Staś zostanie windziarzem. Słowo daję. Bo Staś kocha windy
miłością głeboką – jak z parteru na 10 i z powrotem. I co z tego, że Staś kocha
windy, zapytasz miły Czytelniku?
Otóż zasadniczo nic z tego, poza tym, że co lub kogo pokocha jeden z członków
naszej rodziny, to odbija się na reszcie – jak zespół naczyń połączonych
zupełnie. Albo efekt motyla – co kto woli.
Staś - nie dość, że miłośnik kapsuły kosmicznej ulokowanej na naszymi drzwiami wejściowymi, to jeszcze strateg i planista, podchodzi do matki niewinnie, co już powinno ją zaniepokoić i szepcze:
Mamuki, może pojedziemy windom?
Mamuki już wie co się święci, wiec próbuje się wymigać – no ale czasami po prostu się nie da. Dziecię się uprze jak osioł, Matka nie wykaże się odpowiednią dawką asertywności, ulegnie lazurowi oczu stasiowych zbyt szybko – i przepadło.
Rozpatrując wariant Matki uległej, wygląda to mniej więcej tak:
Staś - nie dość, że miłośnik kapsuły kosmicznej ulokowanej na naszymi drzwiami wejściowymi, to jeszcze strateg i planista, podchodzi do matki niewinnie, co już powinno ją zaniepokoić i szepcze:
Mamuki, może pojedziemy windom?
Mamuki już wie co się święci, wiec próbuje się wymigać – no ale czasami po prostu się nie da. Dziecię się uprze jak osioł, Matka nie wykaże się odpowiednią dawką asertywności, ulegnie lazurowi oczu stasiowych zbyt szybko – i przepadło.
Rozpatrując wariant Matki uległej, wygląda to mniej więcej tak:
Wychodzimy na korytarz i Stasina wciska przycisk windy
niczym mistrz ceremonii – naciskanie tego przycisku jest zarezerwowane tylko
dla niego, jeśli ktoś odbierze mu jego bezcenny przywilej podniesie krwawy
rokosz. Naprawdę.
Przed windą Staś instruuje krótko:
Pojedziemy na cwarte, potem schodkami na ósme, później windom na dziesionte.
O, nic bardziej mylnego, niech was nie zwiedzie niewinny plan stasiowy. Bo i owszem, jedziemy na czwarte, później schodkami wdrapujemy się na ósme (uwielbiam te spacery, inwencja twórcza moich sąsiadów dotycząca przyozdabiania skrawków korytarza między trzema mieszkaniami wprawia mnie wręcz w niemy zachwyt), a później – odczekawszy swoje – wjeżdżamy windą na 10. Nie bez powodu kres naszej trasy to akurat 10 (dla nie wtajemniczonych we wcześniejsze opowieści Matki przypominam, że mieszkamy na ósmym), bo z 10 można wejść na 11, a na jedenastym jest łącznik! Łącznik łączący dwie klatki naszego wieżowca! Łącznik, którego Matka szczerze nie znosi, a Stasina wręcz przeciwnie – zakochany jest w nim bez pamięci.
Łącznik – jak to łącznik – brudny, ciemny, echo niesie w nim odgłos naszych kroków,a Stasina obniża głos do szeptu, zupełnie jak w dreszczowcu można się poczuć, naprawdę!
I to nie jest coś przyjemnego…
No ale trudno, czego to matka dla dziecka nie zrobi, idziemy tym łącznikiem oglądając się ukradkiem za siebie (tzn. Matka się ogląda), czy aby jakiś zombi nie wyskoczy z pralni lub zza zakrętu. Do tej pory nie wyskoczył, więc jest nadzieja, że się jednak nie doczekamy….
Pojedziemy na cwarte, potem schodkami na ósme, później windom na dziesionte.
