Janek, gdzie masz worek? – pyta od
progu Matka swego Starszaka.
Zanim do Janka dotarło, że jest
Jankiem i że do żadnego innego Janka Matka nie mówi, bo niby do jakiego, minęła
dobra chwila. A kiedy minęła Janek zamyślił się na krótko i odpowiedział w sposób
wyczerpujący i szczery jednocześnie:
Nie wiem.
Jak to nie wiesz? – pyta Matka,
już wyraźnie zła. I zaniepokojona.
Przecież 20 minut temu
zmieniałeś buty w szatni, musiałeś się z nim spotkać – dedukuje. Niezmiennie
Matka.
Oj nie wiem, mamo. Gdzieś go
miałem – mówi beztrosko młodzian, co pewnie w założeniu ma wpłynąć na Matkę
uspokajając, ale nie wpływa, a wręcz przeciwnie nawet.
Jasiek, w worku były twoje nowe
halówki, nie powiem ile kosztowały, ale uwierz mi synu na słowo, że dużo. Tak
więc skup się i spróbujmy jeszcze raz: Gdzie masz worek? – nie ustępuje Matka,
nieustępliwa kiedy trzeba.
Jasiek się przejął i zaczął
myśleć. Długo i intensywnie. Tu jednak rozwiewa Matka wszelkie wątpliwości –
długo i intensywnie nie z tego powodu, że w umyśle jasiowym nastąpiła
wizualizacja dużej kwoty pieniędzy zainwestowanych w jego obuwie sportowe. Tak
naiwna Matka nie jest, co to, to nie. Matka wie, że Janek myśli tu o butach
głównie, swoich wymarzonych halówkach w kolorze wściekłego różu i zieleni, zakupie
ostatnim, opłaconym nową parą spodni matczynych, ale co tam – te trzy pary,
które Matce zostały, to przecież wcale niemało, nieprawdaż?
Zgubiłeś! – wyrokuje Matka
surowa, życie znająca.
Albo zostawiłeś w szatni! –
dodaje, tu już w duchu nadziei, niemniej kalkulując ewentualne straty.
Idziemy!!! – podejmują decyzję jednocześnie
Matka i Syn, z podobnych chyba jednak pobudek.
Raźnym truchtem dobiegamy do
bram szkolnych, wręczamy niezgrabną
łapówkę pani woźnej w postaci nie do końca zmyślonej historii o nędznych
zarobkach matczynych, fortunie wydanej na buty dziecięce i ogólnym roztrzepaniu
jaśkowym , które samodzielne poszukiwania przez wyżej wymienionego wyżej wymienionych
butów z góry skazują na niepowodzenie (bo rodzice do szkoły wejść z dzieckiem
zazwyczaj nie mogą, no takie prawo).
Matka chyba dość autentycznie w
tych opowieściach wypadła, bo pani woźna
spojrzała na Matkę ze współczuciem i zrozumieniem w jednym, wpuszczając egzotyczny
duecik w czeluści szkolne.
Gdzież to duecik ten nie był, Matko jedyna! I w szatni, i na świetlicy, i na sali gimnastycznej, i w klasie, i na stołówce, i w toaletach, i na boisku….
Gdzież to duecik ten nie był, Matko jedyna! I w szatni, i na świetlicy, i na sali gimnastycznej, i w klasie, i na stołówce, i w toaletach, i na boisku….
Matce nogi odpadły, podparła się
na rzęsach – ale wszystko na nic, worka nie było, zielono-różowego obuwia tym
bardziej, wszystko na marne, chociaż może i nie dziwota, bo jaki tam z nas
Malanowski, że o Rutkowskim nie wspomnę.
Pani woźna wspomniała coś nawet
o ubezpieczeniu, które należy się od zaginionych rzeczy podobno, ale Matka, przebywająca
w amoku fizycznym, że o psychice nie wspomnę, gotowa była nawet dopłacić, żeby
wreszcie opuścić sympatyczne mury, a najlepiej żeby ktoś ją jeszcze do domu
zaniósł. No, niestety – opuścić, opuściła, ale dojść musiała sama. Taka karma.
W drodze powrotnej Jasiek
zalewał się łzami rzewnymi, nie tyle może z powodu marnych konsekwencji
własnego roztargnienia w postaci galopującego debetu na koncie matczynym, co
raczej z żalu nad utratą barwnego ogona pawiego, który tak niedługo dzierżył na
swych piłkarskich stopach.
A że dziecko głupie nie jest, a
tym bardziej malutkie, dobrze zdawało sobie sprawę, że kolejnych butów raczej
szybko się nie doczeka i wrócić będzie musiał do przymałych adidasków w kolorze
czarnym, które w zeszłym sezonie własnoręcznie wybrała mu Matka. No cóż, no
trudno – może to go wreszcie nauczy rozumu i skupi w jedną całość.
Bo czego to ten Jasiek już nie
gubił, tego żadni księgowi świata nie zliczą! Ile razy wracał do domu bez
teczki, bez czapki, bez szalika, bez rękawiczek, bez książek, bez zeszytów, bez
stroju gimnastycznego, bez stroju na basen, bez zakupów, bez albumu z kartami
piłkarzy, zbieranych w pocie czoła przez członków rodziny z nie do końca dobrowolnych
datków. I to wszystko – jak mawiają – jak kamień w wodę i psu na budę.
Wracamy do domu jak po wyprawie
na Czomolungmę, albo i gorzej, bo tam przynajmniej radość i satysfakcja pozostają
na dłużej. I zyski z reklam.
Siadamy na łóżku w pokoju,
Jasiek pochlipuje, zbiera rozrzucone rzeczy szkolne, sięga po plecak rzucony w
poprzek przedpokoju, o który się Matka nieomal nie zabiła przed krótką chwilą,
co może byłoby adekwatnym końcem tej historii.
Sięga po plecak, wkłada
rozsypane zeszyty, by po chwili wydać radosny pisk, wyciągając z jego czeluści
fantastyczny worek w żołnierski wzór, poszukiwany – poszukiwana we własnej
osobie, w stanie nienaruszonym, lekko tylko przybrudzony rozlanym jogurtem, który
– okazuje się – znajdował się w plecaku szkolnym od dwóch dni….
Buty całe, kolor nie zmieniony,
dziecko płacze ze szczęścia, Matka nie płacze, pogrąża się za to w głębokiej
zadumie godnej prawdziwego ascety, bo wiadomo, że w zasadzie historia lubi się
powtarzać, nihil novi sub sole i wszystko w zasadzie przed nami, co wywołuje
pewne zdziwienie Jaśka, nawołującego żywo:
Mama nie cieszysz się? Ciesz się,
zobacz, ile zaoszczędziłaś! – zachęcało, jakże dobrze - okazuje się – znające swoją
Matkę dziecko.
Cieszę się Jasiu bardzo, tyle że
wewnętrznie. A teraz zdejmij z łaski swojej kozaczki, bo mieszkanie zamieniasz
w pustynię Gobi – zauważyła praktyczna Matka, strzepując piach z dywanika i wracając do rzeczywistości
z szybkością komety. Albo kamienia w wodę.
Jaś posłuszny zdjął kozaczki,
nie przestając obejmować czule worka, a oczom Matki ukazał się taki oto
niecodzienny widok…
Chociaż może codzienny, sama już
Matka nie wie. Ufff… ;).
Rzeczony fragment Janka we własnej osobie :)
Jutro Janek założy rozparowane skarpety i tak wykorzysta dwa komplety w całości :) W końcu gdzie jest ustawa, która nakazuje noszenie skarpet od pary? A tak świat (nóg) jest weselszy :)
OdpowiedzUsuńWeselszy, masz rację :). Dzieci nie przestają zaskakiwać - nawet w kwestii skarpet :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMamuśko dziecko ma tyle spraw na głowie a Ty wymagasz żeby pamiętał o worku ;}}}. Moja starsza często coś gubi. Po wstępnym śledztwie i usłyszeniu "nie wiem " robię aferę na milion fajerek:}}, czyli mówię podobnie jak Ty do Jaśka. Po opadnięciu emocji umysł zaczyna logicznie myśleć i nasze ręce sięgają po plecak w którym jest to coś ;}
OdpowiedzUsuńŻeby te awantury tylko coś dały... ;))). Matka nakrzyczy, a dziecko i tak za dzień, czy dwa zgubi coś nowego... :). Ot - taki urok macierzyństwa :). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńUśmiałam się, przypomniało mi się moje dzieciństwo i moje roztrzepanie :)
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Okazuje się, że dzieci były i są roztrzepane. I pewnie będą :). Pozdrawiam ciepło :))))
UsuńSię usmiałam :) Koniec końców - dobrze, że się znalazły, tylko szkoda tej bieganiny i stresu :)
OdpowiedzUsuńBieganina i stres to nasi towarzysze nieodłączni :). Ale grunt, ze buty są - chociaż za chwilę pewnie z nich Jaś wyrosnie... Pozdrawiam serdecznie :))))
UsuńO matko! Z takim napięciem czytałam historię Waszego worka, że aż wzruszyłam się szczęśliwym zakończeniem. A skarpetki wyznaczą na pewno nowe trendy!
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe z tymi nowymi trendami - po modzie na "drwala" czas na "roztrzepańca'... ;). Ja tez się wzruszyłam odnalezionym workiem, a raczej jego zawartością nienaruszoną... ;). Pozdrawiam serdecznie :))))
UsuńHa ha mama, ale Ty się ciesz! Syn ma rację! Zobacz ile zaoszczędziłaś :)
OdpowiedzUsuńTeoretyczno to oszczędzanie, baaardzo teoretyczne... ;). No ale - lepszy rydz, niż nic :). Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńRozbawiłaś mnie, ale heca! ;)
OdpowiedzUsuńDobry humor w tym zamęcie to podstawa :). Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńZabawny post :D
OdpowiedzUsuńMam prośbę. Kliknęłabyś może w link do CHOIES w TYM poście? Pozdrawiam serdecznie, dziękuję :)
Dzięki :). Zrobione.
UsuńHaha no tak :D Doskonale Cię rozumiem, chociaż pewnie dużo takich historii jeszcze przed nami, to zdarzyło mi się posłuchać starszego narybka i pozwolić wziąć do przedszkola raz robota, a raz autko- obydwie zabawki zgubione, a jakże by inaczej ;)
OdpowiedzUsuńA teraz mamy czas, kiedy na pytanie gdzie co jest, najczęściej słysze odpowiedź"Ja nie rozumiem..." :P
U nas w przedszkolu też została po Jaśku góra zabawek...;). Taki był roztrzepany, i tak mu zostało, choć mam nadzieję, że kiedyś wyrośnie.... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńJa to mam szczęście, że wśród tysięcy blogowych mam trafiłam tu! rany myślałam, że jestem odosobniona z moją Olcią, która miała być Kacperkiem.Głowa w chmurach, gdzieś posiała, zapodziała ona nie wie i hasłem dnia jest tekst kiedyś się znajdzie.Do ostatniego słowa przeczytałam opowiadanie a koniec był jak wisienka na torcie.;) wspaniałego dnia Wam życzę!
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :))). Wiele z Was odnajduje w moich chłopcach cechy swoich dzieci - super, tzn. że to macierzyństwo w zasadzie ma jedną twarz, niezależnie od płci i miejsca:). Pozdrawiam cieplutko, dobrego dnia :)
UsuńZnam to dobrze, ale z perspektywy Jaśka, nie ma chyba takiej rzeczy, której nie byłabym w stanie zgubić w swoich czasach szkolnych, ba nawet teraz często mi się zdarza coś gdzieś zostawić i ten wzrok męża, pełen politowania...
OdpowiedzUsuńCzyli to roztrzepanie z wiekiem nie mija....;). Ale, w gruncie rzeczy, to bardzo urocza cecha :). grunt, żeby się zguba znalazła. Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńWidzę, że pan Hilary nie tylko u nas wiecznie żywy ;) A i dwie różne skarpetki wyglądają znajomo :) Cudne są takie historie :)
OdpowiedzUsuńTakie historie to samo życie, okazuje się :). Pozdrawiam :))))
UsuńŚwietna historia
OdpowiedzUsuńDziękuję ). Bardzo życiowa ;). Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńCzemu rodziców nie wpuszczają do szkoły? Boją się, że coś wyjdzie na jaw? :D
OdpowiedzUsuńNie wpuszczają - trzeba zostać przy drzwiach, a dziecko idzie samo z p. woźną. No, chyba że rodzic umówiony jest z wychowawczynią, albo chce opłacić obiady. Nam wyjątkowo się udało... Pozdrawiam :)))))
UsuńUroczy roztrzepaniec :)
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć obie skarpetki są w paski, a że jedne węższe, a drugie szersze... Szczegół :)
No właśnie - paski to paski, jakbym Jasia słyszała ;). Grunt, że je w ogóle założył ;). Pozdrawiam Cieplutko :))))
UsuńJa w pierwszej klasie podstawówki chwile po rozpoczęciu roku szkolnego w szatni zostawiłam tornister z książkami i zeszytami. Gdy po obiedzie mama ma ze mną siadać do lekcji i zacząć je odrabiać buszowanie po domu w poszukiwaniu plecaka. W końcu starszy brat poszedł do szkoły tornister leżał w szatni z dzienniczkiem w środku tylko z dzienniczkiem.
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście rzadko coś ginie "na amen" - raczej się znajduje, ale stresu przy tym co niemiara. a później śmiechu...;). Pozdrawiam :))))
UsuńNieźle ;) A ile lat ma twój Jasiek?
OdpowiedzUsuń7 skończy w marcu, czyli za chwilę.... Myślę, że mu tak szybko to roztrzepanie nie przejdzie, jeśli w ogóle... :)
UsuńSkarpetki z H&M? Bo chyba mamy podobne ;).
OdpowiedzUsuńA jakże - wielopak :)))))
UsuńBuziaki dla Jasia od blogowej cioci:-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Was, no uwielbiam:-)
Kaśka
Jasiu dziękuje cioci, a Staś jest zazdrosny ;). Pozdrawiam cieplutko, zaglądaj do nas koniecznie :))))
UsuńOjojoj niedopatrzenie:-) Buziaki dla Stasia też oczywiście:-)
UsuńStaś dziekuje i ściska 😉
UsuńOj, pewnie jeszcze nie raz bedziecie czegos szukac.... ale podobno z tego sie wyrasta ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, bo pewnego dnia głowę po prostu zgubi... ;). Pozdrawiam :))))
UsuńMoja Emila tak samo roztrzepana - zdarza jej się wrócić z przedszkola z tatą do domu w kapciach ;) Aż strach pomyśleć co będzie gdy zacznie chodzić do szkoły ...
OdpowiedzUsuńAle wróciła w tych kapciach latem, mam nadzieję ;)))? No właśnie - nie wiadomo, kot bardziej zakręcony - dzieci, czy tatusiowie :). Bo w końcu te dzieci do kogoś są podobne :). Pozdrawiam :)
UsuńJa nie dzwie sie skarpetkom Jasia. Czasami i mi zdarza sie na chybcika, nad ranem ( bardzo wczesnym rankiem) tak odziac...no coz:))
OdpowiedzUsuńKolejna osoba, która jednoczy się z Jaśkiem w kwestii różnych skarpet :))). Choć przyznam się, że sama skarpety synowi podkradam, bo mamy już ten sam nr buta - tylko te same na razie ;)! Pozdrawiam :))))
Usuńhahaha :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że mnie jeszcze niedawno można było zobaczyć w tak różnorodnej garderobie skarpetkowej :P
Ostatnio jednak na zebranie Zuzi poszłam o dziwo w dwóch równych, o dziwo nie dziurawych, ale za to swoim kolorem radziłam po oczach nie tylko grono pedagogiczne, ale i innych rodziców! :P
ściskam :*
Grunt, to być oryginalnym i wiernym sobie :). Choć ja sama jestem zakręcona nie mało - do kogoś się dziecko wrodziło ;). Pozdrawiam cieplutko :))))
UsuńBuhahaha!!!
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam?!?!.! :-)
No właśnie - samo życie ;). Pozdrawiam :)))
UsuńMoże trzeba się cieszyć, że w ogóle skarpetki były na nogach :)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa :)! Już nam się zdarzało wychodzenie z domu bez kompletnego odzienia (nie powiem jakiego, bo wstyd ;) ). Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńUwielbiam jak piszesz :P Co do dwóch różnych skarpetek to chyba jakiś standard i norma. Ja to myślę, że za niedługo to chyba nikogo dziwić nie będzie. Taka nowa moda, czy coś:)
OdpowiedzUsuńA co do historii z workiem - skąd ja wiedziałam że tak będzie? :P
Rozwiązaniem były wielopaki z dokładnie takimi samymi skarpetkami :). Motyw z workiem jest stary jak świat - i wciąż aktualny okazuje się ;). Dziękuję za miłe słowa. I zaglądaj do nas koniecznie :))))
UsuńOoo skarpetkowe zamieszanie i mnie się zdarza :D
OdpowiedzUsuńPamietaj, spokój, tylko spokój może nas uratować :D
Spokojna jestem baaardzo - nawet sama się nie podejrzewałam o takie pokłady cierpliwości :))))
UsuńTak podejrzewalam, ze worek sie znajdzie! Ale obstawialam raczej iz odnajdziecie go gdzies w kacie szatni! ;)
OdpowiedzUsuńJa jakos w szkole bardzo pilnowalam swojej wlasnosci i z tego co pamietam nie zdarzylo mi sie nigdy niczego zgubic. Za to wielokrotnie wychodzilam z domu w kapciach i dopiero po wyjsciu z klatki schodowej otrzezwialo mnie uczucie zimna na stopach. :)
O splesnialych kanapkach sprzed tygodnia na dnie plecaka juz nie wspomne. :)
To Ty bardzo porządne dziecko byłaś :). Choć trochę roztrzepane... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńPan Hilary zgubił okulary tak mi się skojarzyło z Waszą przygodą ;)
OdpowiedzUsuńDobre skojarzenie - w naszym wypadku dwóch panów Hilarych było :). Pozdrawiam serdecznie :)))
UsuńFajnie, że buty się znalazły. Mój Wojtek też codziennie z przedszkola wybiega, a to bez plecaka, a to bez czapki itp, bo kto by pamiętał o takich pierdołach, a Ty Rodzicu stój na straży, bo kto jak nie Ty?:)))
OdpowiedzUsuńA dwie różne skarpetki, no cóż czepianie się szczegółów droga MAMO, ważne, że są i że w stopy ciepło :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
Matko, znaczy ja, pedantką jest i uwielbia porządek - dzieci łatwo z nią nie mają., to trzeba przyznać :). Taki strażnik Teksasu ze mnie ;). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńNo patrz, to taka historia, jak u nas z tymi spodniami sniegowymi zgubionymi po drodze! U nas znalazl i pozbieral litosciwie kolega i Berberowna przynoszac je na drugi dzien, spytala czy sie ciesze. Jak szla, jak szlag, dziecko drogie...
OdpowiedzUsuńPamiętam tą historię, czytałam ją - i chyba nawet komentowałam :). No właśnie, dzieci wszędzie takie same mają przypadłości :). Pozdrawiam Was cieplutko :)
UsuńU nas to samo, czasem zastanawiam się czy nie podpisywać mu wszystkich rzeczy, które wynosi z domu, bo choć ma już 10 lat to dalej jest roztrzepany jak 5latek. Są niestety takie sytuacje, że czasem sam już musi odkupić zgubione rzeczy, bo od kilku lat ma swoje konto w SKO, gdzie trzyma oszczędności. To była ostateczność, bo nie miałam już na niego sposobu, prośby i groźby nie pomagały. Teraz jest lepiej, bardziej się pilnuje. Pamięta co ma w plecaku i potrafi sprawdzić przed wyjściem czy wszystko się zgadza. Mimo to, fajnie było poznać się ze wszystkimi woźnymi w szkole ;)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie, droga Mamo :). U nas jeszcze odpowiedzialności finansowej nie było, bo większość rzeczy znajdowała się, ale to pewnie kwestia niedalekiej przyszłości... Może kiedyś wyrosną te nasze dzieci z tego roztrzepania, trzeba mieć nadzieję ;). Pozdrawiam serdecznie :)))
UsuńOpowieść przednia, a jeszcze lepiej opisana! Nie z bambuka matka wycięta ;-). Mój Oleś też zgubił strój gimnastyczny i najlepszą bluzę. Ale za nic w świecie nie chce tego przyjąć do wiadomości - że to on. Nie wiem, może koledzy mu zgubili? U nas do szkoły się włazi na legala - jak do świniarni.... Do szatni, na piętro etc.
OdpowiedzUsuńNie no... te skarpety Jankowe to chyba nawet lepsze, niż bluzka tyłem do przodu u Olka ;-) (dobrze, że nie spodnie ;-)).
No właśnie przed chwilą złapała Jaśka, że znów w dwóch różnych skarpetkach chodzi... To już chyba nieuleczalne u niego. Ale ostatnio niczego nie zgubił - sukces po prostu ;). Pozdrawiam cieplutko :))))
UsuńHaha świetny blog, a opowieść o zagubionych butach- przednia:)
OdpowiedzUsuńMój starszy wyszedł ostatnio z przedszkola w pantoflach... a ja tak zakręcona, bo jeszcze młodsza z nami była, że w ogóle nie zauważyłam. Oczywiście po kilku metrach zimno się dziecku zrobiło, więc gnaliśmy w te pędy z powrotem po buty:)
No faktycznie - na taką pogodę w kapciach... Kamikadze ;)! Ale dzieci tak mają, zresztą dorośli nie są lepsi - samej mi się zdarza założyć coś tył na przód, albo na lewą stronę... Ciesze się, ze Ci się u nas podoba, mam nadzieję, że zostaniesz "na dłużej". Pozdrawiam ciepło :))))
UsuńHahaha przypomniały mi się zguby dziewczyn - zawsze z wywieszonym jęzorem poszukiwania - bo potem pędem do pracy, do domu- ale nie tak kosztowne- ale popatrz- ile szczęścia po odnalezieniu :))
OdpowiedzUsuńNo właśnie - tak teraz szczęście Matki wygląda ;). Na szczęście już jakiś czas żadnej zguby u nas nie było - może już tak zostanie...? Pozdrawiam Was cieplutko :)))
UsuńDzieci są niesamowite !;) Jak bym czytała o mojej 9-latce 'z głową w chmurach' ;) ... i płeć nie ma tu nic do powiedzenia ... :) Dziękuję że nas odwiedziłaś , dzięki czemu trafiłam do Was i odkryłam taką lekturę ! (styl pisania bardzo przypadł mi do gustu :)) Ciepło pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa :). Mam nadzieję, że zostaniesz u nas na dłużej :).Trochę mnie pocieszyłaś, że to zapominanie jest niezależne od płci - może Młodszy będzie bardziej skupiony...? Pozdrawiam serdecznie :)))
UsuńOd początku tak coś czułam, że one były w domu ;)) Ale co Janek nauczki przez ten czas dostał, to może zapamięta. Albo i nie, jak to z dziećmi. Najważniejsze, że zaoszczędziłaś i nie musisz nowych kupować! ;))
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że na Janku takie "nauczki" wrażenia specjalnego nie robią - jeśli już, to Matka się nadenerwuje...;). Ale grunt, że się znalazły. Teraz czekam na kolejną zgubę... Pozdrawiam cieplutko :))))
Usuńjaka życiowa historia :) wszystko przed mna, a Ty masz jeden komplet skarpet do prania wiecej :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam do zaglądania do nas - możesz się przygotować na to, co Cie czeka... ;). Dzisiaj znów były skarpety nie od pary - taka uroda Jasia chyba ;). Pozdrawiam cieplutko :))))
UsuńNo niezła historia. :) Aż zaczęłam się zastanawiać jakie numery moja Kinia zacznie mi wywijać jak będzie większa, bo już teraz jej się zdarza coś zgubić. :) Butelki kiedyś szukaliśmy z mężem przez 1,5 godziny, a gdy po tym czasie zostawiliśmy ją na dosłownie kilka sekund samą w pokoju, wchodzimy do niego z powrotem, a ona jak gdyby nigdy nic co robi? ... pije z butelki. Do dzisiaj nie wiemy gdzie ona wtedy była. :)
OdpowiedzUsuńA, to już macie przedsmak tego, co będzie za chwilkę... ;). Dzieci potrafią zaskoczyć i widzą świat bardzo "po swojemu" - czasem przypominają nam w ten sposób o tym, co najważniejsze...I nie są to chyba "sparowane skarpetki" ;). Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńJakby to powiedziala nasza córcia"nie rozumiesz artysty" :-)
OdpowiedzUsuńNie bardzo ;). Matka jest praktyczna, do bólu nawet :). No i ma fioła na punkcie czystości i porządku - synowie łatwo nie mają, oj, nie ;). Pozdrawiam cieplutko :))))
UsuńOj, dzieci uczą nas cierpliwości i kolorowszego patrzenia na świat, o którym co nieco zapomnieliśmy .... :)
OdpowiedzUsuńFakt, dzieci zupełnie inaczej postrzegają rzeczywistość... Barwniej, bez tylu problemów - niepotrzebnych chyba... :). Pozdrawiam serdecznie :))))
UsuńHeh, no to ulga, że jednak worek (i buty) się znalazł! U nas Eliza zostawia gdzie popadnie bluzy... Nie wiem ile już straciliśmy bezpowrotnie. Parę się znalazło...
OdpowiedzUsuńA skarpetki, dwie różne, to u nas norma :)
Widzę, że wszystkie mamy podobne przeżycia :). Cieszę się w sumie, że to nie tylko chłopcy tacy roztrzepani.... Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńTak sobie właśnie pomyślałam, że gdyby Jasiek ożenił się kiedyś z kimś takim, jak moja córka, to wnuki by nam pogubili w trymiga ;)
OdpowiedzUsuńMoże to kolejne pokolenie będzie jednak bardziej poukładane, po dziadkach ;). Pozdrawiam cieplutko :)))
UsuńNo widzisz Matko? No widzisz ile zaoszczędziłaś? A "patetki" takie w paski i każda inna to najnowsza moda... a nie tam zaraz jakieś roztargnienie :)
OdpowiedzUsuńIle razy mam napisać, że uwielbiam Twoje zapiski? Napiszę zgodnie z prawdą, że nie uwielbiam a KOCHAM!
No pięknie dziękuję za te słowa - przekaże głównym bohaterom :). Matka stara się nie denerwować na takie drobiazgi, jak dwie różne skarpety, ale z tyłu głowy ma, że trzeba chłopca dla żony wychować na ideał i bardzo się z tego powodu stresuje :). Pozdrawiam serdecznie i ciepło i jak nie wiem co :))))
Usuńco tam buty! te skarpety - mistrzostwo !
OdpowiedzUsuńU nas takie mistrzostwa na co dzień 😉. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń