Otóż stało się
tak, nie wiedzieć kiedy, czemu i – mgliście jedynie – domyślając się wszelkich
konsekwencji z tego faktu wynikających, że oto Jasina zaczął wchodzić w wiek
męski, po tradycyjnych postrzyżynach będąc już przecież czas jakiś, więc może
to i nic dziwnego, ale Matkę – jak to Matkę - fakt ten zaskoczył. Niemile,
oczywiście.
Ale cóż tam
Matka i jej odczucia – nie w tym rzecz w dzisiejszej historii.
Rzecz zaś w tym,
że dorastanie Jasiny przybiera dość osobliwe symptomy, które zaskakują Matkę
nie mniej, niż sam dostrzeżony fakt. A może zaskakiwać nie powinny, może ktoś
bystrzejszy i mądrzejszy niż Matka dawno je już zdiagnozował, opisał, ba, nawet
się z tej dziedziny doktoryzował. Bardzo możliwe.
Niemniej symptomy
dojrzewania Starszaka są dla Matki novum, przy którym supernowa to Pikuś
sąsiadów na porannym spacerze. Matka więc dziwi się niepomiernie.
Bo oto Jasina stał się – na okoliczność
dorastania chyba – niezmiernie podejrzliwy. I czujny. I kontrolujący. Sprytny
przy tym i szybki, jak wiatr. Po prostu Malanowski i Rutkowski w jednej,
wyciągniętej, pałąkowatej i niemiłosiernie chudej postaci.
Jasina czuwa in
cognito – ot, niby nic nie widzi, niby niczego nie słyszy, pochłonięty swoim
dorastającym światem – ale, nie daj się zmylić, miły Czytelniku. To tylko
sprytny kamuflaż.
Bo - dajmy na to
– w mieszkaniu niedużym rozlega się miły dźwięk zwiastujący nadejście smsa. I
nuże, zaczyna się Matka miotać w obłąkańczym tańcu po licznych pokojach w
liczbie 2 w poszukiwaniu bezcennego urządzenia, a tu proszę – już Jasina,
ukryty sprytnie za drzwiami wejściowymi, wczytuje się w jego treść, przypadkiem
oczywiście…
Ciocia Ania –
łaskawie wyręcza Matkę w przykrej czynności odczytywania korespondencji –
przyjdzie do nas jutro. Bez dzieci….
Dlaczego
czytasz? – pyta Matka z wyrzutem.
Nie czytam, nie
czytam. Niosłem ci telefon i tak się jakoś wyświetliło…
Jakoś… –
sprytnie.
A dajmy na to
Matka zasiadła przy laptopie i zanurza się w jego czeluściach, a tu czary-mary, jak
królik z kapelusza materializuje się za jej plecami Jaś.
Aaaaa,
fejsbuczek…. – komentuje uspakajającym tonem.
No przecież, że
nie strony FBI – sroży się Matka – znowu podglądasz! Co za mania jakaś
prześladowcza….
Nie podglądam – też sroży się Junior – po prostu zerknąłem. Jesteś przewrażliwiona…
Co fakt, to fakt
– może i Matka jest. A może nie.
Bo znowu
telefon. Tym razem dzwoni. Leci Jasina, leci – ledwo nóg nie połamie….
Tata, tata –
dyszy, przynosząc Matce telefon skądś-tam (swoją drogą, jak on to robi, że
zawsze bezbłędnie go znajduje, no naprawdę, Matka podejrzewać zaczyna, ze sam
go wcześniej przed nią chowa….).
Takie dobre
dziecko.
Co tam piszesz? –
wściubia Matce niewielki łebek między długopis a kartkę.
Tajemnica –
odpowiada Rodzicielka, zamykając zeszyt. Nie przyzna się przecież, że oczernia
właśnie własną rodzinę, co to, to nie!
Masz przede mną
tajemnice? Muszę wiedzieć, co się dzieje w domu – stwierdza z wyraźnym wyrzutem.
Nie musisz. Ja
muszę, ty nie – uspakaja Matka małego sierżanta.
Muszę, jestem
zaraz po tacie… – stwierdza waleczne pachole.
Zaniepokojona Matka
sięga czym prędzej po kanon literatury feministycznej, gotowa podsuwać
Juniorowi co strawniejsze wydania, by Jasia ze zgubnej ścieżki patriarchatu sprowadzać.
I to szybko! Bo gdzie to dziecko błądzi, kiedy Matka nie widzi, na jakie
bezdroża światopoglądowe gotowe się zapuścić w tym dorastaniu, karramba…. ;).