O, nic bardziej mylnego, niech was nie zwiedzie niewinny plan stasiowy. Bo i owszem, jedziemy na czwarte, później schodkami wdrapujemy się na ósme (uwielbiam te spacery, inwencja twórcza moich sąsiadów dotycząca przyozdabiania skrawków korytarza między trzema mieszkaniami wprawia mnie wręcz w niemy zachwyt), a później – odczekawszy swoje – wjeżdżamy windą na 10. Nie bez powodu kres naszej trasy to akurat 10 (dla nie wtajemniczonych we wcześniejsze opowieści Matki przypominam, że mieszkamy na ósmym), bo z 10 można wejść na 11, a na jedenastym jest łącznik! Łącznik łączący dwie klatki naszego wieżowca! Łącznik, którego Matka szczerze nie znosi, a Stasina wręcz przeciwnie – zakochany jest w nim bez pamięci.
Łącznik – jak to łącznik – brudny, ciemny, echo niesie w nim odgłos naszych kroków,a Stasina obniża głos do szeptu, zupełnie jak w dreszczowcu można się poczuć, naprawdę!
I to nie jest coś przyjemnego…
No ale trudno, czego to matka dla dziecka nie zrobi, idziemy tym łącznikiem oglądając się ukradkiem za siebie (tzn. Matka się ogląda), czy aby jakiś zombi nie wyskoczy z pralni lub zza zakrętu. Do tej pory nie wyskoczył, więc jest nadzieja, że się jednak nie doczekamy….
Przeszedłszy łącznik, niczym Cezar
Rubikon, znajdujemy się na Stasiowej ziemi obiecanej, czyli w klatce nr 2. O,
klatka nr 2 to dopiero szaleństwo sąsiedzkiej fantazji dotyczącej korytarzy! Co
piętro człowiek przechodzi do innej rzeczywistości, a to do dżungli, a to do
galerii sztuki, a to do gustownie urządzonego przedpokoju z szeregiem miękkich
puf i butów ustawionych w rządku.
Tu również Staś ma swój plan. Na ogół zjeżdżamy windą na piąte, z piątego schodkami na trzecie, z trzeciego winą na parter. Z parteru schodkami na pierwsze, z pierwszego windą na dziesiąte i – dalejże – łącznikiem do naszej klatki, która pod względem estetyki korytarzowej w porównaniu z siostrą-bliźniaczką jednak mocno kuleje.
Tu również Staś ma swój plan. Na ogół zjeżdżamy windą na piąte, z piątego schodkami na trzecie, z trzeciego winą na parter. Z parteru schodkami na pierwsze, z pierwszego windą na dziesiąte i – dalejże – łącznikiem do naszej klatki, która pod względem estetyki korytarzowej w porównaniu z siostrą-bliźniaczką jednak mocno kuleje.
Kiedy wracamy z tej podróży (zwykle po 15 minutach) sprytny
Staś opracowany ma już kolejny plan marszruty i – nauczony doświadczeniem –
przepuszcza szturm na drugiego rodzica, kusząc go urokami przechadzki po
upiornym łączniku.
Musisz jednak wiedzieć, drogi Czytelniku, że w wersji asertywnej Matka potrafi jednak Stasiowi odmówić tych ryzykownych przechadzek, szczególnie po zmierzchu, bo wiadomo – licho w nocy nie śpi, a włączniku nie śpi już w dwójnasób.
Musisz jednak wiedzieć, drogi Czytelniku, że w wersji asertywnej Matka potrafi jednak Stasiowi odmówić tych ryzykownych przechadzek, szczególnie po zmierzchu, bo wiadomo – licho w nocy nie śpi, a włączniku nie śpi już w dwójnasób.
Staś jednak nie ustępuje łatwo, zawodząc, licytując się i
grożąc, by swój cel osiągnąć. Zwykle odpuszcza po obietnicy, że wyprawę
przełożymy na jutro – przed pójściem do sklepu (broń Boże do przedszkola, tego
wyrazu w obecności Stasia wymawiać nie należy).
I nie myślcie sobie, że Staś zapomni, co to, to nie! Jeśli
więc wybieramy się, zwykle w czwórkę na zakupy, ojciec i Jaś zjeżdżają na dół,
my zaś ruszamy na podbój zamku z dwoma wieżami. Jedziemy na 9, schodkami na 10,
łącznikiem do drugiej klatki, przedzieramy się przez małpi gaj na ósme, windą
na 5, schodkami przez kolejne galerie i wernisaże pudełek po czekoladkach z
motywami róż i aniołków zawieszonych na ścianach na parter, przez cały zespół wernisaży
sztuki renesansowej i współczesnej, windą na 10, łącznikiem do drugiej klatki,
schodkami na 8 – sprawdzamy, czy drzwi dobrze zamknięte, windą na 4, schodkami
na parter, uff….
Po 20 minutach możemy ruszyć na podbój Biedronki.
Niestety, czasami - a nawet dosyć często winda nasza psuje
się nikczemnie. Wtedy zostają penetracje per pedes, które dla nas są i pewną rozgrywką,
gorzej kiedy trafi na Babcie.
Prawdziwą siłaczką w tym zakresie jest Babcia Aniela, która w siedemdziesiątej wiośnie życia potrafiła wciągnąć wózek (spacerówkę co prawda, ale żadna to pociecha) - z mniejszym nieco Stasiem, niż ten dzisiejszy w środku na 8 piętro! Nie pytajcie mnie, jak to robiła. Dodam tylko, że Babcia nie jest wyczynowym sportowcem, ani zawodowym taternikiem. No cóż, mus to mus, po ścianie wszak nie wpełzną na to 8 piętro…
Prawdziwą siłaczką w tym zakresie jest Babcia Aniela, która w siedemdziesiątej wiośnie życia potrafiła wciągnąć wózek (spacerówkę co prawda, ale żadna to pociecha) - z mniejszym nieco Stasiem, niż ten dzisiejszy w środku na 8 piętro! Nie pytajcie mnie, jak to robiła. Dodam tylko, że Babcia nie jest wyczynowym sportowcem, ani zawodowym taternikiem. No cóż, mus to mus, po ścianie wszak nie wpełzną na to 8 piętro…
Po takich przygodach zaś przejęty Stasina opowiada
wieczorem:
Babcia ciongła wózek ze Stasiem i sapała.
Bacia nie tylko sapała, używała też zestawu określeń, powszechnie uważanych za obraźliwe w stosunku do ukochanej stasiowej windy, no ale o tym przy dziecku – sza.
I mówiła, że ta winda powiezie ją plosto do nieba… – rozmarzał się Staś.
Choć bez wątpienia nie to samo Babica i Staś mieli na myśli….
Babcia ciongła wózek ze Stasiem i sapała.
Bacia nie tylko sapała, używała też zestawu określeń, powszechnie uważanych za obraźliwe w stosunku do ukochanej stasiowej windy, no ale o tym przy dziecku – sza.
I mówiła, że ta winda powiezie ją plosto do nieba… – rozmarzał się Staś.
Choć bez wątpienia nie to samo Babica i Staś mieli na myśli….
Dżunglo-galeria na piętrze 3 klatki nr 2...
Fajne macie spacerowe przygody :-) Choć ja się cieszę że mieszkam w 2-piętrowym bloku bez windy. Bo 2 razy się zacięłam jak byłam mała i teraz unikam :-)
OdpowiedzUsuńJa w zasadzie średnio za tymi spacerami przepadam, ale Mały ma z tego tyle frajdy... Winda to konieczność, dobrze, ze chociaż dzieciom dobrze się kojarzy ;). Pozdrawiam
UsuńDla nas winda jest na razie codziennością. Kłaniam się z dziesiątego piętra ;). Gdy z niej nie korzystam (nie korzystałam, teraz to terminu obowiązkowo, a potem może jakiś taternicki spacer) to zaliczam to już do "uprawianie sportu".
OdpowiedzUsuńJa też uznaję, że dzienny jogging wykonany po spacerku schodkami ;). No cóż - chociaż widoki z okna mamy przestronne. I bliżej nieba :). Pozdrawiam ciepło, trzymam kciuki za Was :)
UsuńAleż ma upodobania :))) Poczekaj, aż zacznie miłować inne maszynerie, strach się bać :-))) Fajnie, naprawdę fajnie. Uwielbiam te zainteresowanie Młodych Ludzi :))
OdpowiedzUsuńStarszy np. pasjami lubił jeździć autobusami! Nie odpuścił żadnego przystanku mijanego na spacerze - zjeździliśmy całe miasto w te i nazad co najmniej raz dziennie :). Nie przestają mnie zadziwiać te ich przypadłości :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMyślę, że ta winda to jest wstęp do zostania ... pilotem :)
OdpowiedzUsuńPopieram i pozdrawiam, B
Oby pilotem, a nie kosmonautą...;). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńJa się boję jeździć windą. Dbam o formę mykając po schodach :)
OdpowiedzUsuńJa jestem na windzie wychowana - w domu rodzinny piętro 5, teraz awansowałam na 8 ;). Choć mam wielu znajomych, którzy za nic do windy nie wsiądą :). Pozdrawiam
UsuńBardzo konkretny zawód, choć ja akurat bym się bała:).
OdpowiedzUsuńW zanadrzu ma jeszcze księgowego i piosenkarza :). Mam nadzieję, że wybierze ten pierwszy, ale kto go tam wie ... ;). Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za komentarz :)
UsuńO losie macie zdrowie tak biegać po tych piętrach! ;) Dobrze, że my mieszkamy w bloku 4-piętrowym bez windy ;)
OdpowiedzUsuńZdrowie mamy, ale chęci zerowe - no ale odmów tu takiemu...;). U nas nawet w tym osławionym łączniku jest kilka mieszkań - jak w mrowisku ;). Pozdrawiam ciepło :)
Usuńtak klatki schodowe i każde ich piętra to świetne miejsce które mówi wiele o ludziach którzy tam mieszkają też lubiłam schodzić schodami by oglądać rózności piętrowe... chłopaki moje lubili 10 piętro i widoki z niego :D
OdpowiedzUsuńW naszej klatce jest w miarę spokojnie, ale w tej drugiej - istne szaleństwo. U nas na samej górze też piękny widok - całe miasto jak na dłoni :). Pozdrawiam
Usuń:))) moje dzieci też uwielbiają windy, ale z racji tego, że mamy dom pozostają nam windy sklepowe i u mojej Babci w PL (nomen omen mieszkającej na 8 piętrze:))) Tylko, że one najbardziej lubią naciskać guziki a nie samą jazdę:))
OdpowiedzUsuńStasina windą sklepową też nie pogardzi... Wciskanie guzików w windach to część jego pasji, ale jazdą, jazda przede wszystkim :). Pozdrawiam, dziękuję za wizytę :)
UsuńStasina po prostu dba o kondycję rodzicieli! Tylko ten łącznik brzmi groźnie ;)
OdpowiedzUsuńJa też tak myślałam, ale teraz podejrzewam, że kieruje nim czysty egoizm...;). Łącznika nie lubię - brrr...No ale czego nie zrobi matka, żeby uszczęśliwić syna ;). Pozdrawiam, dzięki za komentarz
UsuńMy mieszkamy w domku, wiec jak odwiedzamy Babcie (moja Tesciowa) to Starszak zawsze podekscytowany jest winda (Babcia mieszk na 7 pietrze), chociaz nie az tak jak Stasiu - Slodziak ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - wydawałoby się, że codzienność, a tu wciąż taka ekscytacja... Miłość jest ślepa po prostu :). Pozdrawiam :)
UsuńNiezłe Wam Stasina wymyśla rozrywki. ;)
OdpowiedzUsuńOj, niezłe - a brat dzielnie dotrzymuje mu kroku :)
UsuńJa w jego wieku nie cierpiałam windy....
OdpowiedzUsuńJa nie pamiętam - chyba przyjmowałam ją naturalnie, bez zbytniej ekscytacji ;). Mam nadzieję, że ta miłość wreszcie spowszechnieje... Pozdrawiam :)
UsuńMy mieszkamy na parterze na szczęście. Nie lubię wind, chyba muszę do Stasia na przeszkolenie się udać :)
OdpowiedzUsuńOj, uwierz - przeszkoliłby Cię z przyjemnością :). Pozdrawiam serdecznie
UsuńNie wiedziałam,że podróż po klatkach schodowych może być tak fascynująca!
OdpowiedzUsuńChoć przyznam się,że rozumiem stasiowe upodobania, bo ja ku zgrozie reszty rodziny, też ...lubię jeździć windą. Choć w moim przypadku może to trochę wynikać z przeterminowanego PESEL-u :)
Dzieci wymyślają niezwykły świat w każdych okolicznościach :). Mój PESEL też nie jest najświeższy, może dlatego winda mi nie straszna ;). Pozdrawiam :)
UsuńJak niewiele potrzeba by dziecko było szczęśliwe
OdpowiedzUsuńNo niby niewiele, ale snuć się po tych korytarzach to naprawdę średnia przyjemność ;)))). Ale grunt, że dziecko jest szczęśliwe. Pozdrawiam i dziękuję za odiwedziny :)
UsuńWinda ja nie znosiłam nią jeździć i dziś jak nią jadę to odwracam głowę w drugą stronę by jak najszybciej już dojechać.
OdpowiedzUsuńDla Stasia to chyba drugi dom. A na pewno kolejny pokój... Może kiedyś mu przejdzie ta miłość? zobaczymy. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńBardzo dziękuję za zaproszenie. :D Z chęcią skorzystałam. I dostrzegłam od razu jaskółki! Uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńTwój Staś jest wspaniały. :D
Uśmiałam się. Pozdrowienia gorące.
Dziękuję za wizytę, mam nadzieję, że nieostatnią :). Staś jest fantastycznym małym niedźwiadkiem, mam nadzieję, że nie urośnie za szybko. Chociaż patrząc na Starszaka myślę, że dobrze się dzieje, że zapisuję te nasze przygody bo czas pędzi jak szalony i za chwilę pozostaną nam tylko wspomnienia.... Pozdrawiam ciepło :)
UsuńWychowałam się na 11 piętrze przy takim łączniku, ale na szczęście jasnym. Do windy trzeba było schodzić jedno piętro. Dokładniej: zeskakiwać, albo zjeżdżać po poręczy :)
OdpowiedzUsuńA to witaj w klubie:)! Nasz łącznik jest raczej mroczny, ale jak to działa na fantazję... Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za komentarz :)
UsuńOpowieść przefajna. Ale sie uśmiałam:)))) Masz świetne przygody ze swoim synkiem. Już się nie mogę doczekać kolejnej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :). Mam nadzieję, że będziesz te nasze przygody śledzić... Pozdrawiam ciepło, dziękuję za wizytę :)
UsuńGrunt to mieć sprecyzowane plany na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńNo, no... Mam nadzieję, ze to jednak dopiero początek planów, a nie koniec... Pozdrawiam ciepło :))))
UsuńBedac malolata uwielbialam jezdzic winda i wdrapywac sie po schodach. Jako mieszkanka domku jednorodzinnego po schodach wchodzilam jedynie na pietro w aszym domu. W tej chwili windy mnie przerazaja a schody no coz... leniwie omijam ;). Duzo sil rzycze na te wasze windowo-schodowe podboje :)
OdpowiedzUsuńA dzięki - siła się przyda :). Mam nadzieję, ze ta winda u nas to nie będzie dożywocie - też marzę cicho o domku bez windy i z niewysokimi schodami... Pozdrawiam, dzięki za odwiedziny :)
OdpowiedzUsuńBuahaha. Może to i dobrze, że maluszek nie zorientował się o co dokładnie babci chodzi? :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, nie chcesz zabrać mnie też na taką wycieczkę windą? :-D
Obiecuję. Będę grzeczna.
Ja to średnio te przejażdżki lubię, ale ze Stasiem Cię umówię - on mógłby w windzie zamieszkać :). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńUsmialam sie! Ja tez jestem dzieckiem wychowanym w 11-pietrowym wiezowcu, wiec winda to byla moja codziennosc. Cos te windy w sobie maja... Rowniez uwielbialam wjezdzac na ostatnie pietro i przechodzic lacznikiem. Tylko u nas lacznik nie byl taki straszny, bowiem miescily sie na nim ostatnie mieszkania. Za to zgadzam sie, ze niektorzy sasiedzi naprawde mieli potrzebe wiekszego metrazu bo ze "swojej" czesci korytarza tworzyli mini przedpokoje, kompletne z kwiatkami, obrazkami, czasem nawet jakims dywanikiem oraz stolkiem. ;) Pamietam sasiadke, ktora podczas dosc czestych awarii windy utyskiwala, ze sasiedzi brudza jej owy dywanik, kiedy ciagle przechodza w gore, badz w dol. :)
OdpowiedzUsuńWdrapywania sie na 8 wspolczuje! Nasze miescilo sie na 5 i wejscie na nie juz bylo niezlym wyczynem! Chyba nigdy nie udala mi sie ta sztuka bez jednorazowego odpoczynku na polpietrze... :)
To wiele nas łączy - a czasy się nie zmieniają, u nas też mnóstwo jest takich korytarzowych przedpokoi z pufami, butami, stoliczkami nawet... Ja czasem dla sportu wdrapuję się na to nieszczęsne 8, co prawda bez przystanku, ale płuca mam na wierzchu, choć nie palę... ;). Dla mnie winda to wybawienie! Pozdrawiam :)
UsuńStaś-windziarz ma z pewnością wiele energii:) Nie dziwię się jego pasji, skoro wokół tacy pomysłowi sąsiedzi, którzy dbaja o estetykę ścieżek spacerowych:)
OdpowiedzUsuńA babcia mnie rozbroiła:)))
Sąsiedzi znaleźli w Stasiu wdzięcznego odbiorcę swojej sztuki....;). Babcia to naprawdę twarda babcia - nasze pokolenie już nie będzie miało chyba tyle siły. Pozdrawiam, dziękuję za komentarz :)
UsuńOszz rany! Ja mieszkam w 4piętrowym z windą :)) i to na 2 piętrze, wiec duzo nie jeżdżę :)) a Wy po tych schodach to trening jak nic macie! I podziwiam babcię!!!!
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
4 piętra z windą? No to prawdziwe luksusy u Was :). My bez windy ani rusz, a jeśli już trzeba, głównie z powodu Stasia - to szczególnie szczęśliwi nie jesteśmy... ;). Dziękuję za słowa uznania - w imieniu Babci :). Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNo u nas tak jest, bo część bloku jest 5piętrowa+ zjazd do garażu na -1 :)) podaj mi proszę swój mail, coś nie mogę sie doszukać :)
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
No to rzeczywiście luksusy :).
OdpowiedzUsuńMój adres: matkaakrolow@gmail.com
Pozdrawiam :)
I co ja mam napisać ...najchętniej w przejawie sympatii do Stasie ucałowałabym go w czoło ;)))
OdpowiedzUsuńUcałuję go w Twoim imieniu. I Jasia też - awansem, żeby mu smutno nie było :). Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńja bym chyba wysiadła z takimi przeprawami, a już szczególnie jak winda by się popsuła i z buta na 8 piętro...
OdpowiedzUsuńJa też wysiadam, ale jak winda się popsuje to nie ma wyjścia, niestety... :). Za to jak to wzmacnia mięśnie nóg, najlepsza siłowania na świecie ;). Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny :)
OdpowiedzUsuńAch winda!uwielbiałam jako dziecko,później wyrosłam także jest nadzieja :-)dlaczego cześć drogi pokonujecie schodami?np z czwartego na ósme?wlasnie chciałam prosić o post inspirowany twórczością sąsiadów :-)
OdpowiedzUsuńBo to są wycieczki objazdowe - jedziemy gdzie trzeba windą, a później podziwiamy różne zabytki - chodząc. Wiec może bardziej pilot wycieczek nam rośnie...? Musze się kiedyś wybrać z aparatem i rzeczywiście uwiecznić te okolice w jakiś przewodniku :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńpopłakałam się...ze śmiechu. jak Ty barwnie opowiadasz, no wymiękam :D :D babcia jest the best :)
OdpowiedzUsuń