Dziś historie łóżkowe, i to nie byle jakie, bo w miłosnym
trójkącie.
A było tak…
Mamo , mamo – dobiega mych złaknionych ciszy uszu rozpaczliwe wołanie z pokoju Jasia.
Patrzę na zegarek – wybiła 12, godzina, kiedy każda szanująca się księżniczka zamienia się w Kopciuszka
i koniec balu panno lalu, bo tak się jakoś plecie na tym łez padole, że moje dzieci – jak jeden podwójny mąż - po 12 zaczynają się budzić z milionem problemów egzystencjalnych.
No nic nie poradzisz, można wręcz regulować zegarki. Jak mówi babcia Aniela (oby to były prorocze słowa) – kiedyś z tego wyrosną.
Mamo , mamo – dobiega mych złaknionych ciszy uszu rozpaczliwe wołanie z pokoju Jasia.
Patrzę na zegarek – wybiła 12, godzina, kiedy każda szanująca się księżniczka zamienia się w Kopciuszka
i koniec balu panno lalu, bo tak się jakoś plecie na tym łez padole, że moje dzieci – jak jeden podwójny mąż - po 12 zaczynają się budzić z milionem problemów egzystencjalnych.
No nic nie poradzisz, można wręcz regulować zegarki. Jak mówi babcia Aniela (oby to były prorocze słowa) – kiedyś z tego wyrosną.
Mamo, mamo – jęczy Jaś (dobrze, że wyrósł już – zgodnie ze
słowami babci Anieli – z etapu nocnego wydzierania się w wniebogłosy, ku uciesze
sąsiadów, szczególnie tych miłych staruszków z dołu, którzy na głośniejszy
tylko odgłos stóp dziecięcych pukają rozpaczliwe w kaloryfer, dając nam jakieś
tajemnicze znaki).
Co Jasinku, co? – porzucam Himalaje prasowania i rzucam się na pomoc truchtem, wznosząc ręce ku górze. Ręce wznoszę, bo Jasinek od trzech dni śpi na łóżku piętrowym na górze właśnie i w okolicach sufitu będę go koić.
Mamo, mamo – zawodzi Jaś – połóż się ze mną.
No, że ja tego nie przewidziałam, kupując to nieszczęsne łóżko! No, nic, co zrobić, służba - nie drużba, wspinam się po pionowej drabince, w pewnym strachu jednak, układam się obok Jasia, wciąż w strachu, bo czy to łóżko wytrzyma ciężar matczyny plus ciężar jasiowy i nie runie w dół, wprost w ramiona śpiącego tam od trzech dni Stasia?
Na wszelki wypadek sztywnieję na jednym boku, żeby zbędnym ruchem nie poluzować jakieś śrubki w konstrukcji łóżka i nie spowodować katastrofy w ruchu powietrznym i lądowym jednocześnie.
Co Jasinku, co? – porzucam Himalaje prasowania i rzucam się na pomoc truchtem, wznosząc ręce ku górze. Ręce wznoszę, bo Jasinek od trzech dni śpi na łóżku piętrowym na górze właśnie i w okolicach sufitu będę go koić.
Mamo, mamo – zawodzi Jaś – połóż się ze mną.
No, że ja tego nie przewidziałam, kupując to nieszczęsne łóżko! No, nic, co zrobić, służba - nie drużba, wspinam się po pionowej drabince, w pewnym strachu jednak, układam się obok Jasia, wciąż w strachu, bo czy to łóżko wytrzyma ciężar matczyny plus ciężar jasiowy i nie runie w dół, wprost w ramiona śpiącego tam od trzech dni Stasia?
Na wszelki wypadek sztywnieję na jednym boku, żeby zbędnym ruchem nie poluzować jakieś śrubki w konstrukcji łóżka i nie spowodować katastrofy w ruchu powietrznym i lądowym jednocześnie.
Jaś zasypia, ja wykonuję podniebny piruet przechodząc nad
nim rozkrokiem, potem efektowny ześlizg po drabince i jesteśmy na dole. Dalej,
dalej, do prasowania, bo nas 1 zastanie, a wyspać się trzeba również, chociaż
te pięć godzin.
Wchodzę na paluszkach do dopiero co odzyskanego dużego pokoju (odzyskanego po przeniesieniu Stasiny do brata na łóżko piętrowe w partie dolne, bo przecież jak tu spać w trójkę z takim rosłym trzylatkiem, można sobie wszystkie części ciała połamać jednocześnie) i z przyzwyczajenia przyświecam sobie telefonem. No, moment, przecież Stasia tu już nie ma – biję się otwartą ręką w czoło! Zapalam więc śmiało światło (ostatni raz zapalaliśmy tu światło po zachodzie słońca 3 lata temu) i dalej, do żelazka.
Wchodzę na paluszkach do dopiero co odzyskanego dużego pokoju (odzyskanego po przeniesieniu Stasiny do brata na łóżko piętrowe w partie dolne, bo przecież jak tu spać w trójkę z takim rosłym trzylatkiem, można sobie wszystkie części ciała połamać jednocześnie) i z przyzwyczajenia przyświecam sobie telefonem. No, moment, przecież Stasia tu już nie ma – biję się otwartą ręką w czoło! Zapalam więc śmiało światło (ostatni raz zapalaliśmy tu światło po zachodzie słońca 3 lata temu) i dalej, do żelazka.
Mamukiiiiiiiiiiiiiiiiii – po upływie niezbyt długiego jednak
czasu stawia mnie na równe nogi - tym razem wrzask - z pokoju Jaśka. No i Stasia
zresztą też. Niemal przypalając się żelazkiem gnam w te pędy, tym razem na dół,
na szczęście.
Co Stasiuniu, co ci ? – dopytuję.
Piciu – zawodzi Staś.
Lecę więc po piciu, potykając się po drodze o stos zabawek do sprzątnięcia, do kuchni doskakuję na lewej nodze (prawa stopa boli mnie po bliskich spotkaniach z samochodzikiem dziecięcym mocno stiuningowanym), nalewam picie, zalewając nieco podłogę, doskakuję wdzięcznie do Stasia – baza zdobyta, dziecko napojone.
Mamuki, siusiu – mówi napojony i bezlitosny zarazem Staś.
Prowadzę nieprzytomnego Stasinę do kibelka, na którym zresztą przysypia, więc po dłuższej, nieruchomej chwili dochodzę do wniosku, że chyba po wszystkim i półśpiącego zanoszę z powrotem do łóżka.
Mamuki, połóz się ze Stasiom – mówi Staś. No co zrobić?
Co Stasiuniu, co ci ? – dopytuję.
Piciu – zawodzi Staś.
Lecę więc po piciu, potykając się po drodze o stos zabawek do sprzątnięcia, do kuchni doskakuję na lewej nodze (prawa stopa boli mnie po bliskich spotkaniach z samochodzikiem dziecięcym mocno stiuningowanym), nalewam picie, zalewając nieco podłogę, doskakuję wdzięcznie do Stasia – baza zdobyta, dziecko napojone.
Mamuki, siusiu – mówi napojony i bezlitosny zarazem Staś.
Prowadzę nieprzytomnego Stasinę do kibelka, na którym zresztą przysypia, więc po dłuższej, nieruchomej chwili dochodzę do wniosku, że chyba po wszystkim i półśpiącego zanoszę z powrotem do łóżka.
Mamuki, połóz się ze Stasiom – mówi Staś. No co zrobić?
Kładę się na dole, ciesząc się w duchu, że to jednak na dole
i staram się nie zasnąć w perspektywie prasowania i wytarcia zalanej podłogi.
A, i zebrania zabawek jeszcze.
Po 10 minutach wstaję cichutko, szczęśliwa, że sen mnie nie znużył, oddalam się na paluszkach –
i masz ci los, coś mi się pokręciło z tego szczęścia odzyskania pokoju małżeńskiego i zamiast – po trzech latach przerwy – zapalić światło w dużym pokoju, naciskam przełącznik w pokoju chłopaków…
Po 10 minutach wstaję cichutko, szczęśliwa, że sen mnie nie znużył, oddalam się na paluszkach –
i masz ci los, coś mi się pokręciło z tego szczęścia odzyskania pokoju małżeńskiego i zamiast – po trzech latach przerwy – zapalić światło w dużym pokoju, naciskam przełącznik w pokoju chłopaków…
Budzą się jak na komendę, jakby tylko na to czekali.
Mamo!!!! – rozlegają się dramatyczne głosy z dołu i góry jednocześnie.
Cicho, cicho chłopcy – próbuję uspokajać. - Śpijcie, śpijcie sobie.
Mamo, połóż się ze mną! – żądają obaj, a ja już wiem, że nie zasną, dopóki nie spełnię ich karkołomnego żądania.
Krótka modlitwa o dar bilokacji nie przynosi skutku, prośby dzieci narastają (pojawia się element mlecznej kanapki – to u Stasia i siusiu – to u Jasia).
Po spełnieniu obu próśb (wiem, wiem, zęby stasiowe – ale co tam, trudno, umyjemy za 4 godziny), wyłączam żelazko, deskę z górą ubrań przeciągam do kuchni, rozmazując na podłodze plamę z napoju, tym razem kalecząc lewą stopę o stuningowany samochodzik, i przenoszę najpierw Stasia, potem Jasia z jego świeżych wyżyn do pokoju dużego, gdzie odruchowo (no, no, jak to człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego) włączam światło, ku obopólnej, zgodnej, braterskie rozpaczy.
Zerkam na zegarek, jest 1.30.
Sąsiad stuka w kaloryfer, kładę chłopaków na łożu, które kiedyś może i było małżeńskie, ale to było dawno i nieprawda. Padam między nimi, międlona boleśnie za obrączkę przez Stasia. Równocześnie ogrzewam swoimi stopami małe stopy Jasia, po czym zasypiam w pozycji na „matkę-desperatkę w wydaniu nocnym”.
Tak oto historia zatoczyła koło, zatrzymując się bezlitośnie na naszym tapczanie.
Łóżko piętrowe, po powrocie z pracy, zajmie rano mąż.
Kto wie, może chociaż jego modlitwy o dar bilokacji zostaną wysłuchane i zrobi to w sposób dosłowny. Miłych snów, kochani ;).
Mamo!!!! – rozlegają się dramatyczne głosy z dołu i góry jednocześnie.
Cicho, cicho chłopcy – próbuję uspokajać. - Śpijcie, śpijcie sobie.
Mamo, połóż się ze mną! – żądają obaj, a ja już wiem, że nie zasną, dopóki nie spełnię ich karkołomnego żądania.
Krótka modlitwa o dar bilokacji nie przynosi skutku, prośby dzieci narastają (pojawia się element mlecznej kanapki – to u Stasia i siusiu – to u Jasia).
Po spełnieniu obu próśb (wiem, wiem, zęby stasiowe – ale co tam, trudno, umyjemy za 4 godziny), wyłączam żelazko, deskę z górą ubrań przeciągam do kuchni, rozmazując na podłodze plamę z napoju, tym razem kalecząc lewą stopę o stuningowany samochodzik, i przenoszę najpierw Stasia, potem Jasia z jego świeżych wyżyn do pokoju dużego, gdzie odruchowo (no, no, jak to człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego) włączam światło, ku obopólnej, zgodnej, braterskie rozpaczy.
Zerkam na zegarek, jest 1.30.
Sąsiad stuka w kaloryfer, kładę chłopaków na łożu, które kiedyś może i było małżeńskie, ale to było dawno i nieprawda. Padam między nimi, międlona boleśnie za obrączkę przez Stasia. Równocześnie ogrzewam swoimi stopami małe stopy Jasia, po czym zasypiam w pozycji na „matkę-desperatkę w wydaniu nocnym”.
Tak oto historia zatoczyła koło, zatrzymując się bezlitośnie na naszym tapczanie.
Łóżko piętrowe, po powrocie z pracy, zajmie rano mąż.
Kto wie, może chociaż jego modlitwy o dar bilokacji zostaną wysłuchane i zrobi to w sposób dosłowny. Miłych snów, kochani ;).
Źródło: faceandlook
Hehehhe świetny post,miałam dosłownie identyczne sytuacje,zmieniliśmy nawet łóżko na większe,bo nie mieściła się cała trójka :)
OdpowiedzUsuńU nas rozwiązaniem miało być właśnie łóżko piętrowe, a skończyło się tak, że ja śpię z Małym "u nas", Starszak na górze piętrowego, mąż zaś na dole... Samo życie :)))). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny (i zapraszam jak najczęściej oczywiście).
Usuńwyrosną;))
OdpowiedzUsuńCała rodzina żyje w takiej nadziei... Pozdrawiam serdecznie :))))
UsuńZabawnie napisany post ale czasami nie bywa tak wesoło :}.
OdpowiedzUsuńMy do niedawna byliśmy na etapie "mamaaaaa oć ! " a teraz "mama posuń się śpię z wami ". Wzrusza mnie mój mały człowieczek który w nocy gramoli się do nas i przytula. Słyszałam różne komentarze na temat podsypania z dziećmi- niestety negatywne ale właściwie co w tym złego że mały szkrab ma ochotę w nocy przytulić się do rodziców. Pozdrawiam cieplutko :}
Ach, te negatywne komentarze... Ja uwielbiam spać z Małym (choć nie jest to wygodne) i nie uważam, żebym go jakoś specjalnie krzywdziła :)))). Już niedługo zresztą będę to wspominała z rozrzewnieniem...Pozdrawiam, dziękuję za wpis. I odwiedzaj mnie jak najczęściej :)))). Miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńHahaha skąd ja to znam. U nas jest Mamusiuuu ja chcę Ciebie :P I piciu, i siku, i baję, ale najbardziej chce Ciebie :P Dobrze, że na razie dziecko jedno, a łóżko w miarę duże. A takie śliczne ma swoje :P
OdpowiedzUsuńU nas Starszy ma takie chwilowe kryzysy, natomiast Mały bez nas w nocy - ani rusz. Tak wiec kolejny zakup w domu to duże łóżko do "naszego" pokoju, bo chyba trochę to nasze wspólne spanie jeszcze potrwa :)))). Dziękuję za wizytę i konmetarz, zapraszam częściej :). Pozdrawiam :)
UsuńA próbiwałaś się roztroić? To dopiero sztuka ;) Łóżko piętrowe + łóżeczko niemowlęce. Jak dobrze, że dzieci tak szybko rosną! Czego i Tobie życzę .
OdpowiedzUsuńDzieci rosną i - jak mówi moja przyjaciółka- tylko patrzeć, a przyprowadzą dziewczyny na niedzielny obiad ;). To ja chyba wolę te nasze nocne "kłopoty":)))). Dzięki za wizytę i zapraszam jak najczęściej. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńU nas tez zmieniliśmy łóżko na większe by "w razie czego" można było się jakoś wyspać :P
OdpowiedzUsuńO, to przewidujący jesteście :). W takim razie nie ma się czego bać, bo w sumie takie wspólne spanie jest baaardzo przyjemne ;))). Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)))
UsuńWyrosna... ;) ale wtedy przyjda inne "problemy" - to tak "na pocieszenie ":))))
OdpowiedzUsuńNo właśnie, małe dzieci - mały kłopot... Tak więc cieszymy się na razie z "tych małych", wiem, że po latach będziemy to wspominać z rozrzewnieniem ;))). Dziękuję za wizytę i komentarz, zapraszam do zaglądania "do mnie". Pozdrawiam :)
UsuńU nas tez wyro pietrowe i dwojeczka. Z tym, ze starsza juz se daje spokoj, ale mlodszy przypelza do ojca, a jak ojca niet to do mnie. tez tak po polnocy mu sie faza zalacza, a ja nie moge zlapac snu glebokiego...Ale kiedys mu przejdzie!
OdpowiedzUsuńPewnie, że przejdzie, chociaż moja bratanica potrafiła przychodzić do rodziców w nocy jeszcze 6 klasie szkoły podstawowej, tak wiec - wszystko przed nami :). Dziękuję za komentarz, pozdrawiam ciepło :)))))
Usuńkochana ja mam jednego i miliony pobudek w nocy :) Fajnie to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńalexanderkowo.blogspot.com
Aniu, nasz Młody i tak budzi się w miarę spokojnie, bo Starszy wydzierał się wniebogłosy ok. 1 w nocy przez ok. 20 minut i nic na niego nie działało. Na szczęście wyrósł ;). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńU nas też bywało. Pietruszka wyrósł, Zochacz wyrosła to i Jachol kiedyś wyrośnie :)
OdpowiedzUsuńAle czy nie będzie żal... ? Nasz Mały rośnie jak na drożdżach, w sumie to będzie przykro, jak przestanie mnie wołać...;). No ale - takie życie. Dzięki za odwiedziny, zapraszam jak najczęściej :). Pozdrawiam ciepło :)))
UsuńJa tam lubię kotłowanie w łóżku :)) Wiadomo, czasem człowiek chciałby się wyciągnąć i samemu zająć całe wyro ale mimo to, ja tam lubię. Wierzę, że taka bliskość też jest potrzebna dziecku i nie chcę jej zabierać :-)))
OdpowiedzUsuńBliskość jest potrzebna i dziecku, i nam ;). Jedyny problem to brak miejsca, ale chyba trzeba po prostu pomyśleć o większym łóżku...;))) Z Małym śpi się przesłodko, ze Starszym zresztą też, z dwoma - trochę ciężko ;). Bardzo się cieszę, że zaglądasz do mnie - dziękuję :)))). Pozdrawiam ciepło :)
UsuńSkąd ja to znam :) Na cichutkie tup tup tup z pokoju synka od razu otwieram oczy, organizm dostaje magicznej dawki adrenaliny, przesuwam ciało w kierunku ciała męża, kota przesuwam też i podnoszę kołdrę, by właściciel małych stópek miał gdzie spać :)
OdpowiedzUsuńTo tup tup to najcudowniejszy odgłos ;). Choć moi nie tupią, raczej wołają, żeby do nich przyjść - tacy wygoni ;). Dziękuję za odwiedziny i komentarz :). Pozdrawiam :)))
Usuńhahah znam to ;) Synek zajmuje całe łóżko. Musieliśmy zmienić łóżko, bo nie było innego wyjścia ;)
OdpowiedzUsuńMy na razie kupiliśmy piętrowe łoże, ale zmian tego w "naszym" pokoju już mamy zaplanowaną ;). Tak myślę, ze wtedy spokojnie będziemy mogli spać wreszcie w czwórkę ;). Dziękuję za wizytęi komentarz. Pozdrawiam, dobrej nocy :))))
Usuńot i nasza rzeczywistość :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa - białe noce ;)))). Pozdrawiam :)
UsuńU nas wygląda to podobnie. Co noc Kuba ok 2:00 przychodzi do nas do łóżka. Ostatnio Artur nauczył się wyjmować szczebelki ze swojego łóżeczka, więc od jego nocnych wędrówek dzielą nas już chyba tylko dni:) Ja swoją drogą uwielbiam to nasze koczowanie :D
OdpowiedzUsuńPewnie lada chwila do Was przytupta, dzieci uczą się błyskawicznie :))). Ja też bardzo lubię to wspólne spanie, tyle że chyba wolę we dwójkę z Małym, z mężem to już na prawdę się nie da, bo Mały już nie jest taki mały :)))). Dziękuję za wizytę i komentarz, liczę na więcej :). Pozdrawiam serdecznie
UsuńCzytając to zastanawiałam się czy mam się śmiać czy łączyć z Tobą w bólu codziennych trudów matki. ;) Chyba i jedno i drugie. Oli śpi z nami nad ranem, czasem wcześniej, zdarza się też, że przesypia cała noc w łóżeczku. Gdyby nie to, że padam na twarz i zasypiam równo z nim, kiedy biorę go do nas żeby ponownie zasnął po przebudzeniu, i nie mam wtedy jak do odłożyć, to zapewne spanie z nami należałoby do rzadkości. A tak? Skopani, potłuczeni niejednokrotnie po balecie, jaki odstawia Oli nieraz w trakcie snu, musimy to po prostu przetrwać. Przecież kiedyś to minie. Musi minąć. ;)
OdpowiedzUsuńMinie, minie - a wtedy pewnie będzie żal, ze minęło i człowiek będzie wspominał z sentymentem... No ale na razie trzeba sobie jakoś radzić, a moi chłopcy na prawdę do małych (mimo wszystko) nie należą, mąż zresztą też. Całe szczęście można wykorzystać to nieszczęsne łóżko piętrowe... ;). Dziękuję za wizytę i zapraszam częściej :))). Pozdrawiam :)
Usuńheh to nasza Żabcia nie jest wymagająca. ona na paluszkach przyjdzie do rodziców aby ich nie budzić, położy się cichutko i da nam wyspać. jesteśmy na etapie oduczania jej nocnych wędrówek. ze skutkiem opłakanym jak na dzisiaj.
OdpowiedzUsuńTo życzę powodzenia :))). My się trochę poddaliśmy, licząc, że samo przejdzie ;). Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz :))))
UsuńU nas proporcje idealnie zachowane jak na tym obrazku dołączonym do wpisu :D
OdpowiedzUsuńCzyli wszytko u Was ok:))). U nas tylko łóżko trochę mniejsze... Pozdrawiam, dobrego dnia :)))
Usuńojej i Ty tak masz co noc? ale tekst jest zabawny :) Moje na całe szczęście śpią w nocy u siebie.
OdpowiedzUsuńW różnym natężeniu, ale tak. Nie to, żebym narzekała, czasem nawet jest wesoło ;). Pozdrawiam i dziękuję za komentarz:)
UsuńU nas jak na razie Fifi wyrzucony do swojego pokoju i łóżeczka, zdecydowanie woli spać tam. Od jakiś 5 miesięcy zdarzyło się mu spać z nami może 3 razy. Przymierzamy się do zmiany łóżeczka na łóżko, ale obawiam się właśnie migracji nocnych;) No i za miesiąc urodzi się nasze drugie cudo. Wiadomo, na początku będzie spało z nami, ale nie wiadomo czy Filip nie będzie chciał dołączyć do stada. Wtedy chyba nie pozostanie nam nic innego jak kupić większe łóżko;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy unikniecie migracji nocnych, ale na pewno pomyślcie o zabezpieczeniu łóżka, nasz Mały kiedyś spadł przyzwyczajony do zabezpieczeń w łóżeczku... Ważny czas przed Wami, zazdroszczę - taki nowo narodzony maluszek w domu to prawdziwa magia :). Dziękuję za wizytę i komentarz. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńU mnie Starszak spi pieknie od malenkosci. Jesli zaplacze to dlatego, ze chce sisiu albo mu sie cos sni. Mlody to jednak agent. Czasami przychodzi do Nas juz o 12, ale przewaznie kolo 3-4 . Przestalam z nim walczyc I podobnie jak Ty...mam nadzieje, ze kiedys z tego wyrosnie... :/
OdpowiedzUsuńStarszy już wyrasta, do Małego fajnie się przytulić, ale penie też wyrośnie niedługo... Wtedy matce trochą przykro będzie, co tu dużo mówić ;). Dziękuję za komentarz i wizytę, zapraszam częściej :))))))
OdpowiedzUsuńNo nieźle masz.. a ja jeszcze narzekam..
OdpowiedzUsuńOj, mam :)))). Ale co tam - najważniejsze, żeby jakieś poważniejsze przygody nas nie nawiedzały - te da się przezyć ;). Pozdrawiam ciepło, miłego dnia :)
UsuńI u nas tak było :) Na szczęście dzieciaki szybko rosną i łatwiej jest je przekonać do własnego pokoju )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj, szybko rosną, to prawda :). Nie wiem, czy już niedługo nie będę tęskniła za tymi nocami ;). Dziękuję za wizytę i komentarz, zapraszam częściej :))). Miłego dnia :)
UsuńUsmiałam się...choć wieczorami chce mi się wyć...pierwsze dziecko przyzwyczaiło mnie do samodzielnego zasypiania, przesypiania całej nocy...ale jak to mówią - sprawiedliwości stało się zadość, co mam mieć lepiej niż inne i teraz od dwóch lat, dzień w dzień wstaje w nocy do młodej...
OdpowiedzUsuńtakże tego, trójkąt w łóżku to u mnie - norma :PP
pzdr
Takie trójkąty to naprawdę bardzo częsta przypadłość rodzinna :). Chyba rzeczywiście trzeba to przeczekać, choć dziś znowu spaliśmy w takim składzie i jestem średnio wyspana... ;). Ale damy radę, już niedługo będziemy wspominać i śmieć się z tych "przygód". Dziękuje za wizytę i komentarz, zapraszam częściej :))). Pozdrawiam :)
UsuńMy również mamy taki "miłosny" trójkąt od urodzenia Wiktorki czyli 9 miesięcy,mała jak śpi w swoim łóżeczku to rodzice za nią tęsknią
OdpowiedzUsuńNo, coś w tym jest :))). Ja tak marudzę, ale uwielbiam spać z dziećmi, a trwa to już kilka lat... :)))). Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz i zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuń"matka-desperatka" w wydaniu nocnym - haha! :))
OdpowiedzUsuńu nas w nocy czasem występują różne migracje - ale zwykle to mąż ląduje na sofie w dużym pokoju, a ja razem z Majką w naszym małżeńskim łożu ;)
Ja często jestem z chłopcami sama w nocy - i weź tu się wtedy czlowieku rozdwój ;). Pozdrawiam i dziękuję za wizytę :))))
OdpowiedzUsuńA, ja to widzę, że mam spoko:) Z synem w jednym łóżku śpimy i przeważnie w nocy nie chce niczego. Czasem tylko buczy jak transformator. Takie złote dziecko:D
OdpowiedzUsuńU nas (odpukać) ostatnio też jakby się trochę uspokoiło. Mam nadzieję, że tak już zostanie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń