środa, 19 sierpnia 2015

GOŚĆ W DOM CZYLI KTO PIERWSZY, TEN LEPSZY.

Jasia odwiedził Krzyś, jego serdeczny przyjaciel.
Jaś pęka z dumy i ledwo się na 50 m mieści (niecałych!).
Wyjdź – rekomenduje Stasinię wcześniej – muszę posprzątać.
Stasina nie reaguje, ale trudno się dziwić, ponieważ zbitka wyrazów „Jaś sprząta” w słowniku domowym pojawia się bardzo rzadko. Żeby nie powiedzieć – w ogóle.
Będę sprzątał – niecierpliwi się Senior – zaraz przyjdzie do mnie Krzyś.
A to już Junior z kolei zrozumiał i z miejsca się ożywia.
Staś – dusza towarzystwa, gotowy umościć sobie wygodne gniazdko w okolicach drzwi wejściowych, najlepiej na wycieraczce, z chlebem i solą na podorędziu w oczekiwaniu na tabuny mających go odwiedzić gości.
Ba, gotowy nawet przypadkowych przechodniów spraszać, jeśli ci tylko zaskarbią sobie jego przychylność i uwagę, a to – uwierzcie na słowo – niezbyt trudne zadanie.
Staś tak ma, Jaś też ma, choć w zdecydowanie mniejszym natężeniu.
 Tak więc Staś ożywia się mocno na wici o krzysiowym przyjściu i zapobiegliwie ustawia się w okolicach drzwi wejściowych, zajmując strategicznie ważne pozycje.
Jaś uprząta szybko kolekcję skarpet i majtek dziecięcych, girlandą kolorów przyozdabiających łóżko, rzuca je w czeluść pierwszej z brzegu szuflady (wiadomo, matka poprawi), oznajmiając z dumą:
Zrobione!
Następnie zastyga w oczekiwaniu na Krzysia na pozycjach mniej strategicznych, bo w okolicach własnego łóżka. Czekamy całe 10 minut. Po czym radosny dźwięk domofonu niczym gwiazda betlejemska oznajmia światu nadejście przynajmniej 1 króla wyposażonego w liczne dary, w postaci żelków i paczki chipsów z Biedronki.
Jaś już wszystko wyliczył i obliczył jak trzeba, wszystko przygotował, rozpisał w słupkach i wykresach, a także zgromadził cały zestaw niezbędnych rekwizytów.
Chodź – ciągnie radośnie Krzysia za rękaw.
Najpierw pokaże ci karty (tak, tak, te nieszczęsne karty z piłkarzami, przez które nasz domowy budżet nigdy się nie domknie), a potem pogramy w Fifę, a później wyjdziemy na dwór – ekscytuje się towarzyski chłopczyna, gotowy zaraz przykleić do ściany grafik z minutowym planem wizyty gościa.
Gość się jednak nie opiera, bo zaprawiony jest już w bojach bycia Gościem jasiowym i po raz niewiadomo już który wchodzi do tej samej rzeki, choć podobno to poważny błąd.
Zalaz, zalaz, momencik – na drodze do szczęścia jasiowego wyrasta niespodziewanie Stasina, sprytnie wkraczając między obu panów, a to za sprawą zapobiegliwie obranej wcześniej pozycji strategicznej.
Najpierw zbudujemy toly – wcina się bezceremonialnie w rozmowę starszyzny, anektuje bez jednego wystrzału Krzysia i – nim ten zdąży wypowiedzieć słowo – zaciąga go w okolice pudła z torami kolejowymi.
Krzyś, wychodząc ze zgubnego dla niego założenia, że młodszym się nie odmawia (?), że jest gościem (fakt) i bycie miłym, nawet wbrew sobie, oznacza tyle co bycie kulturalnym i jest to - jakąś tam - miarą człowieczeństwa, bez słowa sprzeciwu ustawia ze Stasiem kręty, wyjątkowo długi i skomplikowany tor (Stasina wyciska takie okazje jak cytryny – do ostatniej kropelki, Ba, czasem nawet wcina skórkę).
Po 15 minutach Krzyś, odrobiwszy pańszczyznę przy torach, chce udać się dyskretnie w kierunku pokoju jasiowego. Ale Junior czuwa.
W chowanego, Krzysiu, telaz w chowanego. Proszem – uczepił się kończy górnej nieszczęsnego gościa i dramatycznie machał wachlarzem rzęs. Oczywiście ze skutkiem.
Nolens, volens, kolejne 20 minut wypełniła radosna zabawa w chowanego. Krzyś chował się w bardzo wymyślne miejsca w płonnej nadziei, że go Stasina nie znajdzie i będzie mógł posiedzieć w spokoju bez uciążliwego narybku. Ale, gdzie tam! Dobre sobie! Stasina nie znajdzie… Nie w tym życiu, Kochani! Stasina znajdzie, jeśli nie od razu to za chwilę, może dłuższą, ale znajdzie….
To teraz pobawię się z Jasiem, dobrze? – a jednak, kiełkująca asertywność dała o sobie znać. I tak późno – w tym domu bez tej przydatnej cechy giniesz jak ciotka w Czechach.
Nie dobze – mówi Staś, który z asertywnością kłopotu nie ma żadnego.
Teraz poukładamy klocki – rozkazuje, konsekwentnie realizując przygotowany wcześniej -
 w głębokiej tajemnicy - niecny plan.
Klocki… - zatrważa się Krzyś, choć nie protestuje.
Mamo, to mój gość! – dopomina się wreszcie o swoje Jaś.
Nieplawda, to mój gość! – prostuje Staś, dając kolejny przykład na to, że prawda jest wartością względną, a punkt widzenia zależy, wiadomo od czego.
I tak oto odłożyła Matka ad acta marzenia o spokojnej kawie, wcielając się wdzięcznie w rolę gościa zastępczego, czego efektem było fantastyczne miasteczko zbudowane własnoręcznie przez rzeczoną z klocków, w którym oprócz kilku drapaczy chmur znajdował się bank, kościół i więzienie (Freud, Freud...?). 
Cudeńko prawdziwe i to w zaledwie 30 minut.
W tym czasie Junior, zupełnie niezainteresowany klockami, czatował pod drzwiami pokoju Jasia w nadziei, że Krzyś wreszcie będzie musiał niego wyjść – choćby na siusiu.
I wierzcie mi, dopiął swego... ;).


