sobota, 15 listopada 2014

AUTORYTET NA SPALONYM

Czy ja już pisałam, że Jaś jest zapalonym piłkarzem?
Jeśli nie, to już prostuję: Jaś jest zapalonym piłkarzem.
Zapalonym, i to jeszcze jak!
Oczywiście zapalenie Jasia w temacie piłkarskim odbywa się kosztem jego nie-młodych-już rodziców.
Jakie to koszty, zapytasz? O, przeróżnej natury, że o kilku jego elementach tylko wspomnę: karty Ligi Mistrzów zbierane już 3. sezon (przypomnę, ze paczka kosztuje prawie 5 zeta, o zestawach specjalnych nie wspomnę), karty okazjonalne wystawiane na allegro (cudowna karta z Messim nabyta w całkowitym zaćmieniu umysłowym rodziców pod wpływem szczerych łez dziecięcych jasiowych za 40 zeta plus koszty przesyłki), szeroki wachlarz tekstylny: zestawy strojów piłkarskich typu „w poprzek przez świat” (Lewandowski, Neymar, Kaka, Honda), koszulki klubowe (Legia, Barca, PSG – co tam w tej szafie obok siebie nie wisi!), zestaw obuwia godny szanującej się szafiarki (korki, turfy, halówki) plus liczna galanteria (getry, rękawice piłkarskie, ochraniacze) oraz artykuły okolicznościowe, luźno związane z tematem (kubki, gazetki, plakaty, długopisy, zeszyty, bidony).
Istnieje również aspekt nie mniej kłopotliwy w postaci tzw. logistyki rodzicielskiej. Treningi (3 razy w tygodniu), sparingi – co sobota, czasem – o zgrozo – co sobota i niedziela, zebrania, konsultacje, oooooo!
A żeby nie było, sparingi to wyjazd na cały dzień, np. do Skierniewic, do Radomia, do Łomianek – a tam 5 godzinny turniej, żegnaj więc, żegnaj odpoczynku weekendowy, którego wyczekiwaliśmy jak kania dżdżu już od wczesnych poniedziałkowych godzin porannych.
No więc, co zrobić, co poradzić – pasja to pasja, dziecko to dziecko, nie ma co narzekać, tylko cieszyć się, bo dobrze, ze dziecko ma pasję.
I cieszymy się z mężem – naprawdę – cieszymy się, jesteśmy szczęśliwi, nawet w tych Skierniewicach i Łomiankach szczęście nas nie opuszcza.
Bo pasja to nie tylko wydatki (materialne, czasowe, energetyczne), ale i zyski nie małe, szczególnie w tych komputerowo-smartfonowych czasach. I duch się buduje w młodym człowieku, i kręgosłup moralny i…
No właśnie, kręgosłup moralny, przystańmy tu na chwilę w pogoni naszej opowieści.
Kręgosłup i budujące go autorytety.
Bo ad rem: o autorytecie chcę tu dziś opowiedzieć.
Dokładniej: o autorytecie piłkarskim Jasia, który spadł na nas dość niespodziewanie, a przez to całkiem mocno, wprowadzając w nasz świat pewien chaos i zakłopotanie.
A była to środa. Jasiek wpada jak torpeda po treningu. 
Mamo, mamo, na przyszłym treningu zagra z nami reprezentant Polski, prawdziwy reprezentant Polski, będzie nam pokazywał różne sztuczki, Ale fajnie, ale fajnie – podskakuje na jednej nodze, zupełnie jakby nie biegał przed godzina bez przerwy w te i nazad za piłką.
Ach, ta jasina radość bezcenna!
No i ten reprezentant, matko jedyna! U nas, reprezentant, kto, kto na Boga?
Kiedy Jasio ochłoną, wziął szybki prysznic (tak, tak, kochani, piłkarze, nawet małoletni, biorą tylko szybkie prysznice) i zasiadł rumiany jak pączek między nami, emocjonując  się dalej:
To będzie reprezentant. To znaczy były reprezentant. Teraz jest działaczem (kim, kim??? Czy w ustach mojego dziecka o to pojawił się podstawowy zwrot ze słownika pojęć piłkarskich? No ni chybił – tak!).
Nazywa się Krzysztof Męczyński – relacjonował dalej Jasio.
Męczyński, Męczyński? Nie znam, pierwsze słyszę, Męczyński na pewno?
Może Citko, albo Żuławski? Takie nazwiska tłuczą się po maminej głowie jako przedstawiciele reprezentacji z lat poprzednich? A może nie…? W każdym razie żaden Męczyński w zakamarkach zawodnej maminej pamięci nie kołacze 
się absolutnie. 
Tłucze, nie tłucze, faktem stało się jednak, że pan Męczyński zadomowił się na tyle mocno w świadomości  jasinej, że towarzyszył nam cały wieczór, zjadł z nami kolację, ba, w radosnym trójkącie odrobiliśmy nawet lekcje z polskiego i matematyki. 
Nie, nie, nie to że mi to przeszkadzało. Absolutnie, a nawet wręcz przeciwnie. Autorytet sportowy na miarę reprezentanta Polski był jak najbardziej pożądany dla rozwoju młodego chłopca z powodów oczywistych, więc pewnie, jak najbardziej, zapraszamy, wszystkie ręce na pokład!
Ale że mama jest osobą dociekliwą, by nie powiedzieć po prostu – ciekawską, zanurzyła się w nieprzebrane fale domowego wi-fi, płynąc wdzięczną żabką na spotkanie z tajemniczym jednak co nieco panem Męczyńskim. No i doszło do spotkania, niestety, oko w oko, czy raczej oko-tekst.
I co moje drogie matki, co ja w tych falach nieprzebranych znalazłam? Otóż znalazłam prawdziwą twarz pana Męczyńskiego, oooo, daleką od tej hagiografii spisanej w naszej wyobraźni (z wydatną pomocą Jasia) pismem równym i pewnym.
Twarz pana Męczyńskiego okazała się twarzą po przejściach i to po jakich!
Zacznijmy od korekty.
Pan Męczyński to wdzięczna forma jasina niejakiego Krzysztofa Merczyńskiego.
Pan Krzysztof Merczyński, jednodniowy heros wyobraźni jasinej, potencjalny kandydat na wzór wychowawczy, sportowy i wszelaki inny.
I rzeczywiście, tu Jaś się nie pomylił, spotkał pana Krzysztofa w życiu epizodyczny co prawda moment reprezentowania Polski w piłkarskiej drużynie narodowej (może zresztą na ławce rezerwowych?), ale jednak fakt to fakt. 
No bo niby tak, niby wszystko się zgadza, niby wychowanek KS Drevex, w którym spędził większość piłkarskiej kariery.
Wszystko ładnie-pięknie, w Ilidze 
zadebiutował jako zawodnik Siarki Zagłębie, w której spędził rundę wiosenną sezonu 2000-2002. A nawet – o proszę - wywalczył z nią awans do ekstraklasy i dotarł do finału Pucharu Polski.
W 2004 został nawet zawodnikiem holenderskiego SV Bund
, w którym występował zdobywając w tym czasie nie byle co, bo Puchar Holandii!
No matko, matko jedyna – no jaki zbieg okoliczności, że los nam taki skarb podsuwa na tacy, na talerzu i w ogóle wpycha w ramiona, tylko brać.
Wróćmy jednak do lektury, której Jaś się dopomina: po powrocie do Polski ponownie reprezentował barwy…
I już miałam porzucić tę pasjonującą lekturę, uspokojona i  zaspokojona w ciekawości macierzyńskiej. A tu masz, talerz okazała się dziurawy, miska bez dna, a taca deską do trumny. Bo oto dwa ostatnie zdania, na które matka niepotrzebnie wzrok dociekliwy spuściła, brzmiały jak następuje -  trzymamy się foteli, klawiatury, myszki i bezprzewodowego Wi-Fi -  w październiku 2010 roku został oskarżony o ustawienie meczu RKS Koszalin!
A w grudniu 2012 został – no, nie, nie wierzę - zdyskwalifikowany za korupcję przez Komisję Dyscyplinarną PZPN!!!!
Tu zapada kłopotliwe milczenie.
No nie, nie, nie, to nie może się tak skończyć. Wobec takich kosztów przeróżnej natury, wyrzeczeń weekendowych w Siedlcach, wydawaniu ostatniego wdowiego grosza na paczkę kart Ligi Mistrzów i wycieraniu łez dziecięcych po kolejnej przegranej reprezentacji Polski pan Męczyński taki numer nam wycina????
Oczywiście nie doczytałam Jasiowi dwóch ostatnich zdań (i oczywiście nie z powodów wymienionych powyżej), pozostawiając go w bezpiecznej krainie Męczyńskiego Krzysztofa, króla wślizgu i fantastycznego driblingu (czymkolwiek by to nie było). Facet – było, nie było – nie istnieje.
Swawolna fantazja matczyna spakowała mu walizki i wysłała na kontrakt do
Tureckiej Republiki Cypru Północnego, gdzie przebywać ma dożywotnio, jako sprawdzony i uznany napastnik (???), a  gdzie piłka nożna od ponad pół wieku nieprzerwanie tkwi w głębokim kryzysie (wiem z Internetu).
Cóż, właściwy człowiek na właściwym miejscu ;).

P.S. Nazwy klubów, pozycji zajmowanych na boisku, czy trików piłkarskich są przypadkowe i pochodzą wyłącznie z wyobraźni matczynej, która ni w ząb nie jest ich w stanie spamiętać, co więcej, w ogóle się nawet nie stara.
A tymczasem rozgromiliśmy Gruzję 4:0 i tego się trzymajmy
:).


34 komentarze:

  1. To super, że Twój syn ma pasję! I fajnie, że go z mężem wspieracie. Dobrze chłopak trafił :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Co poradzić, przy chłopakach nie ma wyjścia ;). Ja to już nawet wiem kiedy był spalony, a kiedy Jasiek zasypia po pierwszej połowie meczu, drugą oglądam za niego i opowiadam na drugi dzień. Matka Królów po prostu...;))))). Pozdrawiam Cię ciepło, dziękuję za wizyty i przemiłe słowa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że syn ma pasję. Mój akurat piłką się nie interesuje, podobnie jak mąż ;) Już ja nawet bardziej, choć tylko te naprawdę istotne mecze oglądam, jak gra reprezentacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie interesowaliśmy się sportem zupełnie, nie wiem, skąd syn przyniósł tą miłość do piłki. Żaden mecz nas nie interesował, a teraz proszę, już czekamy na czerwiec 2015 i planujemy wyjazd na mecz Polska-Gruzja na Narodowym. Mały ma na nas wieeelki wpływ :)))). Dziękuję za komentarz, mam nadzieję, ze będziesz do mnie zaglądać często. Zapraszam :)))))

      Usuń
  4. Pasja to sprawa fantastyczna. A jeszcze fantastyczniejsze jest wspieranie przez rodziców pod każdym względem. Chwała Wam wielka za to, niestety wielu rodziców potrafi dzieciom skrzydła podcinać. Młody Ma wiele wiele szczęścia. Tak trzymaj :-))
    W dzieciach fantastyczne jest to, że potrafią się cieszyć naprawdę z rzeczy małych. Że dla niech reprezentant Polski to prawie jak bóg. Nieważne czy aktywnie grał, czy siedział na ławce a już na pewno nie ważne co robił poza boiskiem, ważne jest to że to jest REPREZENTANT POLSKI :))) Naprawdę czasem żal, że w dorosłych to często mija.
    Pozdrowienia dla Was :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te ciepłe słowa, oj, urosłam z 10 cm :)))). Ale masz rację, rodzic musi dopingować dziecko i wspierać je, choć czasami (szczególnie w weekendy) nie bardzo się chce;). Ale mus to mus, a nawet przyjemność:). Pozdrawiam Cię ciepło i zapraszam do "zaglądania"

      Usuń
  5. Ciekawa historia z panem M. takie osoby nie powinny byc raczej zapraszane jako autorytet dla młodych chłopców.. A hobby ma Syn super trzeba miec jakąś pasje w życiu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zdziwiłam, ale widocznie bardzo kocha piłkę i nie może bez niej żyć ;)))). Pasja jasiowa to nasze wybawienie od komputera i innych nowoczesnych używek, więc jak najbardziej. Pozdrawiam ciepło, dziękuję za komentarz i zapraszam częściej :))))

      Usuń
  6. Wpadam z rewizytą! U mnie sportowe są córeczki, syn to artysta lub intelektualista, zależnie od nastroju :) A ja chciałabym, żeby czasem pobiegał za piłką. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, witaj i zostań na dłużej:). Nie ma tu reguły, drugi synek zapowiada się na muzyka, ewentualnie piosenkarza. Ale ma 3 lata, tak wiec wszystko przed nami :))). Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  7. Sport to dobra sprawa. Moja córa jak na razie tylko rowerek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak córcia, to może Jej nożną nie pójdzie. A że dobra sprawa, to się zgadza. Rośnie nam kadra, nie ma co :))))). Pozdrawiam Cię ciepło, dzięki za komentarz i odwiedziny. I zaglądaj, zaglądaj koniecznie :)

      Usuń
  8. Boszzz.... wspólczuję! Jak dobrze, że nasz lokalny autorytet piłkarski nazywa się Krychowiak , jest młody, strzela bramki w reprezentacji i... jeszcze nie zdążył nabroić ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny ten Wasz autorytet :)))). Choć my do "naszego"podchodzimy trochę ze śmiechem - wiadomo, jak jest... ;). Fajnie, że zajrzałaś do mnie - mam nadzieję, że nie ostatni raz :). Pozdrawiam :)))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Posiadanie pasji przez dziecko - bezcenne ;)
    I jak to dobrze, że piłkarskim autorytetem Jasia stał się K. Męczyński. Bo co by to było, gdyby trafiło na K. Merczyńskiego? Wstyd i dyshonor ;)
    Chociaż, po namyśle, stwierdzam, że to wcale nie śmieszne..
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest ze "światem działaczy", choć czasem funkcjonują niebezpiecznie za blisko... ;). Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i komentarz. Mam nadzieję, ze zostaniesz na dłużej :). Pozdrawiam ciepło :)))

      Usuń
  11. Super! ja również zamierzam wpierać synka jak tylko podrośnie, dziecko,ktore ma pasje - to dziecko szczesliwe, zawsze lepiej pograć w piłkę niż cały dzien spedzić na głupotach, Rozwijanie pasji to rozwijanie inteligencji dziecka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piłka jest fajna dla chłopców, jeśli lubią ten sport. Uczy dyscypliny, gry w zespole, odnalezienia się w grupie - tak wiec polecam, mimo wszystko ;))))). Dziękuję za komentarz i zapraszam do częstych odwiedzin :)

      Usuń
  12. Ach ile razy się człowiek jeszcze rozczaruje :P Jak nie narkotyki to pijactwo to korupcja. Ideały są, ale lepiej się w ich temat nie zagłębiać! :D
    Fajnie, że syn ma pasję to piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, kiedy nad wszystkim czuwa super-matka;))))))). No ale to prawda, jakie życie jest - każdy wie, chociaż ciągle mnie jakoś te wszystkie wieści zaskakują.
    Dziękuję za wizytę i komentarz, jesteś niezawodna :)))). Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Och Pietruszka też jest zapalonym piłkarzem. Na szczęście na razie wystarcza mu zbieranie kart Ekstraklasy (tańsze są ;)). No i trenuje w ramach świetlicy więc logistyka prostsza :D.

    P.S. Dziękujemy za zaproszenie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jasiek też zaczynał skromnie i niewinnie, a tu teraz niemal zgrupowania kadry narodowej kilka razy w tygodniu :))))))))))). Choć pasja bardzo pożyteczna, cieszymy się "że się rusza" ;). Bardzo się cieszę, że zajrzałaś - zapraszam jak najczęściej. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  16. późno już, więc powiem tylko - ojejku... i jeszcze ojejku dla tych weekendów... ubawiłam się, choć panem reprezentantem nie za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki Matko za odwiedziny, nawet późne :). Fajnie, że się uśmiechnęłaś na koniec dnia - o to właśnie mi chodzi :)))). Pozdrawiam ciepło, zaglądaj do mnie koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Napisalas chyba o nas? ;)
    Nasz Mlody zaczynal przygode z pilka nozna w wieku 5 lat- w przedszkolu.
    Teraz ma 15 i nadal gra- nie napisze ile Ja km przejechalawm wozac go na treningi, sparingiki, zawody i turnieje :)
    Mecze w zimnie, w cieple- w soboty , niedziele- samo zycie.
    Ciasta na zgrupowania, grillowanie na zjazdach itp.
    ale......po fakcie nadal uwazam, ze warto- rozwoj fizyczny, kontakty kolezenskie, rozwoj emocjonalny,
    Wiec nic- tylko d....pke spiac i " gol"!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Matko, 15 lat - to jeszcze tyle tych wyjazdów przed nami ;)))))))?!
    U nas też się zaczęło w wieku 5 lat i wciąż się nasila :).
    Ale spięci jesteśmy i nie marudzimy za bardzo, bo efekty - sama wiesz, że fajne :).
    Pozdrawiam Ciebie i Twojego piłkarza. Mam nadzieję, ze będziesz tu zaglądać często. Dobrego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  20. mieć pasję, co coś wspaniałego. Mam nadziję, że mój synek też ją znajdzie :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie
    alexanderkowo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochana jeszcze mam pytanie: można Cię jakoś polubić na facebooku? Chciałabym być na bieżąco :)
    Zapraszam na naszego fanpage: https://www.facebook.com/alexanderkowo?fref=ts mam Będzie nam miło

    OdpowiedzUsuń
  22. Coś mi nie idzie z tym fb, ale coś tam zainstalowałam.
    Postaram się prowadzić fb na bieżąco, ale nie wiem czy mi się uda :).
    Pozdrawiam serdecznie:))))

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękne jest posiadanie pasji oraz jej pielęgnowanie. Jasiek jest szczęściarzem, że ma takich rodziców. Mój Starszy ma 3,5 roku, jak na razie nie przepada za nożną. Do innych sportów też nie zauważyłam smykałki..lubi rower, bieganie, tańce. Może z czasem gdzieś bardziej się rozwinie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochana, wszystko przed Tobą - mój stał się fanem w wieku 5 lat, wcześniej w ogóle piłka go nie interesowała. My w temacie sportu jesteśmy tzw. nogi, dopiero podciągnęliśmy się przy nim. Pozdrawiam :))))))

    OdpowiedzUsuń
  25. Hahaha ! :D Fajna ta Stasiowa historia ! :) oby tylko zrezygnował z chęci bycia dziewczynką. Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Już jesteśmy na etapie helikoptera, tak wiec "ma się ku lepszemu" :)))). Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie :))))

    OdpowiedzUsuń