sobota, 19 marca 2016

SAMOTNIA CZYLI RODZINNE SPRAWY INTYMNE

W naszym mieszkaniu niedużym trudno o samotność i odizolowanie od społeczeństwa.
Oj, trudno. Nie poczujesz się w naszym mieszkaniu niedużym jak wyspa wśród fal, jak palec, czy inna część ciała, skazana przysłowiowo na samotność. Co to, to nie.
Nie dziw się więc, czytelniku, że wszyscyśmy – jak jeden mąż – spragnieni chwil w samotności, sam na sam, czy w tzw. splendid isolation jak kania dżdżu. A że wybór mamy niewielki, bo poza piwnicą, do której – szczerze pisząc – strach schodzić, balkonem niewielkim, na który wyjście - z powodu szerokości geograficznej, pod którą funkcjonuje nasza radosna rodzina, tudzież wysokości dziewiątego piętra i narożnego położenia tegoż, wystawionego na lokalne wichury – jest mocno ryzykowne oraz szafą w zabudowie w przedpokoju, miejsc wyizolowanych raczej brak.
Z niekłamaną radością więc, do perfekcji opanowując trudną sztukę tzw. wymówek gastrycznych, oczekując na odpowiedni moment i uprzedzając ewentualnych przeciwników, anektują spragnieni intymności domownicy kibelek.
O, upragniona samotnio o czterometrowej powierzchni, wyposażona w wadliwą wentylację i nadwrażliwą akustykę. O, skorupo żółwia, do której schować się można przed napierającą zewsząd codziennością. Nic to, że zamknięcie drzwi dla osobników wyposażonych w dłuższe kończyny grozi połamaniem goleni, nic, to że nie jesteś w stanie wyprostować rąk, o swobodnym obrocie nie wspominając. Zresztą, nie miejsce to i pora na obroty swobodne, bo nie o to tu przecież chodzi.
Chodzi o samotność, o oddanie się czynnościom miłym, czasem zakazanym, bez namolnej obecności współtowarzyszy niedoli. A ponieważ współtowarzysze tak łatwo nie rezygnują ze wspomagania nas swą obecnością – drzwi do przybytku wyposażone zostały w mały zamek, uniemożliwiający intruzom wkroczenie na nasz wywalczony teren.
 Idę kupkę – bezwstydnie komunikuje Jasina, zmierzając radośnie w ustronne miejsce. Ręce schował z tyłu, ale Matka dobrze wie, że chowa za plecami tablet, a zabiera go z sobą bynajmniej nie w celach związanych z wcześniejszym radosnym obwieszczeniem. Papier bowiem w toalecie jest, jak i światło, i woda w klozecie.
Radosne „klik” obwieszcza zamknięcie drzwi na amen, a po 10 minutach wszyscy zapominają, że Jasina okupuje samotnię, ba – zapominają beztrosko o Jasinie jako-takim, choć i to nie na długo.
 Ktoś jest w ubikacji…? – dziwi się Tata przed drzwiami tejże, dzierżąc pod pachą płachtę gazety.
Ja jestem! – krzyczy Jasina.
Wychodź, siedzisz tak już od godziny – reflektuje się Tata i ochoczo wypędza Juniora ze słodkiej kryjówki.
Tylko nie na długo… – prosi Matka nieśmiało.
Ale muszę – z wyrzutem w oku odpowiada Mąż i Tata w jednym, znikając za drzwiami i – „klik” – czas staje w miejscu. Na szczęście tylko czas.
Siusiuuuuuu… - krzyczy Stasina bezceremonialnie wprost w otwory wentylacyjne, w które ktoś łaskawy dla metrażów niewielkich wyposażył drzwi.
Ale Stasiu, poczekaj, ty będziesz długo. Mamusia tylko na chwilkę…. – z pewną nieśmiałością oponuje Matka.
Ale ja muszem. I wcale nie na długo, trzy minuty… – kłamie bezwstydnie, bo w dłoniach dzierży dwa samochodziki, co oznacza wyścigi po ścianach w pozycji siedzącej w czasie nielimitowanym.
No nawet posiedzieć chwilę nie można… - sapie Tata, wyjmując swe rosłe ciało z kubatury niewielkiej przestrzeni.
„Klik” i radosny Stasina znika za drzwiami, i to wcale nie na przyobiecane trzy minuty.
A ty długo będziesz? Bo jak też muszę… - pyta Jasina Matkę, coś tam kryjąc w kieszeni.
Nie, nie długo… - mamrocze Matka, choć sama nie wie, czy warto w ogóle wchodzić.
O, to dobrze – cieszy się dziecko. Matka bowiem wie, jak nikt, jak własne dziecko uszczęśliwić.
I oczekując na zakończenie Word Grand Prix, rozgrywającego się obecnie na terakocie jej rodzonej ubikacji obiecuje sobie solennie, że przy następnej wypłacie zainwestuje w kaczkę.
I nie chodzi jej wcale o drób ;).


16 komentarzy:

  1. Przy niedzielnym poranku uśmiałam się po pachy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No toaletowa samotnia najlepsze miejsce do rozmyslan :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I czytelnia, i salon gier... ; ). Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. O tak, samotnie pełna gębą. Znam to doskonale. Nasza lazieneczka nie ma chwili oddechu biedna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to jest, że jak jeden członek rodziny jest w łazience to nagle wszyscy pozostali też mają potrzebę? :)))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Co, jak co ale dobrze, że chociaż w toalecie się można zamknąć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha!!! Usmialam sie, choc z lekka zgroza nawiedzila mnie wizja, ze tak to bedzie wygladac u nas i to juz za rok-dwa. Narazie mlodszy jeszcze zalatwia potrzeby na nocnik, wiec tron ma dla siebie. A corka blaga, zeby do lazienki chodzic z nia "popilnowac". A noz dziecko wpadnie w otchlan kibelka (pomimo nakladki)? ;) Bonusem jest, ze robi co trzeba ekspresowo. Problem maja tylko rodzice, ktorzy w samotni nawiedzani sa regularnie przez potomstwo dopytujace sie "a co robisz?" (jakby widac nie bylo). ;) Zamkniecie drzwi na zamek (jest, a owszem!) nie pomaga. Konczy sie zalosnym placzem, polaczonym z waleniem mala piastka, a czesto popartym jeszcze drapaniem psiej lapy. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas zamkniecie na zamek też nie pomaga - tyle, że zamiast płaczu jest awantura ;). Pozdrawiam wielkanocnie już :)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że takie właśnie były :)

      Usuń
  8. Zegar biologiczny uruchamia się u wszytskich w jednej chwili :)

    OdpowiedzUsuń