20 komentarzy:

  1. He, he :) Dobrze, że nie pobili się o gościa. Ale zastanawiające, czemu nie chcą bawić się we trzech :) Młodszy daje czadu, bez dwóch zdań!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starsi uważają, że Junior nie dorósł do wspólnych zabaw. A Junior przeciwnie ;). Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Oj faktycznie, poradzi sobie w życiu Staś! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ze Stasia jest zaprawiony w bojach zawodnik. :)

    A z Ciebie madra mama. Kiedy ja miewalam gosci, a moja mlodsza siostra dobijala sie do naszego wspolnego pokoju, moja matka, zamiast zajac czyms mlodsze dziecie, oznajmiala, ze to tez jej pokoj i ma prawo w nim przebywac. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opieka nad dziećmi nie jest łatwa, no ale jeśli się powiedziało "a" to trzeba dojść do "z" ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  4. hehe dobre u mnie narazie chłopaki nie są zainteresowani gośćmi a i zawsze sprzątają nawet to lubia mają już to we krwi :p Raczej chłopaki pomimo gości sami się bawią ze soba tak im dobrze a gościa a niech sam się bawi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jakieś rozwiązanie - wszystko zostaje w rodzinie ;). Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Powspominałam sobie. Moja młodsza o lat 8 siostra też była tak wytrwała.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodsi muszą walczyć o swoje... pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  6. Pełen szacun dla Stasia. Twardy z niego zawodnik hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, twardy - ma twardą szkołę przy bracie ;). Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Fajnie, że mogą się od siebie uczyć - choćby strategi sprzątania i pozyskiwania siły "roboczej " :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko czy to "dobra" nauka ;)? Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Na menażerskie stanowisko w przyszłości ... zarządzanie personelem ;-)

      Usuń
    3. miało być na menadżerskie, a wyszło menażerskie, od jakiejś menażerii.:)

      Usuń
    4. W tej mojej menażerii trafiłaś w sedno ;). Choć muszę przyznać, ze w zarządzaniu Staś całkiem dobrze sobie radzi ;). Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń