Łłłłe, to dla dziewczyn – oznajmił pod koniec pierwszego aktu na fali dopiero co odkrytej identyfikacji z gatunkiem męskim.
Ale przecież są też chłopcy… - staje Matka w obronie dzieła i jego twórcy, odsądzanego od czci i wiary przez wybredną publikę.
Phi, co to za chłopcy… - brnie Stasina dalej, nie kryjąc się wcale z wysokimi wymaganiami stawianymi gatunkowi męskiemu.
Skąd mu się to wzięło, u licha? Wiem, wiem, odchodzimy od gender w  przestrzeni publicznej, ale że tak nagle, i tak na „hurra”, z czwartku na piątek? Matka nie nadąża.
Cicho Stasiek. To lektura szkolna. Wszystko się zgadza – poucza starszy brat z wysokości doświadczenia szkolnego.
Świetnie grają – mlaszcze ze znawstwem. Nie wiem, czemu akurat mlaszcze, może efekt uboczny po kawałku kiełbasy dobrze obsuszonej.
 Nie świetnie – nie zgadza się Staś, który z Jasiem nie zgadza się ostatnimi co do zasady.
Nie zgadza się – dodaje dla podkreślenia efektu.
Nuuudyyy – popiera niechęć Jasia urocza dziewczynka z rzędu przed nami, wyposażona w dwie obłędnie różowe kokardy, skutecznie przesłaniające Stasinie widoczność, przez co ten ląduje szybko na kolanach matczynych.
Nudy, słyszałaś, nudy! – cieszy się Stasina z tego niespodziewanego wsparcia.
Dzieciaki. Następnym razem go nie bierzemy – denerwuje się Jaś.
Z radosnej przepychanki słownej wyrywa nas nagły zwrot akcji, bowiem na scenie powiało grozą. Oto czarny charakter spektaklu, miejscowy szewc, jednostka zła i mało przyjemna ożywia Stasinę, znanego fana filmów akcji.
Zafrapowany unosi się na kolanach Matki i nawet teatralnie zasłania oczy, kiedy rzeczony szewc pokrzykuje na bullerbynowskie dzieci.
Dzieje się… - szepcze konfidencjonalnie Staś, tak że słyszy  go połowa publiki.
Działo się rzeczywiście, jednak poziom stresu okazał się na tyle krótkotrwały, że Staś z żelaza szybko uznał go za niewystarczający i w pewnej chwili wyszeptał do kamiennego Jasia:
Wkurza mnie ten szewc…
Tradycyjnie jednak nie spotkał się ze zrozumieniem ze strony brata.
Nie zmieniło to faktu, że szewc wkurzał Stasia coraz mocniej. I nie tylko jego, okazuje się. 
Bo kiedy nieszczęsny aktor próbował wystraszyć nieszczęsne maluchy nieomal na śmierć, wspinając  się na wyżyny grozy i strachu, co w praktyce oznaczało gromkie pokrzykiwanie do wpatrzonej weń publiki:
Cisza ma być! Jasne? Ktoś coś powiedział? Co? Co? - poirytowane widać tymi groźbami różowe kokardy z wcześniejszego rzędu odkrzyknęły gromko:
Jajco!!!!! –  wprowadzając szewca w autentyczną  konsternacje, dzieci z Bullerbyn zaś w stan niepohamowanej radości.
Dobrze mu powiedziała... – wysapał z zadowoleniem Staś tradycyjnym już i charakterystycznym dla siebie szeptem, który usłyszało pół sali.
Kokardy odwróciły się ku nam, machając zalotnie wachlarzem rzęs:
Dzięki… - wyszeptał słodki głosik.
Oczy widowni zwróciły się ku nam,  dalibóg za chwilę oświetliłby nas reflektor punktowy i dostalibyśmy owacje na stojąco.
Na szczęście akt dobiegł końca i kurtyna opadła ze wstydem.
Zaznaczam jeszcze, że Jasiowi sztuka podobała się do ostatniej minuty.
Matce też ;).

  
www.kinonh.pl

20 komentarzy:

  1. Dawno Was tu nie było!!! :)))))))

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, dawno. Postaramy się wrócić. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak fajnie, że jesteście. Miła niespodzianka.
    Aż wyobraziłam sobie te kokardy i rzęsy :) Staś od młodego wie, jak zdobyć niewieście serce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staś jest bardzo operatywny w temacie kokard ;)

      Usuń
  4. Jakbym byla z Wami :) Fajnie, ze sie odezwalas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się bywać częściej. Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  5. Melduję że to lektura klasy III. Świeżo przeczytana przez naszego trzecioklasistę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ta pamięć zwodnicza :). Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. nuuudyy, popieram wytrawnego recenzenta ;) żaden z moich synów nie zapałał miłością do "Dzieci z Bullerbyn" - a musimy to czytać?! sama przysypiałam kiedy usiłując przyspieszyć trawienie lektury czytałam im na głos. zdecydowanie woleli "Bajki robotów" Lema czemu się nie dziwię :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Bajki robotów" - musimy wypróbować :). Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo Cię nie było, a sztuka z przygodami, ale z pewnością pięknie było

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie, ale i niebezpiecznie momentami ;). Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  10. oj tak trudna ksiażka dla dzieci też ją męczyłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się z nią identyfikować, choć na pewno jest urocza :)

      Usuń
  11. Ciezkimi krytykami sa Twoi chlopcy... Szczegolnie Stasina... :) Ale panienki w kokardkach nikt nie przebije! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ależ wybredna widownia. Ale już Brzechwa stwierdził, że dla dzieci pisze się jak dla dorosłych, tylko lepiej. Dzieciaki są szczerecdo bólu i odkryją każdy fałsz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzieciaki potrafią wyjaśnić dorosłym wszystko bardzo poprawnie, nie owiają w bawełnę ;).

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerość, którą gdzieś sie po drodze gubi... Może na szczęście?;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń