niedziela, 14 grudnia 2014

GOŚĆ W DOM - CZYLI RZECZ O IGNASIU

Ignaś ma duże niebieskie oczy i białe, kręcone włoski. Całość stanowi zestawienie przeurocze, tym bardziej, że włoski są dość długie, do ramion, a oczy okrągłe jak piłeczki pingpongowe, co daje efekt ciągłego ignasiowego zadziwienia światem.
Ignaś jest kolegą Jasia z drużyny piłkarskiej. Ignaś jest ogólnie rzecz biorąc bardzo miłym i  zabawnym dzieckiem, toteż Jaś – dusza towarzystwa – zaprasza go często do domu. Chłopcy są na tyle duzi, że matka zamyka ich w pokoju niewielkim, wypełnionym głownie łóżkiem piętrowym, gdzie zajmują się swoimi sprawami. A przynajmniej powinni.
Ignaś stawia się w naszych progach bardzo punktualnie, wyposażony przez rodziców w karton soku, paczkę chipsów, torebkę żelków i 3 batoniki. Tak więc zapowiada się bardzo miłe popołudnie.
Chłopcy szybko giną za drzwiami małego pokoju i matka myśli, że odetchnie przynajmniej od starszego potomka na jakiś czas. Jakiś czas okazuje się jednak pojęciem szalenie względnym, a przy tym boleśnie krótkim.  Już po krótkiej chwili słychać bowiem z pokoju jakieś szepty, drzwi otwierają się i na horyzoncie pojawia się Jaś.
Mamo, dasz nam 10 złotych? – pyta znienacka.
Nienacko zaskakuje matkę dość mocno.
Po co wam 10 złotych? – dopytuję.
Na frytki z McDonalda – odpowiada Jaś bez mrugnięcia okiem, co jest dziwne o tyle, że nigdy o frytki nie prosi, a tym bardziej z McDonalda.
Nie dam wam 10 złotych – mówi szczera boleśnie matka, która zwykle o tej porze miesiąca takiej ilości gotówki w portfelu nie posiada.
Jaś przyjmuje wyrok bez sprzeciwu i już kieruje się w stronę pokoju, gdy niewidzialna ręka wysuwa się zza ściany i powstrzymuje go w pół korku.
No to pięć… - syczy tajemniczy głos zza ściany.
Jaś podejmuje wątek, odwraca się w moją stronę i niczym echo powtarza:
No to pięć, daj chociaż pięć – mówi bez przekonania.
Po co wam pięć złotych? – chce jednak wiedzieć ciekawska matka.
Na jedne frytki – syczy głos z pokoju jasiowego.
Na jedne frytki – powtarza ugodowy jak nigdy Jaś.
Nie dam, nie mam – odpowiada zgodnie z prawdą matka, a Jaś z uczuciem ulgi wraca do pokoju, z którego żadna tajemnicza ręka już się nie wysuwa. Do czasu.
Po pięciu minutach Jaś pojawia się znów z rezygnacją w oczach.
Mamo czy mogę dać grę z koparką Ignacowi? – pyta z niepokojem w głosie.
Ten niepokój to o to, że jeszcze się zgodzę. Bo trzeba wam wiedzieć, że za grę z koparką Jaś dałby się pokroić i posklejać z powrotem.
Nie kochanie, grajcie w grę teraz, później będzie mamie potrzebna – kłamie matka jak z nut dla dobra dziecka starszego.
Jaś i jego ulga znikają w pokoju, by wracać jeszcze kilkakrotnie z zestawem coraz to nowych żądań. Ze względu na słaby układ nerwowy, wymienię wśród nich jedynie: pożyczenie Ignacowi korków,
2 koszulek piłkarskich oraz obdarowania drogiego nam gościa piórnikiem z logo Barcelony, plecakiem z Messim i biografią książkową tegoż. Za każdym razem matka nieczuła nie wyrażała jednak zgody na te szemrane transakcje.
Co ciekawe, za każdym też razem Ignac nie pojawił się ani razu przed obliczem matczynym, ustalając warunki tych targów tylko za pośrednictwem Jasiny, coraz bardziej wystraszonego zresztą śmiałością nie do końca swych żądań.
W odruchu rozpaczy ostatecznej matka prosi męża, który właśnie pojawił się na progu domu, by zabrał chłopców nienasyconych do McDonalda i zaspokoił ich wzrastające żądze, chociażby te natury gastronomicznej.
A jakże, mąż zabrał, kupił i przywiózł szybciutko z powrotem, wyposażanych w zestawy niezdrowego pożywienia, zostawiając w pokoju jasinym, do którego matka bała się już wejść, bo  nuż obrotny Ignac zażąda złota rodowego i pościeli posagowej matki, pokręci przy tym białym łebkiem i załypie niebieskim okiem – i jeszcze się matka złamie…?
Jaś wychodził jeszcze kilkakrotnie prosząc o pieniądze na drugi mcdonaldowy zestaw, o nową butelkę coli, jeszcze raz o pieniądze na nowy zestaw, albo chociaż na frytki. Za wszelką też cenę chciał pożyczyć nowe halówki Ignacemu.
Podejrzewam, że Ignacy nic o tych machlojach jasinych nie wiedział, bo wynurzył się z czeluści pokoju raz tylko, na siusiu. Przemknął na paluszkach, wzrok wbijając w podłogę, wyszeptał dźwięcznym głosikiem: Dzień dobry pani – i tyle go matka widziała.
Szczęśliwie pobyt roszczeniowego gościa dobiegł jednak końca, miły tata Ignasia czekał już w przedpokoju, Ignaś zaś grzecznym głosem powiedział: Zaczekaj tatusiu – i powrócił do pokoju jasiowego, z którego wyniósł karton po soku, opakowanie z 2 żelkami na dnie, paczkę po chipsach z licznymi okruchami oraz pół batonika nagryzionego przez Stasia. Cały ten cenny dobytek spakował do czeluści swojej reklamówki, ubrał się szybciutko, przemknął przez drzwi wyjściowe – i tyle go widzieli.
Chociaż zwrot "i tyle” nabiera przy Ignasiu nowego znaczenia, gdyż po 2 minutach był już dzielny negocjator z powrotem, co prawda nie we własnej osobie, która została za drzwiami na wycieraczce, a w osobie swojego miłego taty, który wyszeptał skruszonym głosem:
Przepraszam panią bardzo, ale Ignaś zostawił keczup ze swego zestawu, a chciałby go zabrać do domu.
No cóż było robić, dała matka mikroskopijne opakowanie keczupu (dobrze, że w roztrzepaniu ogólnym nie wyrzuciła go wcześniej do kosza!), pożegnała się miło z miłym tatą miłego Ignasia, po czym opadła na łóżko razem z wycieńczonym gościną Jasieńkiem...;)

51 komentarzy:

  1. szok! Miły chłopiec, nie ma co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miły jest bardzo, uwierz mi. Tyle, ze bardzo dobrze liczy, głównie na innych...;). Podejrzewam, że w życiu nie zginie, w przeciwieństwie do Jasiny...;). Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do ponownych odwiedzin :)

      Usuń
  2. O matko co za dzieciak masakra :-\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę podobnie, chociaż on to wszystko robi jakoś tak naturalnie, że raczej mnie dziwi, skąd taki cechy u takiego małego człowieka, niż wkurza. Na razie, oczywiście :). Pozdrawiam, dziękuję za komentarz i zapraszam, zapraszam do "zaglądania " :))))

      Usuń
  3. Ręce mi opadły, szczęka mi opadła.. dobrze, że mam stanik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))))))) - faktycznie, dobrze, że masz :). Podejrzewam, że Jasinek na wrodził się na nieszczęście do wujka Januszka, który za młodu słyną z tego, że na żądanie kolegów zdejmował kurtkę i obdarowywał zainteresowanych bez mrugnięcia okiem w środku zimy, wracając do domu w samym sweterku. Zaznaczam, że babcia Krysia milionerką nigdy nie była...;). Pozdrawiam serdecznie, dziękuję, że jesteś ze mną ;)

      Usuń
  4. No umrę z ciekawości, co też mówił Jaśkowi, żeby ten przychodził :D
    Ciekawy blog!! Bardzo wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa - to miód na moje serce i duszę znękaną codziennością :). A Jasinek jest bardzo prosty w obsłudze - zero asertywności, chyba że ma z rodzicami do czynienia. Sprytniejsze dziecko potrafi "wyczuć" go w 5 sekund i użyć do swoich celów. Ciężka praca przed nami...:). Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz i odwiedziny. I zapraszam częściej oczywiście :))))

      Usuń
  5. Hmmm, nie wiem czy chcialabym takiego "goscia".....
    "Ciekawy" typek ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak to właśnie jest z przyjaźniami dzieci - matka ma coraz mniej do powiedzenia... Chociaż jak pomyślę, ze kiedyś przyprowadzi taką dziewczynę, to mi się po prostu słabo robi... ;). Dziękuję za komentarz, cieszę się, że opowieść się spodobała :). Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże broń! Dziecięca "przyjaźń" jeszcze ok, ale jakby faktycznie miała trafić się w przyszłości taka synowa to tylko zamknąć Juniora na wieki w wieży :-D

      Usuń
    2. Święte słowa :))). Żeby tylko to zamykanie coś dało... O, losie matki ;)! Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Ja mam problem zupełnie innej natury. Córka gości chętnie zaprasza, ale już dzielić się z nimi swoimi "skarbami" przychodzi jej z wielkim trudem. Mam nadzieję, że to przejściowy stan :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Co dziecko to charakter...:))). W sumie nie wiadomo, która cecha lepsza, chyba jednak ta "Wasza" :). U nas problem z gośćmi dziecięcymi istnieje od dawna - jeśli wizyta przeciąga się do ponad 2 godzin, syn często się irytuje, denerwuje, obraża, ja muszę wkraczać, wymyślać wspólne zabawy, godzić. Do gości też trzeba dojrzeć, niestety :). Pozdrawiam, dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuje za takiego kolegę co tylko żeruje na innych
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne, ze nikt mu nie mówi, że tak się powinno... Ale chyba przyjaźń się kończy, bo coś Junior bez entuzjazmu o koledze opowiada i daaawno go już nie było.Pozdrawiam, dzięki, że zajrzałaś :)

      Usuń
  10. Myślę że nie zachęcałabym syna do zapraszania takiego kolegi ponownie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuję się nie zniechęcać, bo kto w końcu dziecko, ale to trudne. Tym bardziej, ze znajomość chyba wygasa, ku radości matki ;). Pozdrawiam, dziękuję za "odwiedziny :)

      Usuń
  11. dobry jest mały :D uwielbiam takich gagatków a opisujesz to wspaniale <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te fantastyczne komplementy :))). Dzieci są róże, jak i dorośli - trzeba umieć sobie z tym radzić, a najlepsza nauka jednak pod okiem matki...;). Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. I zaprasza, zapraszam jak najczęściej :)

      Usuń
  12. Anielski wygląd i głowa do interesów- Ignaś zdecydowanie poradzi sobie w życiu :}. Szczerego synka masz , dla dobra przyjaźni poświeciłby swoje ulubione zabawki . Bedę odrobinkę złośliwa- tatuś pokazał podobne cechy wracając po ketchup ;}}}}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zauważałaś - Mały to kopia taty... Trochę traktuję to jak lekcję dla Juniora, potem dostaje delikatną pogadankę, jak być asertywnym. Nie uniknie przecież takich ludzi w życiu, a z jego szczerością musimy wypracować tu pewne metody ;). Bardzo się cieszę, że "zaglądasz" do mnie. Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  13. Bez dwóch skąd to wyniósł z domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja ;). tat chyba bardziej irytujący niż dziecko, ale do czasu, obawiam się... Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  14. Ciekawe kto i w jaki sposób wbił mu takie zachowanie do głowy. Bo to, że sam tego nie wymyślił jest raczej pewne.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziecko na ogół jest odbiciem zachowań swoich rodziców - dlatego trzeba bardzo uważać, co się do tego małego łepka wkłada, albo co wpada mimo woli ;). Znając tatę chłopca, myślę, że on jest tu sprężyną działań... ;). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :). I zapraszam jak najczęściej :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie powiem, uśmiałam się czytając Twój wpis, jednak to szokujące co te dziecko robi. Od kogoś się musiał tego nauczyć. Jak rodzice tego dziecka mogą na to nie reagować tylko jeszcze go w tym wspierać, patrz tatuś wracający po mikro ketchup. Żenada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę o rodzicach - mały bierze z nich po prostu przykład. Coraz więcej tej żenady wokół nas, niestety. Pieniądz, pieniądz, mieć, nie dawać, nie dzielić się... Szkoda. Pozdrawiam Cię i dziękuję za "zaglądanie" :))))

      Usuń
  17. O mateczko! ;)

    Mam nadzieje, ze zapatrzenie Jasia w kolege szybko minie! Bo przy takiej przyjazni to mozna szybko pojsc z torbami! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa :)! Przyjaźń już wygasa, bo Jasinek zmienił szkółkę piłkarską i spotkania ustały... Ale kto wie, może jakiś nowy Ignaś czyha już na horyzoncie...?;) Pozdrawiam ciepło, dziękuję za wizytę i zapraszam ponownie :)

      Usuń
  18. O rany... Ale dzieciak... Też już miałam przyjemność takich "widywać", na szczęście (?) Gabryś chociaż nie umie asertywnie odpowiedzieć, to się zacina i nie robi tego, o co namolny kolega prosi. Ale jakoś przykro mi słuchać tekstów małych "spryciarzy" i nie umiem polubić takich dzieci :(

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja też nie umiem polubić... Szkoda, bo może gdyby rodzice zauważyli problem i zareagowali, byłyby fajnym chłopcem. Pozdrawiam i zparaszam do kolejnych odwiedzin :)

    OdpowiedzUsuń
  20. No to Ignac będzie w przyszłości dobrym negocjatorem... A swoją drogą to ciekawe kto go uczy tego "podejścia" życiowego..

    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróżę mu przyszłość w polityce lub biznesie... Pozdrawiam, dzięki za "odwiedziny". Zapraszam jak najczęściej :))))

      Usuń
  21. O matko jedyna! Jak nic musiał dzieciak zachowanie z domu wynieść. Aż mi go szkoda, bo w końcu inne dzieci przestaną go lubić. Ale co się dziecku dziwić -->patrz tekst o tatusiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ciesze się, że zauważyłaś, że ta cecha to nie do końca jego wina, choć pewnie już taki pozostanie... Takie przykre "dziedzictwo". Pozdrawiam :)

      Usuń
  22. Wow...wyszłaś z twarzą tyle Ci napiszę...bo sama nie wiem jakbym się zachowała wobec "takiego gościa"..
    do nas czasem przychodzi kolega, który np. nie chce od Nas wyjśc...więc Syn woła mnie na "pomoc"..serioo, wierzyc mi się nie chciało...Mój Syn prosi go aby poszedł już do domu bo musi się uczyc, a On "Nie"... ale takiego roszczeniowego kwiatka jeszcze u Nas nie było...pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam się też raczej dzieci w miarę ułożone trafiają jako goście ;), ale ten zadziwia nas niezmiennie... Chociaż już dawno go nie było i kontakt jakby się rozluźnił. Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  23. A to się Wam gość trafił :-). Pod pozorem aniołka - TAKI charakterek! :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. I tu sprawdza się życiowa mądrość: pozory mylą...:). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Sama nie wiem czy być w szoku, że można być tak cwanym czy może gratulować mu zaradności :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wiem :). To chyba taka cecha wrodzona, bo ona tych zachowań nawet specjalnie nie kalkuluje, tylko ot - co ma do zrobienia to robi. Brrr.... Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. I zapraszam ponownie :))))

      Usuń
  26. Twoje wpisy zawsze poprawiają mi humor:-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i dziękuję za komplement. Mam nadzieję, że komuś te moje bajdurzenia na coś się przydadzą...;). Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do ponownych odwiedzin :)

      Usuń
  27. O matko, nie wiedziałam , że takie dzieciaki istnieją ;-p Tylko jedno mu można przyznać - w życiu na pewno sobie poradzi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Oj, poradzi sobie:). Za to z pewnym niepokojem myślę o Jasiu...;). No ale, podobno co nas nie złamie to nas wzmocni, wiec może te dziwne spotkania dadzą mu jakiś kręgosłup na przyszłość :). Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie :)))

    OdpowiedzUsuń
  29. tak czasami trudno dziecią odmówić :D

    OdpowiedzUsuń
  30. Szczególnie tak przekonującym....😊. Mam nadzieje, że wyrosną z tego. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny 😊

    OdpowiedzUsuń
  31. Niesamowita historia - widzę to oczami wyobraźni Ci powiem. Dzieci potrafią być takie udane... Niemożliwe dziecko ale widać, że tatusia (miłego jakże) też owinął sobie wokół palca :) A Jasiowi współczuję, bo wyobrażam sobie jak musiał się męczyć w tej sytuacji. Jednak dobrze go wychowałaś, że przychodzi i pyta a nie samodzielnie dysponuje swoimi rzeczami :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Takie wizyty traktuję trochę jako "lekcję życia" dla Jaśka - nie jesteśmy go w stanie uchronić przed wszystkimi i wszystkim, musi wypracować sobie umiejętność postępowania i z takimi "przypadkami".... A pod naszym okiem ma najbezpieczniejsze warunki ku temu :). Pozdrawiam ciepło i dziękuję za odwiedziny. Zapraszam do ponownych wizyt :))))

    OdpowiedzUsuń